Rozdział 22

7 1 3
                                    

Stałam w pustym mieszkaniu nie wiedząc co się dzieje i co mam robić. Nie trwało to jednak długo, bo po jakiś 5 min mój przyjaciel wrócił z butelka czerwonego wina i reklamówką pełną jakiś przekąsek.

-Nie wierzę! - Stwierdziłam wybuchając gromkim śmiechem.

-No widzisz, ma się te sposoby. - Odpowiedział zalotnie poruszając brwiami.

-A tak na poważnie, to skąd to wziąłeś?

-To moja słodka tajemnica. A teraz siadaj w salonie, a ja zaraz podam naszą wykwintną kolację.

-Może ci w czymś pomogę?

-Nie. - Stanowczo zadeklarował.

-Jesteś pewien? - Ciągnęłam, bo czułam się głupio w sytuacjach, w których ktoś się czymś zajmował, a ja musiałam bezczynnie czekać.

-Sophi, nie kombinuj. - Nic już nie odpowiedziałam tylko głośno westchnęłam, na co on wybuchnął śmiechem, a chwilę później dołączył do mnie.

Siedzieliśmy w pół mroku, na miękkim dywanie przy dużym oknie, z którego w ciągu dnia z pewnością można było podziwiać niesamowite widoki. Zajadaliśmy się słonymi krakersami maczanymi w sosie serowym i popijaliśmy wino, ciągle rozmawiając, jakbyśmy tego nie robili od wieków. Lubiłam takie wieczory w towarzystwie szatyna, bo zawsze wymyślaliśmy coś głupiego i nie musieliśmy się przed sobą krępować.

W pewnym momencie stwierdziłam, że mam potrzebę wyjścia do toalety. Przy próbie podniesienia się z podłogi, zakręciło mi się w głowie, co z pewnością było spowodowane wypiciem za dużej ilości alkoholu jak na moje możliwości i prawie wylądowałam na Jake'u. Byłam już delikatnie rozweselona, więc nie przejęłam się faktem wylądowania głową na jego kolanach, tylko zachodziłam się głupkowatym śmiechem, tak samo z resztą jak szatyn.

Kiedy wreszcie udało nam się odrobinę uspokoi, przyjaciel pomógł mi wstać i spokojnie mogłam załatwić swoje potrzeby, a on trochę ogarnął bałagan, który zrobiliśmy.

Po wyjściu z nieziemskiej łazienki, skierowałam się do kuchni, w której chłopak mył naczynia.

-Wow, nadal nie mogę przestać się zachwycać tą boską... - Nie dokończyłam, bo jak to ja, niezdarna Sophi, po raz kolejny tego dnia omal się nie wywróciłam. Omal, ponieważ znów przed upadkiem na twarde kafelki uchronił mnie mój znajomy, łapiąc w ostatniej chwili za biodra.

-Ostrożnie, bo się jeszcze połamiesz, a tego byśmy nie chcieli. - Powiedział, a ja odwróciłam się do niego twarzą i posłałam mu uśmiech. Staliśmy bardzo blisko siebie, ale dla żadnego z nas nie było to niezręczne.

-Uwielbiam twój uśmiech... - Stwierdził, a ja nie mając pojęcia o co mu chodziło, uśmiechnęłam się jeszcze bardziej. Zbliżył się do mnie na tyle blisko, że z pewnością mógł usłyszeć moje kołatające w tym momencie serce. Spoglądałam ciągle w jego hipnotyzujące, czekoladowe oczy, kiedy ostatecznie przysunął się, aby oddać mi pocałunek. Nie spodziewałam się tego po nim, a z drugiej strony bardzo tego pragnęłam. Biłam się ze swoimi myślami, bo nie byłam pewna czy to przypadkiem nie kolejny sen. Delikatnie odsunęłam się przerywając pocałunek, co chyba trochę go przestraszyło.

-Soph, przepraszam, ja nie wiem, czemu to zrobiłem... - Próbował się tłumaczyć, ale nie dałam mu dokończyć, bo ponowiłam, tak długo wyczekiwany pocałunek. Wplotłam swoje palce w jego miękkie włosy, a on objął mnie w tali, namiętniej całując. Nie przerywając tańca naszych warg, Jake podniósł mnie łapiąc za pośladki, przy czym cichutko pisnęłam w jego ustach, i po omacku skierował się do swojej nowej sypialni. Delikatnie ułożył mnie na miękkim materacu i na kilka sekund oderwał swoje wargi od moich, aby muskać nimi moją szyję. Czułam jak przez moje ciało przechodzi co raz to większa fala gorąca. Chłopak wędrował swoimi ciepłymi palcami po moim brzuchu, delikatnie z każdym ruchem unosząc moją koszulkę, aby w fazie końcowej całkowicie ją ze mnie ściągnąć. Z każdą następną sekundą jego pocałunki schodziły co raz niżej. Na obojczyki, piersi, brzuch, ja natomiast nie zamierzałam być mu dłużna i również w szybkim tempie zrzuciłam jego t-shirt na podłogę, co pozwoliło mi delektować się jego pięknie wyrzeźbionym ciałem. Kidy poczułam jego usta na wysokości pępka, uniosłam jego podbródek, dając mu znak, aby wrócił do całowania mnie w usta. Grzecznie posłuchał. W tedy to ja przejęłam inicjatywę i obróciłam się tak, aby na nim leżeć. Nie przestawałam muskać jego ust, jednocześnie ocierając się swoim ciałem o jego. Krążyłam swoimi palcami po jego torsie od czasu do czasu składając na nim ciepłe pocałunki.

Jake ponownie odwrócił mnie na plecy pieszcząc moje ciało. Miał rozpinać moje jeansy, kiedy nagle usłyszeliśmy dźwięk sms'a. Po zamilknięciu telefonu, szatyn kontynuował, ale ponownie zabrzmiał ten sam dźwięk, więc postanowiłam sprawdzić komórkę. Delikatnie podniosłam się na łokciach i wyciągnęłam urządzenie z tylnej kieszeni spodni, szatyn natomiast opadł na łóżko tuż obok mnie.

Odczytałam wiadomości, które po raz kolejny pochodziły od "tajemniczego wielbiciela".

"-No hej złotko, strasznie się za Tobą stęskniłem. Może się niebawem zobaczymy?"

"- Wiem, że jesteś ze swoim kolegą, ale mam nadzieję, że nie zrobisz żadnej głupoty, bo w tedy porozmawiamy inaczej. Jestem strasznie zazdrosny o taką dupeczkę jak ty. A jak jestem zazdrosny to już nie jest tak przyjemnie."

-Kto to? - Zapytał zaciekawiony szatyn.

-Nikt ważny. - Wyjaśniłam, posyłając mu uśmiech, żeby się nie martwił, ale sama bałam się jak cholera.

-To świetnie. -Stwierdził, ponownie składając pocałunki na moim ramieniu, ale tym razem musiałam mu przerwać. Za bardzo się bałam o to, że ten psychopata może coś zrobić Jake'owi.

-Jake, przepraszam. Ja...ja nie mogę. To znaczy chciałabym, ale nie teraz, nie pod wpływem alkoholu. Mam nadzieję, że rozumiesz? - Próbowałam coś wymyślić, żeby szatyn nie zaczął czegoś podejrzewać.

-Sophi, jesteś jakaś zdenerwowana. O co chodzi. Jeśli nie chcesz, nie musimy tego robić. Wiem, że to wszystko za szybko...

-Nie chodzi o to. - Przerwałam mu.

-A o co?

-Nie mogę ci teraz powiedzieć, ale nie musisz się o mnie martwić.

-Na pewno?

-Tak Jake. Ale teraz powinnam już lecieć. - Oświadczyłam zakładając koszulkę.

-Przecież możesz tu zostać...

-Wiem, ale naprawdę muszę już iść.

-Chyba nie zamierzasz wracać teraz sama autobusem? - Nic nie odpowiedziałam. - No chyba sobie żartujesz, myśląc, że cię tak po prostu wypuszczę. Nie ma mowy. Zaczekaj chwilę zadzwonię po Adama. -Głośno westchnęłam, a on wykonał telefon.

-"No hej stary, sorry, że o tej porze, ale jest sprawa...Mógłbyś przyjechać do wschodniej części miasta i zgarnąć Soph, bo trochę zabalowaliśmy?... Na bursztynową 16/10, niedaleko portu...Dzięki stary, mam u ciebie dług wdzięczności....Okey, to będziemy czekać." Załatwione, Adam będzie za 20 min, a ty w tym czasie wyjaśnisz mi o co chodzi.

-Ale Jake, tu nie ma co wyjaśniać, przypomniałam sobie, że jutro mam parę spraw do załatwienia i tyle.

-Przecież widzę, że kręcisz...

-Och, naprawdę...

-Wiesz co mi się wydaje? Że to przeze mnie. To wszystko, za szybko. Przepraszam, nie chciałem wywierać na tobie presji, trochę mnie poniosło, ale zaczekam. Mnie się nigdzie nie śpieszy. -Uśmiechnęłam się tylko.

-Jake, mogę ci zadać pytanie?

-No jasne, przecież miedzy nami nic się nie zmieniło, no nie? - Przytaknęłam tylko skinieniem i kontynuowałam.

-Chodzi mi o to, jak to teraz będzie, w sensie z nami, ze wszystkim?

-Nie mam pojęcia. Ale wiesz czego jestem pewien? - Zaprzeczyłam skinieniem głowy. - Jestem pewien, że strasznie mi na tobie zależy, na twoim bezpieczeństwie i na tym, żebyś była szczęśliwa. -Wyznał i przytulił mnie całując w czubek głowy. - Liczysz się tyko ty. - Uśmiechnęłam się na jego słowa i jeszcze mocniej w niego wtuliłam. Czułam się tak bezpiecznie, jak nigdy dotąd. 

Droga do...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz