-Wychodzę! - krzyknęłam.
- Na obiad będzie spaghetti - usłyszałam jeszcze mamę, która krzyczała z głębi domu. Zamknęłam za sobą drzwi i zobaczyłam czarnego jeepa, stojącego na podjeździe. Podeszłam do niego i wsiadłam do tyłu. Położyłam torbę na siedzenie obok, po czym zapięłam pasy. Popatrzyłam na Marka, który pełnił rolę mojego osobistego szofera.
Pewnie teraz zastanawiacie się czemu miałam szofera. Odpowiedź była prosta. Jeszcze nie ukończyłam 18 lat i nie miałam prawka. Moja mama miała własną firmę architektoniczną i sama pracowała w tym zawodzie. Dlatego często jej nie było. Nawet kiedy już była w domu, nie miała dla mnie czasu. A co do ojca... nie znałam go. Mama nie chciała mi opowiedzieć o nim nic i kiedy tylko pytałam, denerwowała się. Raz powiedziała, że nie mógł mnie wychowywać... i tylko tyle. Pogodziłam się już z tym, że zawsze wychowywała mnie gosposia albo mama, jeśli już była w domu. Kiedy byłam młodsza była codziennie, ale z czasem jak robiłam się starsza to jej firma się rozwijała i miała coraz więcej pracy. Teraz jej firma była jedną z najlepszych w kraju, a ja wychowywałam się sama. No może nie sama. Ale tak się czułam.
W czasie nieobecności mamy, czyli prawie przez cały czas, zajmowała się mną sześćdziesięcioletnia gosposia Ana. To znaczy, sprzątała dom i gotowała obiady. Była dla mnie jak druga babcia, której nie miałam. A za to Mark woził mnie do szkoły i tam gdzie w danym momencie chciałam. Mark to czterdziestopięcioletni mężczyzna. Był dobrze zbudowany oraz miał ostre rysy twarzy. A także był łysy. Ale jemu to akurat pasowało. Mimo wyglądu był bardzo sympatyczny. Miał dwójkę dzieci, które były młodsze ode mnie o kilka lat, i wspaniałą żonę Camillę.
W tym momencie spoglądał na mnie w lusterku i miło się uśmiechał. Odwzajemniłam gest i nagle usłyszałam dzwonek przychodzącej wiadomości. Sięgnęłam do kieszeni spodni i wyciągnęłam telefon, patrząc kto do mnie napisał.
Była to Olivia, moja przyjaciółka. Była zakręcona i za to właśnie ją uwielbiam. Zawsze potrafiła mnie pocieszyć, i chociaż była moim przeciwieństwem, świetnie się dogadywałyśmy. A mówiąc, że była przeciwieństwem, miałam na myśli nie tylko charakter, ale także wygląd.
Ja byłam blondynką z włosami do połowy pleców i z dużymi błękitnymi oczami, a ona miała brązowe włosy, sięgające do ramion i brązowe oczy. Ja byłam nieśmiała i miałam dobre oceny ze wszystkiego, a ona zachowywała się jakby nie wiedziała co to jest wstyd i nie radziła sobie w szkole zbyt dobrze. Kiedy rok temu przeprowadziłam się do tego miasta i poszłam do pierwszej liceum od razu się zaprzyjaźniłyśmy.
Spojrzałam na wiadomość.
Liv : Gdzie jesteś? Czekam na ciebie przed szkołą. :*
Ja: Ok. Za niedługo będę. :*
Popatrzyłam na zegarek. Siódma czterdzieści sześć. Zostało mi dość dużo czasu. Po niecałych pięciu minutach byłam już pod szkołą. Wzięłam torbę i kiedy chciałam wyjść, zatrzymał mnie jeszcze głos Marka.
- Będę na ciebie czekał kiedy skończysz lekcję. Powodzenia w szkole - uśmiechnął się.
- Dzięki, pa - odpowiedziałam z uśmiechem i wysiadłam. Od razu zobaczyłam Olivię. Zaczęłam iść w jej stronę, a ona pospieszała mnie ręką. Kiedy byłam prawie przy niej, poczułam na sobie czyjeś spojrzenie. Obejrzałam się, ale nie zauważyłam nikogo, kto spoglądał w moją stronę. Popatrzyłam trochę w prawo i zobaczyłam czarne audi, którego kierowca chyba mnie obserwował. Nie byłam pewna, bo jak tylko spojrzałam w tamtą stronę od razu ten ktoś odjechał z piskiem opon.
Zmarszczyłam brwi. Dziwne, pomyślałam, jednak potrząsnęłam tylko głową i uznałam, że tylko mi się zdawało. Odwróciłam się w stronę Liv, która dalej mnie pospieszała i poszłam w jej stronę. Przytuliła mnie na powitanie, a mi się od razu poprawił humor. Po chwili poszłyśmy na lekcję.
CZYTASZ
Znaleziona | ✔
FantasyPisałam tą książkę w wieku 13 lat, wiec nie jest ona dobra, jednak mam do niej lekki sentyment, dlatego jej nie usunęłam 😅 18 - letnia Kathie pomimo tego, że wychowywała się tylko z matką, a ojca nigdy nie poznała, wiodła w miarę normalne życie. Do...