Rozdział 2

56 4 1
                                    


Po 10 minutach szybkiego marszu znajdowałam się już przy drzwiach frontowych domu mojej przyjaciółki. Kilkakrotnie wcisnęłam dzwonek i czekałam, aż ktoś mi otworzy. Po kilku sekundach usłyszałam kroki zbliżającej się osoby. Drzwi powoli uchyliły się i ukazała się w nich wysoka postać.

-Cześć Sophi!- widząc Jake'a nic nie odpowiedziałam, przejechałam wzrokiem od jego stóp do głowy i po prostu rzuciłam się mu w ramiona. Chłopak szybko odwzajemnił mój gest. Ostatni raz kiedy się widzieliśmy, był chyba 3 lata temu, kiedy wyjeżdżał na studia. Od tamtego czasu mój przyjaciel bardzo wyprzystojniał i zmężniał. Teraz był jeszcze wyższy niż przed trzema laty, umięśniony, i jakby to określić... zarośnięty. Jego ciemne włosy były ułożone w artystycznym nieładzie jak zawsze, ale nie w tym rzecz, na jego twarzy było widać prawdziwy zarost, nie jakiś tam koper, ale mimo to w jego czekoladowych oczach nadal można było dostrzec zawadiacki błysk jak za dawnych lat. Kiedy tylko Kati powiedziała mi, że jej brat wraca, nie mogłam się doczekać chwili, w której go zobaczę. I Voila. Właśnie nastał ten moment, gdy ponownie mogę się do niego przytulić i porozmawiać o najgłupszych rzeczach. Nie żebym z Kati nie miała takich dobrych kontaktów, ale od najmłodszych lat byliśmy zgraną ekipą i praktycznie wszystko robiliśmy razem, od głupiego chodzenia do szkoły poczynając, kończąc na wakacyjnych biwakach nad jeziorem. Bardzo się z nimi zżyłam i nie wyobrażałam, i w sumie nadal nie wyobrażam sobie mojego życia bez tej dwójki wariatów.

Gdy wreszcie udało nam się opanować emocje, delikatnie odsunęłam się od szatyna i ponownie zmierzyłam go od stóp do głów.

-No, no, no kochanieńki, powiem ci szczerze, wyrobiłeś się. Nie ma już tego dziewiczego wąsika i zamiast patyków wreszcie wystąpiły mięśnie.- zaczęłam się z niego nabijać.

-Wszystko specjalnie dla ciebie, jakże bym mógł wrócić, taki nieuczesany?-skomentował i obydwoje wybuchnęliśmy gromkim śmiechem, ale cóż by to było za święto, gdyby i on nie skomentował mojego wyglądu. Momentalnie spoważniał i powoli zaczął mnie okręcać. Okiem "profesjonalisty" zmierzył mnie dwukrotnie z każdej strony i zawadiacko się uśmiechnął.

-Fi, widzę jednak, że ty się chyba nie postarałaś na mój powrót, wciąż jesteś hobbitem, a na dodatek jakimś takim niedożywionym. I te oczy, chyba przydały by ci się jakieś denka od butelek, nie myślałaś o tym może ?

-Ooo nie, i co ty teraz zrobisz z takim nieszczęściem?

-No nie wiem, chyba sobie znajdę ładniejszą przyjaciółkę.- odpowiedział posyłając mi szeroki uśmiech.

-Skoro tak stawiasz sprawy, to chyba nic tu po mnie?-zareagowałam, udając obrażoną i powoli ruszyłam w stronę, z której przyszłam.

-Fi, nie obrażaj się to tylko żarty...- zaczął się tłumaczyć, a ja kontynuowałam swoją wspaniałą grę aktorską, przez co chwilę później poczułam w pasie mocny uścisk, a na uchu ciepły oddech chłopaka.

-Przecież wiesz, że się nabijam. Od zawsze mam słabość do twoich małych stópek. - wyszeptał, a ja nie wytrzymałam udawania powagi i prychnęłam głośnym śmiechem, obracając się w jego stronę. Co nie okazało się dobrym ruchem, bo zaatakował mnie łaskotkami. Jak ja nienawidzę, gdy to robi.

-O'Donell, skończ już.- błagałam miotając się w każdą stronę.

-Ładnie poproś.- zażądał.

-Widzę, że żarcik ci się wyostrzył, ale pomarzyć możesz. -wysapałam, nieustannie rzucając się pod wpływem ataku szatyna. Ciągle próbowałam wyrwać się z jego objęć, ale cóż mój metr sześćdziesiąt mógł zrobić przy jego metrze osiemdziesiąt. Musiał by się chyba zdarzyć jakiś cud, który nagle i niespodziewanie miał miejsce, a mianowicie przez moje niekontrolowane i gwałtowne ruchy, przypadkowo uderzyłam Jake'a w szczękę, dzięki czemu udało mi się uciec. Ale nie na długo, kilka sekund później on znów był przy mnie i tym razem zrobił coś czego jeszcze bardziej nienawidziłam przez wypadek w dzieciństwie w roli głównej z tym samym osobnikiem- złapał mnie w biodrach i przerzucił przez swoje umięśnione ramie. Tym razem nie wierzgałam się już tak bardzo, bo wiedziałam jak to się może dla mnie skończyć, zamiast tego darłam się w niebo głosy.

-O'Donell błagam postaw mnie już na ziemi!

-Poproś - "Jake'i kochany, proszę postaw mnie już na ziemi".- powiedział udając mój głos, a ja wymownie przewróciłam oczami.

- No dobrze już... Jake'usi najukochańszy na świecie proszę postaw mnie już na ziemi.- chłopak spełnił moją prośbę i ponownie szliśmy w kierunku drzwi wejściowych, przy których z rozbawieniem malującym się na twarzy stała Kati.

-Widzę, że już się zdążyliście przywitać, a tym samym wszystko wróciło do normy...-skomentowała przyglądając nam się z uwagą. Spojrzeliśmy na siebie i znowu śmialiśmy się ile tylko można .

-Dobra dziewczyny ja już wam nie przeszkadzam, wiem, że macie swoje "dziewczyńskie" sprawy do omówienia, a poza tym muszę jeszcze załatwić kilka rzeczy na mieście. - wyjaśnił, cmokając mnie na pożegnanie w policzek. Kiedy zostałyśmy już same postanowiłam "przesłuchać" moją przyjaciółkę.

- Co się stało? Coś nie gra ze studiami czy może są jakieś inne powody, dla których chciałaś widzieć się tak szybko?

-Można powiedzieć, że trafiłaś w sedno..., w sensie, że faktycznie chodzi o studia.

-To znaczy?- domagałam się dalszych wyjaśnień. W pierwszej chwili pomyślałam< O boże Kati nie dostała się na studia, przecież ona się załamie!>, ale zaraz stwierdziłam, że to nie możliwe, bo jest za mądra i za dużo czasu spędziła nad książkami, żeby teraz się nie udało.

-Dostałam dzisiaj list potwierdzający, że mnie przyjęli, ale nie w tym rzecz. ... Chodzi o to, że jutro lecę do Nowego Jorku.

-ALE JAK TO?- wybuchnęłam z niedowierzaniem, tym samym wybałuszając oczy.

- Pamiętasz jak dzwoniłam, na uczelnię dwa tygodnie temu w sprawie tego pisma?

-Tak, wysłali ci to, ale list nie dotarł.

-Dokładnie, wysłali kolejny, który dotarł dopiero dzisiaj, i okazuje się, że wszyscy kandydaci do jutra muszą znaleźć się w Nowym Jorku, aby osobiście podpisać jakieś dokumenty, otrzymać legitymację studencką oraz żebyśmy zapoznali się z miastem, a co za tym idzie, jutro o tej porze już mnie tu nie będzie. Przed wyjazdem chcę się jeszcze odrobinę tobą nacieszyć...

-Ale czekaj, no jak przecież...- zrezygnowałam wiedząc, że i tak moje przemyślenia w niczym nie pomogą. Po poliku zaczęły spływać mi samotne łzy. Wszystko było do bani. Najpierw Jake wyjechał, nie było go przez 3 lata, jak nie dłużej, a gdy już wrócił i zaczęłam się nim cieszyć to i tak będę płakać, bo moja najlepsza przyjaciółka wyjeżdża na Bóg wie jak długo. I jeszcze dochodzi ta idiotyczna przeprowadzka.

-Nie płacz Sophi, wiem, że wszystko dzieje się za szybko, ale przecież nie będę tam całą wieczność, a poza tym będę do ciebie dzwoniła i na bieżąco zdawała wszystkie relacje z wielkiego miasta. Popatrz na to z innej strony, Jake już wrócił i to teraz on będzie cię "zadręczał".- spojrzałam na nią i blado się uśmiechnęłam.-Mi też nie jest lekko, będę tam sama jak palec, ale wiesz co mnie pociesza? Myśl, że będziesz miała, gdzie przylecieć na wakacje.- wyjaśniła odrobinę poprawiając mi tym humor.- A teraz, lepiej się rusz i pomóż mi się zapakować.- zaczęłyśmy upychać przygotowane wcześniej przez dziewczynę rzeczy do walizki i przechodząc tematem rozmowy na mnie.

-Jak tam twoi rodzice?- wypaliła szatynka.

-W porządku, sprzedają dom i przeprowadzają się do Londynu.-oświadczyłam.

-CO?! A TY? CZEMU NIC NIE MÓWIŁAŚ?!

-Spokojnie. Sama się dzisiaj dowiedziałam, przecież wiesz jak to jest z moimi rodzicami, "wiecznie zabiegani".

- A ty? Co z tobą?

-Nic, zostaję tutaj. Kupili mi jakieś mieszkanie niedaleko, "wszystko jest już opłacone, pozostaje tylko się wprowadzać", tylko jest mały szczególik... Na przeprowadzkę mam czas do końca tygodnia.

-No, ale chyba ci pomogą?- zapytała szeroko rozdziawiając buzię, a ja tylko zaprzeczyłam kiwając głową.



Droga do...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz