Rozdział 18

17 1 0
                                    


Następnego ranka obudziły mnie wpadające do mojej sypialni, promienie słońca. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, ale nikogo po za mną w nim nie było. Czułam tylko dochodzący z kuchni, smakowity zapach naleśników. Opatuliłam się w cieplutką kołdrę i doczołgałam do pomieszczenia, z którego unosił się aromat słodkiego posiłku, przygotowywanego przez mojego blond kolegę bez koszulki. Trochę się zagapiłam na jego umięśnione ciało, ale zaraz oprzytomniałam przypominając sobie o Jake'u.

-Dzień dobry. - przywitałam się niemrawo, na co chłopak odwrócił się od kuchenki i posłał mi gorący uśmiech.

-Hej, jak się czujesz ?

-Trochę lepiej, ale szału nie ma. - Odpowiedziałam zajmując miejsce przy stole.

-Nieźle nas wczoraj wystraszyłaś...

-Przepraszam, nie chciałam was niepokoić. Naprawdę myślałam, że to nic takiego.

-Już dobrze, nie musisz mi się tłumaczyć. Może to i lepiej, że tak się stało, bo przynajmniej miałaś opiekę. - stwierdził posyłając mi oczko.

-No w sumie, a tak swoją drogą to dlaczego tu jesteś?

-Hymm, no nie wiem, może dlatego, że nie miałem możliwości uciec? - zaśmiał się, a ja nie bardzo wiedziałam o co chodzi. - A tak na poważnie, to zasnęłaś. Nie miałem serca cię wybudzać, bo bardzo potrzebowałaś odpoczynku, a po za tym, kto normalny zostawiłby otwarte mieszkanie na całą noc.

-Dziękuję, za wszystko. Ciągle mi pomagasz, a ja nie wiem jak ci się odwdzięczyć.

-To drobiazg, nie musisz niczego robić.

-Ale chcę. Mam nadzieję, że chociaż się wyspałeś?

-Muszę przyznać, że nie było źle, chociaż...

-Co takiego ?

-Nie, w sumie to nic. - Stwierdził podśmiewając się pod nosem.

-Jak zacząłeś to dokończ. "W sumie to dobrze się spało, ale...?"

-Ale chrapałaś jak smok. - Stwierdził i wybuchnął śmiechem.

-Ha ha ha, zabawne, naprawdę, ubaw po pachy.

- No co, przynajmniej byłem szczery. - Przyznał, a ja przewróciłam oczami i zabrałam się za jedzenie śniadania. -Nie mogło być, aż tak źle? - Zakłopotana przeżuwałam placek i spoglądałam z nadzieją na kolegę, ale on tylko posłał mi uśmiech i wrócił do smażenia. -Przepraszam, jestem okropna. Nie dość, że nie mogłeś przeze mnie wrócić do domu, to jeszcze się nie wyspałeś. Głupia, głupia, głupia. - Szeptałam sama do siebie, ale najwidoczniej Adam wszystko słyszał i ponownie zaczął się śmiać.

-Nie mogę! - wydusił przez śmiech, a ja patrzyłam na niego jak na szaleńca. - Szkoda, że nie widziałaś swojej miny. Była naprawdę nie do opisania. Nie sądziłem, że się nabierzesz. Wszystko jest okey, a ty nie powinnaś być dla siebie taka surowa. Nawet gdybyś chrapała, to co z tego? Zrozumiałbym, tym bardziej, że jesteś chora.

-Ale się z ciebie nagle żartowniś zrobił. No naprawdę, kawalarz pierwsza klasa. - Stwierdziłam pochłaniając kolejną porcję pyszności.

-Nie obrażaj się. Nie mogłem się powstrzymać, żeby nie wcisnąć ci tego kitu...

-Dobra, dobra. Już się nie tłumacz, ja i tak wiem swoje.

-No przepraszam... - Ciągnął, kiedy niespodziewanie prychnęłam gromkim śmiechem, co nie było zbyt dobre w moim stanie, ponieważ chwilę później zaczęłam tak kaszleć, że omal nie wyplułam płuc. Adam szybko zainterweniował podając mi szklankę wody i porcję lekarstw, które znalazł w mojej "apteczce".

Droga do...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz