Kiedy byliśmy już na dworze, skierowaliśmy się na pobliskie ławki, żeby spokojnie porozmawiać.
-Jake, o co chodzi? Czemu się tak wkurzyłeś?
-Słuchaj Soph, jesteś moją przyjaciółką i martwię się o ciebie. Wiem jaki ten dupek potrafi być okropny. Kilka lat temu byłem z nim na w drużynie, trochę się kumplowaliśmy i doskonale znam jego zagrywki. Podrywa ładne dziewczyny, prawi im komplementy, szepcze miłe słówka, zaprasza na romantyczną kolację wszystko po to, żeby je tylko "zaliczyć". On nie liczy się z uczuciami tych dziewczyn, on tylko pragnie je wykorzystać i zająć się kolejną "zdobyczą". Nie chcę, żeby ten drań zrobił ci coś złego, nie chcę, żeby ktokolwiek ci to zrobił.
-Jake, spokojnie nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Od samego początku rozmowy zachowywał się idiotycznie, i dobrze, że w tedy podszedłeś, ale chcę ci tylko uświadomić, że nie jestem głupia i nie wieżę w każde ciepłe słówko, które ktoś chce mi wcisnąć. Mam oczy i potrafię odróżnić szczerość od kłamstwa.
-Tu nie chodzi o to czy jesteś głupia czy nie, tylko o to, że tego typu faceci są wszyscy tacy sami i dążą do "zdobycia" dziewczyny za wszelką cenę, zrobią wszystko byle ją mieć na swojej liście, rozumiesz? - zapytał obejmując moją twarz dłońmi.- Soph, obiecaj mi, że jeśli tego typu sytuacje będą miały miejsce, nie ważne czy z Zac'iem czy kimkolwiek innym, natychmiast mi o nich powiesz.- nastała cisza.- Sophi, przyrzeknij mi, proszę. - naciskał, a ja tylko pokiwałam twierdząco głową. Jake wtulił mnie mocno w swój tors i delikatnie ucałował w czubek głowy. -No dobra mała, a teraz nie traćmy czasu i chodźmy dalej tańczyć. - zaproponował, a ja się zgodziłam.
-Jake? Ale teraz nie pozwól mnie już odbić żadnemu kolesiowi, zwłaszcza Ralph'owi, okey?
-A co nie podobały ci się te obroty i kocie ruchy Ralpha?- zapytał sarkastycznie, chichocząc pod nosem.
-Sama w to nie wierzę, ale... nie.
-No dobrze, skoro tak doskonale czujesz się w mych ramionach, to cię z nich nie wypuszczę.- stwierdził posyłając mi zawadiacki uśmieszek, a ja tylko przewróciłam oczami.
Po wejściu na salę usiedliśmy z Jakiem przy naszym stoliku i obserwowaliśmy koronację na króla i królową balu. Gdy skończył się ich "królewski" taniec, szatyn zabrał mnie na parkiet by ponownie zacząć zabawę. Nie trwała ona jednak zbyt długo, bo poczułam zmęczenie i stwierdziłam, że chyba czas już wracać do domu.
-Jake, możemy już wracać?
-Jasne. Coś się stało?
-Nie, nic. Jestem tylko zmęczona.
-Rozumiem. - odpowiedział łapiąc mnie pod rękę, po czym wyszliśmy w stronę samochodu. Przyjaciel otworzył mi drzwi i pomógł upchać sukienkę do auta, następnie zajął swoje miejsce i ruszył w drogę.
-Jeszcze raz dziękuję, że ze mną poszedłeś, nie wiem jak ty, ale ja świetnie się bawiłam.
-Cała przyjemność po mojej stronie. - powiedział na chwilę spoglądając w moim kierunku, aby posłać mi uroczy, szczery uśmiech. Co do balu, to muszę przyznać, że było całkiem nieźle. Dobra muzyka, starzy znajomi z drużyny, no i najlepsza przyjaciółka. - delikatnie oparłam się o jego ramie, spoglądając na oświetloną drogę przed nami. Po kilku minutach poczułam, że moje powieki robią się coraz cięższe i chyba zasnęłam, bo następnego dnia obudziłam się w swoim łóżku przebrana w za dużą koszulkę. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał południe, a następnie na to w co byłam ubrana. Początkowo nie wiedziałam co jest grane, ale po chwili namysłu przypomniałam sobie wczorajszy wieczór. Domyśliłam się, że brązowooki zajął się przetransportowaniem mnie z samochodu do mieszkania, ale nie miałam pojęcia czemu jestem w samej bieliźnie i o wiele większej koszulce. Powoli ruszyłam do kuchni, napić się soku pomarańczowego, przy okazji zgarniając komórkę z szafki nocnej. Przygotowałam sobie napój i sprawdziłam telefon, który nie wskazywał nowej wiadomości, ani nieodebranego połączenia, dlatego stwierdziłam, że zadzwonię do kumpla, który z pewnością wszystko mi wyjaśni.
-Halo? - powiedział zaspanym głosem.
-Jeszcze śpisz?
-O hej młoda, co tam?
-W sumie to nic nowego, a co u ciebie?
-W porządku, jak po wczorajszym, wyspałaś się?
-Jak nigdy dotąd, ale słysząc po twoim głosie, to ty raczej nie.
-Nie jest źle.
-To super... A w sumie to masz dzisiaj wolną chwilę?
-Dla ciebie zawsze, a o co chodzi ?
-O nic, tak po prostu chcę się z tobą spotkać.
-No to wbijaj. Ja się szybko ogarnę i jestem cały do twojej dyspozycji.
-Okey, to ja zaraz będę.
-Do zobaczenia.
-No pa pa. - rozłączyłam się i poszłam do łazienki umyć zęby i twarz. Po 15 minutach byłam już w drodze do kolegi. Szłam powoli chodnikami naszego miasta, rozkoszując się powiewającym ciepłym wiatrem i gorącymi promieniami słońca. Kiedy byłam już na miejscu zadzwoniłam dzwonkiem, a po sekundzie przy drzwiach stał już półnagi chłopak. Był w samych szortach, co sprawiało, że jego umięśnione ciało ciągle przykuwało mój wzrok.
-Siemaneczko, wchodź. - przywitał się zapraszając mnie do środka gestem idealnie "wyrzeźbionej" ręki.
-Hejjjj. - weszłam do domu i nie mogłam oderwać oczu od jego idealnego torsu. Na chwilę zapanowała niezręczna cisza.
-Ubrał byś się, a nie paradujesz tu tak porozbierany. - próbowałam jakoś poprawić swoją beznadziejną w tym momencie sytuację, ale nie wyszło to najlepiej.-Przestań, powiedz w prost, że podoba ci się moje ciałko. - odpowiedział "seksownym" tonem głosu, poruszając mięśniami klatki piersiowej.
-Lecz się stary. -prychnęłam rzucając w niego koszulką, która wisiała na balustradzie schodów.
-Nie bądź taka oschła, ja i tak wiem swoje. - skomentował ponownie poruszając mięśniami na klacie.
-Już tak sobie nie pochlebiaj.
-Nie muszę, twoje oczy mówią same za siebie młoda. - stwierdził, na co przewróciłam oczami z bezsilności.
-A tak swoją drogą, to twoje gały wczoraj też chyba widziały za dużo, hymm? - spoglądał na mnie pytająco.
-Nie patrz tak głupio i tak się nie wymigasz. Wiem, że jak wczoraj zasnęłam w aucie to wniosłeś mnie na górę i położyłeś do łóżka, uprzednio zdejmując ze mnie kieckę.
-No tak, ale nie rozumiem co w tym złego?
-Może to, że zamiast zostawić mnie w sukience, rozebrałeś mnie do naga, na dodatek ja nie byłam tego nawet świadoma.
-Oj wypraszam sobie, po pierwsze byłaś w bieliźnie, po drugie założyłem ci koszulkę, a po trzecie niewygodnie by ci się spało w tej kiecce. - pomyślałam nad jego argumentami i w myślach przyznałam mu rację, bo były całkiem sensowne, ale nie zamierzałam mu tego przyznać. <Nie ma opcji, żebym mu dała satysfakcję z wygranej. Co to, to nie.>
-Phii, też mi argumenty...
-I tak wiem, że się ze mną zgadzasz, za długo się znamy, żebym tego nie widział, a ty nadal masz nadzieję, że jest na odwrót. Biedactwo. - skomentował, przytulając moją głowę do swojej nagiej klatki piersiowej, tym samym unieruchamiając moje ręce i zaczął mnie głaskać po policzku i włosach.
-Puść mnie, bo ci coś zrobię! - krzyknęłam szarpiąc się w jego ramionach.
-Uważaj, bo się przestraszę. - zlekceważył moją groźbę i prychnął śmiechem, a ja użyłam ciosu poniżej pasa i to dosłownie. Może nie było to zbyt miłe z mojej strony, ale mam nadzieję, że to go wreszcie oduczy chińskich pieszczot, które na mnie stosuje od niepamiętnych czasów.