Biegając po mieszkaniu tam i z powrotem, jednogłośnie ustaliliśmy, że jeszcze o niczym nie mówimy rodzicom, ale zrobimy to w odpowiednim momencie. Boję się, że to mógł by być dla nich za duży szok.
Kiedy Jake ledwie zdążył rozpakować zakupy, a ja w miarę ogarnąć mieszkanie, moi rodzice byli już na miejscu. Właśnie nalewałam sobie soku, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Jak to ja, niezdara Soph wylałam na siebie napój i pobiegłam szybko się przebrać. Gośćmi natomiast zajął się mój chłopak. Jakież było ich zdziwienie, kiedy to drzwi otworzył im szatyn. Byłam w łazience więc słyszałam całą rozmowę.
-Dzień dobry, miło państwa widzieć. Sophie zaraz przyjdzie, a ja tym czasem zapraszam do środka. -Na moment nastała grobowa cisza, którą postanowił przerwać mój ojciec.
-Cześć Jake,jak się masz? Kopę lat się nie widzieliśmy. Opowiadaj jak tam na studiach, w pracy, jesteś zadowolony?
-Bardzo zadowolony, ale jeszcze bardziej cieszę się, że tu wróciłem, do naszej małej Virgini. Stęskniłem się za tym miejscem i ludźmi, których tu zostawiłem na tak długo.
-Najważniejsze, że już tu z nami jesteś. Nawet nie wiesz jak Sophi się z tego cieszyła. Wykreślała nawet dni w kalendarzu, z niecierpliwością, aż cię zobaczy. Szkoda tylko, że musiała się teraz rozstać z Kati, sam wiesz jak są do siebie przywiązane. -Wtrąciła się mama i w tedy wkroczyłam już ja.
- Hej mamo, hej tato. Dobrze was widzieć.
-Ciebie również kochanie. - Odpowiedział tata przytulając mnie na powitanie.
-Jak minęła podróż? Bez większych niedogodnień ?
-Całkiem przyjemnie, powiem szczerze. Tym razem nie było tylu wrzeszczących na cały samolot dzieci.
-Może dla tego, że zarezerwowałaś bilety w pierwszej klasie kochanie.
-Nie może, tylko na pewno. Nadal nie potrafię pojąć jak można tak wychowywać dzieci, pozwalać im na wszystko... - Spojrzeliśmy z tatą na siebie teatralnie kręcąc oczami.
-Mamo, a ty znowu zaczynasz ten sam temat?
- Tak, bo w ten sposób chcę cię uświadomić, że dzieciom...
-"Nie można na wszystko pozwalać." - Dokończyłam za nią będąc już znudzona tematem rozmowy na, który zboczyliśmy.
-To może ja zaproponuję sok? -Stwierdził chłopak.
-Świetny pomysł. To my z Jakiem pójdziemy już do kuchni, a wy tu sobie porozmawiajcie jak kobieta z kobietą. - <Świetnie faceci się wykręcili, a ja będę musiała słuchać dalszych wywodów mamy>.
-Mamo, daj swoje rzeczy zaniosę je do sypialni.
-Kochanie daj spokój, przecież mam jeszcze ręce i nogi, ale do sypialni możemy iść, musisz mi wszystko wyjaśnić.
-To znaczy co?
-No już nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi.
-Nie czytam w myślach, skąd mam to wiedzieć?
-No już mów, co Jake robi tu o tej porze?
-Nic, po prostu przyszedł w odwiedziny.
-Nie jestem głupia, przecież widzę, że kłamiesz.
-Nie kłamię, poprosiłam go wczoraj, żeby przywiózł mi parę rzeczy ze sklepu po drodze do pracy. To tyle. A ty myślałaś, że co ?
-No, że ty i Jake...Dziwnie brzmiałaś przez ten telefon. Nie wiem czemu to była moja pierwsza myśl.