Rozdział 25

4.1K 292 12
                                    


A przede mną stał Luc.Miał zatroskany wzrok, wbity w moją obecność.

-Hej Sky! Mała, wszystko w porządku.On ci już nic nie zrobi.

Spojrzałam na niego, a łzy poleciały mi po policzku.Nie miałam nad moimi emocjami żadnej kontroli.
Przytuliłam się do niego i zaczęłam jeszcze bardziej płakać


-Luc... Tak się bałam.-szepnęłam.

-Już wszystko dobrze.Zrobił ci coś ? Jesteś ranna ?-nagle naskoczył mnie pytaniami.Też się bał.
-Nie, nie...nie, nie.-zacięłam się.-Nic mi nie zrobił.

-Sky trzeba powiedzieć to twojej mamie.-Usłyszałam, ale moje myśli zagłuszały mi cały odbiór.

-Sky!? Do cholery ! otrząśnij się ! Nie odpływaj!-Krzyczał jakby coraz głośniej, ale ciszej.

Obraz zaczął mi się zamazywać i coraz mniej widziałam.Traciłam oddech.

-Luc...Nie mogę oddychać.-ledwo wybełkotałam.

-Sky ! Ja pierdolę !!! Zostań !- Miotał mną, próbował przywrócić do świadomości.


*********

Perspektywa Lucasa 

Nie wiedziałem co robić.Szybko wyjąłem telefon i zadzwoniłem do Roksany.Ona będzie wiedziała.
-Halo ?-usłyszałem głos po drugiej stronie słuchawki.

-Roksana! Ona ledwo żyje, dusi się...-zdołałem powiedzieć.

-O boże Sky?! Ona ma inhalator w szafce, koło biurka.Podaj jej to! SZYBKO !


Pognałem na górę i wparowałem do jej pokoju.I N H A L A T O R. Otworzyłem szafkę nocną i zakurzony leżał.Chwyciłem i wróciłem do niej.

Uklęknąłem przed nią i podałem.
-Sky... to musi zadziałać, dasz radę! Jesteś silna.Proszę....

Nagle otworzyła oczy i zaczerpnęła powietrza.Słysząc to kamień spadł mi z serca.

-Ale mnie nastraszyłaś.-powiedziałem z ulgą i odchyliłem głowę do tył.


*******

Perspektywa Sky.


Jak dobrze było czuć tlen.Gwałtownie nabierałam powietrza, nie mogłam się nim nasycić.Kilka minut, a już doceniasz naturę i świeże powietrze.

Luc leżał i uspokajał się po całej akcji.
Obydwoje byliśmy wystraszeni.
Spróbowałam wstać, ale raczej nic z tego, bo tak zakręciło mi się w głowie i miałam wrócić  na swoje stare miejsce.Na podłodze.Miałam mroczki przed oczami.
-Hej.-Złapał mnie w ostatniej chwili.-Poczekaj.

Stałam oparta o ścianę, równocześnie podpierając się o umywalkę.Nagle Luc wziął mnie na ręce.Oparłam się o jego silny i ciepły tors.Przytuliłam się do niego i zamknęłam oczy.
Niósł mnie po schodach, czyli do mojego pokoju.
Po chwili już tam byliśmy.On usiadł ze mną na łóżku, nie uwalniając mnie z jego objęć.Cały czas byłam przytulona i miałam zamknięte oczy.Czułam się przy nim bezpieczna.Po 15 minutach zasnęłam.


*********************

Obudziłam się.Leżałam sama.Chciało mi się płakać, że go nie było obok, że nie został i nie czuwał.

Spojrzałam na zegar.Tabletki.Powinnam już je wziąć godzinę temu.

Wyskoczyłam z pod kołdry i pobiegłam do kuchni.
Otworzyłam lodówkę, wyjęłam butelkę wody.Sięgnęłam po tabletki, które leżały na barku i połknęłam jedną i oparłam się o blat... z ulgą.

-Na co to tabletki ?-przeraziłam się.Myślałam, że byłam sama.
-Luc!? Co ty tu robisz?
-Żyję, jeszcze 2 godziny temu zasnęłaś na mnie, a teraz coś takiego ?..........Ranisz mnie-żartował, na jego twarzy gościł jego łobuzerski uśmiech.

Przewróciłam oczami.

Odwróciłam się i poszłam w kierunku toalety.

-Gdzie idziesz ?-spytał zaciekawiony.
-Do łazienki.



Zrobiłam swoje potrzeby fizjologiczne i wyszłam.Poszłam do kuchni.Kiedy wchodziłam, zauważyłam , że Luc stoi przy barku.
-Co to za tabletki ?-Odwrócił się i spytał.
-Jestem przeziębiona.Mówiłam ci już.-Odpowiedziałam obojętnie.
-Sky, to tabletki przeciw poronne.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jak wam się podoba rozdział ?

Długi, bo długa przerwa.Niestety nie udało wam się dobić 18 gwiazdek, ale za to mnie męczyliście wiadomościami o to kiedy kolejny rozdział. Bardzo się cieszę że wam się podoba. Piszcie i komentujcie!!!!!  IM WIĘCEJ  KOMENTARZY TYM SZYBCIEJ ROZDZIAŁ!!!

Miłego dnia :) Lub wieczoru :p


Odejdź i nie wracajOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz