Rozdział 13

12 2 0
                                    






Nadszedł piątek. Od samego rana robiłam wszystko, byle by nie stresować się balem. Od sprzątania w mieszkaniu zaczynając na zakupach spożywczych kończąc. Cieszyłam się, że mamy ten dzień wolny, bo przynajmniej trochę się wyspałam i spotkałam z Adamem, dzięki któremu mogłam wziąć dzień urlopu w pracy.

Kiedy wreszcie wróciłam do domu było już późne popołudnie i nadszedł czas na wielkie przygotowania, które rozpoczęłam od relaksującej kąpieli. Po niechętnym wygrzebaniu się z wanny, zabrałam się za malowanie paznokci, a później makijaż. Postawiłam na delikatność. Mój makijaż nie był skomplikowany. Wytuszowałam rzęsy, delikatnie podkreśliłam kości policzkowe bronzerem i przejechałam jasną, matową pomadką po moich ustach. Chwilę później zabrałam się za wyciągnięcie sukni dostarczonej przez Jake'a. Może to dziwne, ale wcześniej niż przed samym założeniem, jej nie widziałam i nie żałuję mojej decyzji, bo teraz nie mogę wyjść z zachwytu. Kreacja jest na prawdę piękna. Składa się z delikatnego, koronkowego gorsetu i rozkloszowanej, tiulowej, sięgającej aż do ziemi spódnicy w błękitnym kolorze. Pierwsze co o niej pomyślałam, to to, że jest rodem z bajki o Kopciuszku, co oznacza również, że uzyskałam odpowiedź na pytanie, "za kogo się przebiorę?". Kiedy wreszcie oprzytomniałam, założyłam suknię, pokręciłam włosy w luźne fale opadające na moje odkryte plecy i dopełniłam całość zawieszając delikatny, srebrny wisiorek z jaskółką, który dostałam od Jake' a na urodziny, tuż przed jego wyjazdem na studia. Gdy skończyłam przygotowania, do przyjazdu przyjaciela zostało mi jeszcze kilka minut, przez które przesiedziałam na kanapie jak na szpilkach. Okropnie się stresowałam, że dekoracje się nikomu nie spodobają, albo że coś nie zadziała. Na szczęście z moich beznadziejnych rozmyśleń wyrwał mnie telefon.

-Halo ?

-Soph, możesz już schodzić, czekam przed budynkiem.

-Okey, już wychodzę. Pa.- odpowiedziałam i się rozłączyłam. Pośpiesznie założyłam kremowe szpilki na niewysokim obcasie i "wybiegłam" z mieszkania szybko je zamykając. Chwilę później szłam w stronę czekającego przy samochodzie szatyna. Wyglądał zniewalająco. Czarny smoking z muchą zawiązaną na szyi, podkreślał jego dobrze zbudowane ciało, a całość dopełniały zniewalające perfumy. Patrzyłam się na niego jak w obrazek, ale oprzytomniałam omal nie zaliczając gleby tuż przed zejściem z małego stopnia przy drzwiach frontowych budynku. Przyjaciel w mgnieniu oka pojawił się przy mnie.

-Soph, nic ci nie jest ?- zapytał podając mi rękę.

-W porządku, po prostu jestem niezdarą.- stwierdziłam.-To jak, jedziemy już?

-Co ? Tak, tak. -odpowiedział zdezorientowany i pomógł mi wejść do auta, a ja cichutko chichotałam. Siedzieliśmy jeszcze chwilę w pojeździe w niezręcznej ciszy, kiedy nagle wypalił.

-Soph, pięknie wyglądasz.

-Dziękuję.- odpowiedziałam, czując, że zaczynam się czerwienić.- Ty też wyglądasz niesamowicie.-uśmiechnął się delikatnie i odpalił samochód.- Znamy się tyle lat, a ja nigdy nie widziałam cię tak eleganckiego.

-Mało rzeczy widziałaś.- skomentował zawadiacko.

-Ale wiesz co? Warto było poczekać na taki widok.

-Dobra, dobra już się nie podlizuj.- powiedział wybuchając śmiechem.

- No dobra, skoro tego chcesz... -nastała ponownie cisza, żebym po chwili mogła zacząć go przedrzeźniać. -Jake?

Droga do...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz