Rozdział 16

16 2 3
                                    


-Muszę już iść... - gwałtownie wstałam z piasku, ale on pociągnął mnie z powrotem na dół.

-Kochasz go ? - to było bardziej stwierdzenie niż pytanie, ale gdy padło z ust Adama wybałuszyłam oczy.

-Co? Kogo niby ?

-Nie udawaj, że nie masz pojęcia o co mi chodzi. Doskonale znasz prawdę, ale nie potrafisz się z nią pogodzić...

-Czy ty naprawdę myślisz, że ja kocham...?

-Ja nie myślę, ja to widzę i ciągle się zastanawiam, jak to jest możliwe, że on tego nie dostrzega.

-Co? - zapytałam, powoli czerwieniąc się na polikach. -Ja go nie...

-Nawet nie wiesz jak bardzo widać, co do niego czujesz. W tedy na imprezie nie wiedziałem o co chodziło z tą twoją ucieczką, ale teraz to do mnie dotarło... Widziałaś coś, co między innymi było powodem waszej dzisiejszej kłótni... - obydwoje na chwilę zamilkliśmy.

-Myślę, że powinniście ze sobą porozmawiać, szczerze, o wszystkim.

-Adam, to nie jest takie proste jak ci się wydaje.

-Moją siostrą się nie przejmuj, ona taka już jest przy każdym facecie. Kiedyś też się starała o względy Jake'a, ale jakby to powiedzieć... nie wyszło i już dawno się z tym pogodziła, a teraz chce ci robić na złość, bo jest zwyczajną żmiją. - popatrzyłam na niego nie wierząc, że to powiedział. - Gdy tylko zrozumie, że jej docinki nie mają sensu, da sobie z nimi spokój.Uwierz.

-Ale tu nie chodzi o Margaret, no może w małym stopniu tak, ale wiesz czego się obawiam najbardziej ? Że zostane odrzucona, albo, że moje słowa mogą zniszczyć nasze relacje, a to było by chyba nie do przeżycia...

-Powiedzieć ci tak szczerze, co o tym sądzę ? - zapytał, a ja twierdząco pokiwałam głową. -Myślę, że za bardzo się boisz. Jake nie jest na tyle głupi, żeby wszystko zepsuć...

-On nie jest, ale gdybym mu o wszystkim powiedziała, to ja bym była totalną idiotką.

-Za dużo pesymizmu. Jeśli nie ryzykujesz, nie zyskujesz, a po za tym nawet, gdyby nie wyszło to będzie oznaczało, że najwidoczniej tak musi być, a na ciebie czeka jakiś inny szczęściarz. Jeśli nie spróbujesz, po kilkunastu latach wspominając sobie te czasy, możesz żałować, że mnie nie posłuchałaś. Pamiętaj jednako tym, że nie ma czym się przejmować przed czasem. Uwierz mi, wiem co mówię.

-Sama nie wiem... - powiedziałam, bez przekonania.

-Błagam Sophi, nie przejmuj się tak wszystkim, to nie ma najmniejszego sensu. - stwierdził, obejmując moje ramiona swoją umięśnioną ręką. < Nie wiem jak to jest, ale znam Adama od kilku tygodni, a mimo to jest w nim coś takiego, że nie boję się mu zaufać i rozmawiać na różne, nawet te "osobiste" tematy, jak z prawdziwym kumplem. Bije od niego przyjemne ciepło i dobroć, którą obdarza ludzi, no może z wyjątkiem swojej rudej siostry.> Nagle z rozmyśleń wyrwał mnie głos blondyna.

-Soph, minęło dosyć dużo czasu i muszę już lecieć, żeby nie pomyśleli, że mnie gdzieś wcięło...

-Spoko, ja jeszcze tu trochę posiedzę i też będę się zmywać.

-Może cię odprowadzić? - zaproponował.

-Dam sobie radę. Jestem już duża. - zapewniałam uśmiechając się od ucha do ucha, a on promiennie odwzajemnił mój gest i poszedł w kierunku "naszego obozowiska". Zostałam jeszcze na krótki czas w tym miejscu, żeby pomyśleć o tym co powiedział mi blondyn, jednocześnie wpatrując się w piękny, otaczający mnie krajobraz. Ale po przeanalizowaniu jego słów, wstałam i ruszyłam brzegiem ciepłego morza, w stronę swojego domu.

Gdy weszłam do domu, bezsilnie "rozwaliłam" się na kanapie w salonie, z pudełkiem lodów czekoladowych w reku, oglądając "Titanica". Od samego początku wiedziałam jak to się skończy <potokiem łez>, ale mimo to kontynuowałam swój seans. Gdy film dobiegał już końca, a ja byłam cała czerwona od płaczu < nad śmiercią przewspaniałego, kochanego i meeega przystojnego Jack'a>, uwalona od lodów i Bóg wie co jeszcze - jednym słowem wyglądałam jak siedem nieszczęść, zadzwonił dzwonek do mojego mieszkania. Ruszyłam ku wyjściu jednocześnie wycierając twarz w pierwszy lepszy ręcznik z kuchni. Otworzyłam drzwi i nie miałam pojęcia co mam robić. Przez moją głowę przelatywało tysiące myśli i co najgorsza, żadna z nich nie była sensowna. Stałam w milczeniu zastanawiając się co mam z siebie wydusić.

-Hej. Przyszedłem, bo zostawiłaś to na plaży... - tłumaczył podając mi szarą, płócienną torbę.

-Dziękuję. - wydukałam.

-To ja będę już leciał...

-Jake, zaczekaj! - chłopak odwrócił twarz w moją stronę i przyglądał się badawczo. - Możemy porozmawiać ? - zaproponowałam, on przytaknął tylko skinieniem głowy, przez które automatycznie rozchyliłam szerzej drzwi, jednocześnie zapraszając go do wnętrza mojego mieszkania. Gdy staliśmy już w moim korytarzu, wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić.

-Przepraszam, za tą kłótnię. Wcale tak nie myślę, po prostu... jakby to powiedzieć? No ja... zdenerwowałam się trochę, bo nie przepadam za Margaret i ... - zaczęłam się jąkać.

-I co, bo nie bardzo rozumiem ?

- I myślałam, że spędzimy ten dzień tylko we trójkę, na dobrej zabawie...ale gdy ją zobaczyłam zbliżającą się do samochodu, mój entuzjazm opadł. Próbowałam nawet w samochodzie myśleć, że nie będzie aż tak źle, ale... ona zaczęła działać mi na nerwy no i ... wybuchnęłam. Jake, ja w cale nie uważam, że się zmieniłeś na gorsze, czy coś w tym stylu, bo w sumie to wszystko ja, moja wina, to ja zmieniłam podejście, jeśli można to tak określić. I tego dnia, jak się pierwszy raz spotkaliśmy od tych trzech okropnych lat i razem spaliśmy, a potem rano zrobiłeś pyszne śniadanie i jeszcze na plaży jak uratowałeś mnie przed utopieniem się, no i wczoraj, gdy wyszliśmy na zewnątrz porozmawiać, ja.... chyba sobie coś uświadomiłam.... - zaczęłam nawijać jak katarynka, po prostu chciałam jak najszybciej pozbyć się tych wszystkich męczących mnie myśli. -No bo ja chcę ci tylko powiedzieć, że.... chyba się w tobie zakochałam, ale chcę, żebyś był ze mną zupełnie szczery, jeśli nie czujesz tego samego, to w porządku, zrozumiem... - mój kolejny napad gadulstwa, jednak został w połowie przerwany, bo szatyn niespodziewanie uniósł mój podbródek zimną dłonią, następnie wtopił swoje palce w moje poplątane włosy jednocześnie popychając mnie w stronę ściany, tak że cała do niej przywierałam i zaczął namiętnie muskać moje rozgrzane wargi. To wszystko działo się tak szybko, początkowo nie wiedziałam co się dzieje, a tym bardziej nie spodziewałam się takiej reakcji brązowookiego, kiedy jednak wszystkie informacje zostały przetworzone w moim mózgu, objęłam jego umięśnione plecy rękoma, które jeszcze kilka sekund wcześniej trzymały brudny ręcznik z szarą torbę, i odwzajemniłam jego pocałunek. Nasze usta tańczyły w romantycznym tańcu, rozkoszując się każdą wspólną chwilą, co spowodowało nagły przypływ ciepła do mojego brzucha, które z każdą sekundą podnosiło się coraz wyżej. Widziałam już, że mogę odetchnąć z ulgą, bo wszystkie zdarzenia, nagle zmieniły przebieg "akcji" mojego, jakby się mogło wcześniej wydawać, bezsensownego życia. W tej właśnie chwili poczułam, że wreszcie komuś na mnie zależy w ten wyjątkowy sposób, czułam się bezpiecznie w jego objęciach, byłam pewna, że nic mi nie grozi, ba mam przy sobie ukochaną osobę. Mojego wspaniałego przyjaciela i ukochanego Jackoba O'Donella.

Droga do...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz