Rozdział 3

47 4 4
                                    


-No chyba sobie jaja robisz!- skomentowała z oburzeniem Kati, a ja siedziałam obojętnie, bo co niby miałam zrobić? Kłótnie i wrzaski tu nie pomogą, a moi rodzice, nie zmienią się nagle w kochających i zamartwiających się mamusię i tatusia. Jestem już przyzwyczajona do tego jacy są, a może do tego, że nigdy ich nie ma, zwłaszcza w tedy, gdy są najbardziej potrzebni.-Ja coś wymyślę Soph! -nagle wypaliła dziewczyna, a ja odpowiedziałam jej tylko uśmiechem. Wiem, że Kati chce dla mnie jak najlepiej, ale nie sądzę, żeby w tak krótkim czasie wpadła na jakiś genialny plan.

- O której masz jutro samolot?- postanowiłam zmienić temat.

-O 9.00, ale nie myśl sobie, że tak po prostu się dzisiaj pożegnamy. O nie, nie, nie, kategoryczne nie! Jutro moja droga odpuszczasz sobie szkołę i jedziesz ze mną i Jake'iem na lotnisko.

-Dobrze mamusiu, skoro tak stawiasz sprawy..., ale jeśli mamy wcześnie wstać to powinnam już zbierać się, bo nie wstanę.

-Ty nie dasz rady, a po za tym nikt cię stąd nie wygania, możesz u mnie nocować.

-Ale moi rodzice...

-Twoi rodzice nie są osobami, które zbytnio się o ciebie troszczą, i nawet nie zbyt się przejęli tym, że wyszłaś z domu, więc wydaje mi się, że wystarczy do nich przedzwonić i oświadczyć, że śpisz u mnie.

-Nie mam nawet rze...- nie dokończyłam mówić, bo do pokoju "wpadł" brat mojej przyjaciółki.

-Dziewczyny chcecie coś do jedzenia, bo robię właśnie tosty? - spojrzałam na koleżankę upijając łyk wody, a ona zamiast odpowiedzieć mu na pytanie, wypaliła - Jake ci pomoże!- obydwoje z chłopakiem spojrzeliśmy na nią pytająco, przy czym ja wybałuszyłam oczy i wyplułam łykniętą wodę.

-Ale w czym pomogę? -szatyn domagał się wyjaśnień, ale ich nie uzyskał, bo ja zaraz się wtrąciłam.

-Nie ma mowy Kat! Po pierwsze, najpierw należało by z nim o tym porozmawiać, a poza tym nie sądzę, żeby miał czas na bawienie się w transportera.

-Haloo ja tu jestem!-oświadczył.- A teraz niech mi któraś wyjaśni na co miałbym lub nie miał bym czasu?!

-Sophi potrzebuje pomocy przy przeprowadzce.

- Jakiej przeprowadzce, wyjeżdżasz gdzieś?!- spojrzał na mnie pytająco z rozdziawioną buzią.

- Nie, Jake. Moi rodzice oświadczyli mi dziś, że sprzedają dom, a ja do końca tygodnia mam czas na przeniesienie wszystkich rzeczy do nowego mieszkania, które dla mnie kupili Bóg wie kiedy.- odpowiedziałam wymownie przewracając oczami, bo nie lubiłam prosić kogoś o pomoc. Wolałam pomęczyć się sama, mimo, że wychodziło to z różnym skutkiem.

- Dlatego jej jutro pomożesz.- wtrąciła się moja przyjaciółka.

- Kat nie podejmuj decyzji za...

- Z miłą chęcią. -oznajmił

-No to super kochani, a teraz bracie wracając do twojego poprzedniego pytania, tak możesz nam zrobić pyszne tościki, tylko dużo bo Fi zostaje na noc.

-Przecież mówiłam, że nie mam rzeczy do spania, a twoje są już zapakowane. - Zgromiłam przyjaciółkę chłodnym spojrzeniem.

-Ale to nie problem, pożyczę ci jakąś koszulkę. - zadeklarował się Jake, a ja kolejny raz tego dnia przewróciłam oczami i westchnęłam teatralnie, tym samym oznajmiając, że nie mam już do nich siły.

- No to dobrze moje drogie panie, a teraz was już muszę przeprosić i zostawić na momencik, ponieważ idę przygotować jakże wykwintną i pożywną kolację.-oświadczył kłaniając nam się nisko z jedną ręką na brzuch, a drugą opartą o plecy. -momentalnie wybuchnęłyśmy z Kat gromkim śmiechem, udało nam się go dopiero opanować po chwili, gdy chłopak wyszedł z pokoju. Wykorzystałam wolny czas przed kolacją na telefon do mamy z oświadczeniem, że zostaję u przyjaciół. Nie długo później "kucharz" zawołał nas na posiłek. Wchodząc do salonu dostrzegłyśmy cały talerz naleśników zamiast tostów, słoiki z konfiturami, nutellą i miodem, a w dzbanku chłodne kakao. Wiem, że na noc nie powinno się zbytnio obżerać, ale jak tu nie ulec takim pysznością. Siedzieliśmy z przyjaciółmi na podłodze przy małym stoliku kawowym zajadając się wybornym posiłkiem i oglądając stare filmiki z naszego dzieciństwa, głownie jeden dłuższy z urodzin Kate. W głowie utkwił mi głównie jeden moment, kiedy to mała Kati stała przy torcie i wymyślała, życzenie, a Jake przedrzeźniając ją udawał, że zdmuchuje świeczki. W końcu, gdy solenizantka miała już po dziurki w nosie zachowania swojego starszego o 3 lata brata, zdmuchnęła świeczki i niespodziewanie wepchnęła jego głowę w wielki śmietankowy tort. Wszyscy zaczęliśmy się zachodzić do śmiechu, ale nie mogłam tego nie skomentować.

-Kat.... już nawet w tedy... wiedziałaś gdzie... jest jego miejsce.- wydukałam przez śmiech, posyłając małego kuksańca w ramię przyjaciela. I wszyscy jeszcze głośnie zaczęliśmy "rżeć" . Kiedy wreszcie udało się nam opanować, Kat zauważyła, że jest już dosyć późno i postanowiła ruszyć w stronę łazienki, tym samym zostawiając Jake'a i mnie samych. Zaczęłam zbierać wszystkie naczynia, a chłopak pozanosił słodkie dodatki i wziął się za zmywanie, ja tym czasem skorzystałam z tego, że moja przyjaciółka wyszła już z wanny. Wzięłam szybki prysznic, wytarłam się ręcznikiem wcześniej przygotowanym przez Kat i spojrzałam na półkę na której powinna być moja koszulka do spania. Właśnie POWINNA. Szybko zawinęłam się w przykrótki ręcznik i ruszyłam do pokoju kumpla, do którego weszłam bez pukania, bo drzwi były uchylone. Chłopak siedział do mnie tyłem robiąc coś na komputerze.

-Jake, mógłbyś pożyczyć mi tą koszulkę?- zapytałam na co szatyn gwałtownie się odwrócił. Przez chwilę nic nie mówił, widziałam jak tępo się na mnie gapi.- Halo Jake ! - wyrwałam go z transu.

-Hyyy, koszulka, tak tak, już ci daję. Podszedł do wielkiej komody pod ścianą i wyciągną z niej pierwszy lepszy t-shirt i podał mi go, ciągle nie odrywając ode mnie oczu.

- Nie gap się tak.- zasugerowałam uderzając go zwiniętą koszulką w tył głowy, co na szczęście pomogło. Wróciłam do łazienki, żeby przebrać się w koszulkę i rozpuścić moje długie, piaskowe fale na ramiona. Po ukończeniu wieczornej toalety skierowałam się do sypialni przyjaciółki. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że Kati już smacznie chrapie, "rozwalona" na całym łóżku. Wyciągnęłam z pod jej głowy jedną z poduszek, wzięłam koc z fotela i rozłożyłam się na podłodze koło łóżka. Próbowałam zasnąć, ale nie dało się, po prostu nie potrafiłam spać przez cholerne chrapanie mojej kumpeli. Przewracałam się z boku na bok, rozkopywałam koc, którym się okryłam, aż w końcu zrezygnowana, zabrałam manatki i po cichu wyszłam z pokoju. Na korytarzu natknęłam się jeszcze na czyściutkiego i ładnie pachnącego Jake'a, który badawczo zmierzył mnie wzrokiem.

- A ty jeszcze nie śpisz?

-Zasnąć przy tym chrapaniu, to nie lada wyczyn.- skomentowałam wskazując na drzwi do pokoju koleżanki.- Pójdę do salonu na kanapę. -dodałam.

-Nie wygłupiaj się, tam też się nie wyśpisz, poza tym rodzice wracają po drugiej z nocki i mogli by cię obudzić.

-To niby gdzie twoim zdaniem mam iść? - zapytałam, a chłopak ruchem ręki wskazał swoje łóżko.

-No chyba sobie jaja robisz.

-Nie, mówię całkiem poważnie. Możesz być spokojna, nie chrapię, nie gadam przez sen, ani nie zgrzytam zębami...

-Dobra, ale kładę się na podłodze.- zadeklarowałam, układając poduszkę i koc na dywanie koło łóżka chłopaka, a następnie samą siebie. Jake w tym samym czasie ułożył się w swoim ogromnym i miękkim łożu. Leżałam na plecach próbując usnąć, po paru minutach obróciłam się na brzuch, a chwilę później znowu na plecy.

-Jesteś pewna, że chcesz tam spać? Bez obaw znajdzie się tu dla ciebie miejsce.- oświadczył, poklepując kawałek materaca. Nic nie odpowiedziałam, tylko podniosłam się na łokciach i zaczęłam układać poduszkę delikatnie ją ugniatając.

-Sophi nie wydurniaj się, przecież nic ci nie zrobię.- nalegał, a ja zdenerwowana wstałam z podłogi i położyłam się przy szatynie.

-Robię to tylko dlatego, że od kwadransa trujesz mi tyłek.- sprostowałam, a on zaczął chichotać.

-Niech ci będzie.- dodał swoje 5 gr. i zamilkł.


Droga do...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz