Rozdział 26

9 1 1
                                    

Poniedziałek. Pracę czas zacząć. Jake zawiózł mnie do baru z samego rana. Po wejściu do lokalu przywitał mnie okropny smród i bałagan. Gdy weszłam w głąb pomieszczenia nie dostrzegłam nikogo, ale byłam pewna, że bar nie jest pusty. Z zaplecza dochodziły głosy burzliwej rozmowy. Wiedziałam, że to głosy Henrego i Adama.

-...miałeś tego dopilnować, ale tego nie zrobiłeś! Przychodzę i co zastaję?! Syf, wszędzie potłuczone szkło i zarzygane kible! Nie można było tego  posprzątać wczoraj?! Za godzinę otwieramy. Macie się wyrobić!

-Przecież nie damy rady tego ogarnąć we dwójkę!

-To już nie moja sprawa, trzeba było się tym martwić wczoraj!

-Czy ty w ogóle mnie słuchasz?! Już ci mówiłem, że to nie była moja zmiana...

-Nie interesuje mnie to, a teraz do roboty!

Nie było trudno zrozumieć o co poszło, ale nie rozumiałam dlaczego całą winą został obarczony Adam. Przecież przez cały weekend nie było go w mieście. Niespodziewanie z zaplecza wyszedł zdenerwowany blondyn.

-Cześć . -Przywitałam się, ale on nic nie odpowiedział tylko wyszedł na zewnątrz. Zaraza za nim wyszedł szef. Spoglądałam na niego nie mając pojęcia co się dzieje.

-Cześć Sophi, przebierz się i zacznij to proszę ogarniać...

-Dobrze, ale co... - Nie zdążyłam nawet zapytać. Wyszedł i nie było go do południa. Ja w tym czasie zajęłam się doprowadzaniem wszystkiego do porządku. Szło mi całkiem nieźle. Gdy miałam zająć się toaletami, wrócił Adam. Nie odzywałam się, nie chciałam pogarszać sytuacji.

-Hej Soph. Przepraszam, że zostawiłem cię z tym samą. Musiałem trochę odreagować.

-Spoko.

-Zostaw, ja się tym zaraz zajmę.

-Nie ma problemu, już prawie skończyłam.

-Coś się stało ?

-To chyba ja powinnam o to zapytać.

-Nie wygłupiaj się. 

-Powiesz mi o co poszło?

-No co tu wyjaśniać. Henry się wkurzył, bo zastał burdel. Wczorajsza zmiana nie posprzątała i zmyli się do domu, a oczywiście ja jestem wszystkiemu winien.

-Czemu nie powiedziałeś mu, że miałeś urlop?

-Wydaje ci się że wszystko jest takie proste. Ale wiesz co?! Nie jest! - Nic nie odpowiedziałam, tylko w ciszy przeszłam do sprzątania szalet. Gdy skończyłam na sali było kilku klientów, a za ladą stał Henry.

-Sophi skończyłaś już?

-Tak, tak zaraz zajmę się gośćmi tylko przebiorę się w czysty fartuch.

-Przepraszam, że musiałaś zająć się tym wszystkim sama, no ale widzisz jak się sprawy mają... Adam wziął kilka dni urlopu, może jakoś sobie poradzimy. Jutro przyjdzie nowa. Jakbyś mogła ją trochę "wprowadzić" co, gdzie i jak?

-Nie ma sprawy. -Powiedziałam apatycznie.

-Coś nie tak? Jeśli chodzi o dziś, to możesz być pewna, że to wynagrodzę.

-Nie w tym rzecz Henry...

-A w czym? - Dopytywał zdezorientowany.

-Wiem, że to nie moja sprawa i nie powinnam się wtrącać, ale słyszałam fragment waszej kłótni i ciężko jest mi pozostać obojętną, tym bardziej, że Adam to mój dobry kolega. Z drugiej strony nie dziwię ci się, że byłeś zdenerwowany po tym co tu rano zastałeś, ale wydaje mi się. Nie. Jestem pewna, że oskarżyłeś złą osobę o niedopilnowanie. 

-To znaczy ?

-To znaczy, że nie Adam jest temu winny, a studenci, którzy mieli wczorajszą zmianę. Jego nawet nie było w mieście, a tym bardziej w klubie. Rozumiesz co mam na myśli?

-Tak, chyba tak. Pomyślę co z tym zrobić, a ty zabierz się już do roboty, okey?

-Jasne.

Reszta dnia minęła dosyć szybko i nie narzekałam na nudę. W ręcz przeciwnie. Momentami brakowało nam rąk do pomocy, a fakt, że blondyn wziął urlop wcale nie pomagał. Jake odebrał mnie dopiero późnym wieczorem, gdy dopilnowałam, żeby wszystko lśniło jak wcześniej. Nie miałam sił na nic. Prawdę mówiąc, po wejściu do sypialni padłam na łóżko i zasnęłam. 

Następnego dnia obudziłam się bardzo wcześnie. Wzięłam porządny, zaległy prysznic i przygotowałam dla naszej dwójki pożywne śniadanie.  Po posiłku miałam jeszcze trochę czasu na ogarnięcie się, natomiast szatyn praktycznie wybiegł z mieszkania, śpiesząc się na jakieś spotkanie z klientem. Kiedy i ja byłam gotowa, skierowałam się do Henriks'a. Przez całą podróż autobusem, a później, krótki spacer z przystanku do lokalu, miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Czyjeś natarczywe spojrzenie, praktycznie parzyło mnie w kark. Jednak za każdym razem, gdy się odwróciłam, żeby sprawdzić kto to, moim oczom ukazywały się albo dwie staruszki namiętnie plotkujące o ich sąsiadce, która w wieku 85 lat planuje ślub , albo cichy, zacieniony o tej porze chodnik. Dopiero, gdy weszłam na zaplecze baru poczułam ulgę, która niestety nie trwała długo. Najpierw moim oczom ukazała się sylwetka dobrze znanego mi blondyna, który mimo naszej wczorajszej sprzeczki wywołał na mojej twarzy uśmiech. Natomiast kilka sekund później, zza jego pleców wyłoniły się charakterystyczne rude włosy, co mogło oznaczać tylko jedno. Pojawienie się na horyzoncie osoby, która nie budziła we mnie zbyt dobrych emocji. Maggi. Byłam zaskoczona jej obecnością. Prawdę mówiąc spodziewałabym się tu każdego, nawet moich rodziców, ale na pewno nie tej żmii. 

-Co ona tu robi?! - Wypaliłam. Nie wiadomo skąd odpowiedział mi głos właściciela knajpy, który był bardzo spokojny i stonowany w odróżnieniu do mojego.

-To jest Maggi, i jest nową kelnerką.

-Wiem kim ona jest, tylko zastanawia mnie fakt, dlaczego ona tu pracuje?!

-Bo po pierwsze - szukała pracy. Po drugie - potrzebowaliśmy dodatkowych rąk do pomocy, a po trzecie ja ją zatrudniłem. -Wyjaśnił lekko rozdrażnionym już głosem. -Jasne?! To ja jestem tu szefem, i to ja podejmuję decyzje o tym kogo zatrudniam, a kogo nie i powinniście o tym pamiętać! Zrozumiano? I zabrać się już do roboty, a nie będziecie mi tu tak sterczeć jak słupy soli.

-Tak. - Adam i ja odpowiedzieliśmy pokornie i skierowaliśmy się na salę. Królowa Margo została jeszcze chwilę na zapleczu, aby dopełnić formalności, a my zajęliśmy się zdejmowaniem krzeseł ze stołów i rozstawieniem na nich miseczek z porcją solonych orzeszków. Pracowaliśmy w ciszy, która z każdą kolejną sekundą stawała się co raz gorsza.

-Przepraszam za wczoraj. Nie powinienem był na ciebie naskakiwać. To przez te nerwy nie wytrzymałem. Nie myślałem w tedy logicznie.

-W porządku, nic się nie stało.

-Stało się. Zachowałem się jak totalny bałwan, a ty jeszcze wstawiłaś się za mną u Henry'ego. Dziękuję ci.

-Nie ma sprawy, jesteś tylko człowiekiem. Każdy ma prawo do zdenerwowania się i ja wcale nie jestem lepsza. Sam zresztą widziałeś. Popisałam się, nie powiem.

-Nie przejmuj się. Moja reakcja wcale się tak nie różniła od twojej. Myślisz, że czemu Henry zwrócił się do nas obojgu. Maggie jest moją siostrą i teoretycznie powinienem się z tego cieszyć, ale fakt, że będę ją teraz widywał przez całe dnie, co raz bardziej mnie dołuje. Ileż można słuchać jej skrzeczącego głosu. -Śmiał się naśladując siostrę, a ja razem z nim.

-Myślałam, że masz dzisiaj wolne?

-Miałem mieć, ale po waszej wczorajszej rozmowie, dostałem telefon z przeprosinami i prośbą o pojawienie się w pracy, bo nie dajecie sobie rady.

-Ach rozumiem. Wczoraj faktycznie było sporo ludzi. Ledwie nadążaliśmy z wydawaniem piwa i zbieraniem brudnych kufli. W pewnym momencie Henry bał się nawet, że może zabraknąć nam szkła, ale jakimś cudem udało nam się tego uniknąć.

-Jednym słowem , brakowało wam mnie.

-No powiedzmy, ale to są 3 słowa. -Sprostowałam, a on spojrzał na mnie spode łba. Chwilę później dołączył do nas ten nieznośny gad i już nie było tak fajnie. Panowała cisza, a gdy chcieliśmy coś sobie z blondynem przekazać porozumiewaliśmy się na migi, gdy ruda nie patrzyła.

Droga do...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz