Rozdział 18

2.3K 143 3
                                    

- Co?! - krzyknęłam ze zdziwieniem, dezorientacją, oburzeniem i wieloma innymi emocjami w głosie. Mężczyzna westchnął.

- Nie wiedziałem o tym - wyznał - Ale Michael wiedział od początku, dlatego miał do ciebie słabość. Jocelyn Fairchild i Valentine Morgenstern pobrali się, gdy byli bardzo młodzi. Nawet byłem na ich ślubie, a Michael był świadkiem. Utrzymywaliśmy ze sobą bardzo dobry kontakt, mieszkałem jeszcze wtedy w Idrisie przez jakiś czas. Przeprowadziłem się po roku, toteż nie dowiedziałem się, że Jocelyn jest w ciąży. Dopiero gdy cię tu zobaczyłem - mówił, a ja słuchałam go jak zaklęta - Jak wiesz, Valentine testował krew różnych gatunków na Nocnych Łowcach, których znał. Wszystkich. Łącznie z jego trzyletnią córeczką o blond włosach, które miała na imię Clarissa.

- Jak ja - szepnęłam przerażona. Nie podobała mi się ta historia. Zaczynałam kojarzyć fakty, które, niczym puzzle, układały się w mojej głowie.

- Jak ty - przytaknął Magnus - Pewnego dnia Valentine dał córce krew demona. Oczekiwał jakiś niesamowitych skutków. I niestety się doczekał.

- Clarissa umarła - dokończyłam, a on zerknął na mnie zdziwiony - O tym później.

- Księga - stwierdził, a ja potaknęłam twierdząco głową - Wiedziałem...

- Dokończ historię - ponagliłam go. O dziwo nie byłam smutna, że ludzie wychowujący mnie przez 14 lat nie są moimi rodzicami. Ba, nie byłam na nich nawet wściekła.

- Clarissa umarła po trzech godzinach. Jocelyn była zdruzgotana, że jej mąż zabił ich dziecko. W ten właśnie sposób to postrzegała. Z kolei Valentine był wściekły. Nie dlatego, że jego jedyna córka umarła, ale dlatego, iż nie powiódł się jego eksperyment. Pochowali dziewczynkę w Idrisie, na dalekiej polanie, tuż obok jeziora. Nie mogli nikomu powiedzieć o tym, co się stało. Clave by ich skazało na wieczność. W tym samym czasie dom ubogiej rodziny zapalił się. Mieszkała tam rodzina o nazwisku Fray. Żyła tam mała dziewczynka o rudych włosach i imieniu Clarissa. Kiedy dom płonął, Jocelyn oraz Valentine przechodzili obok. Był to dom oddalony od reszty, postawiony w zaciszu. Jocelyn usłyszała płacz dziecka i postanowiła je uratować. Uznali, że będą mówić, iż to ich córka. Zmarłej dziewczynki nie widziało wiele osób. Żyła tylko w domu, Morgensternowie jej nie wypuszczali. I tak oto pojawiłaś się u nich - skończył, gdy po moich policzkach zaczęły płynąć strumieniami łzy.

- Z jednej strony czuję ulgę - wychrypiałam po chwili i spojrzałam na współczującego mi czarownika - Przynajmniej wiem, że nie jestem córką tych potworów i, że miałam ubogą rodzinę.

- I szczęśliwą - dodał - Kiedyś znałem twoich rodziców. Miałaś dwie starsze siostry. Po wyjeździe z Idrisu kontakt się urwał. Jesteś podobna do matki, czemu nie zauważyłem tego wcześniej?

- Bo powiedziałam, że jesteś z domu Morgensternów - uśmiechnęłam się i wytarłam łzy - Co to za druga wiadomość?

- Ta jest trochę lepsza - zaczął - Czy Alec mówił wam, że nie dam rady sam stworzyć Portalu? Że potrzebuję mocy innych czarowników?

- Tak, mówił. Dodał też, że ich zbierasz i za kilka dni będziemy mogli wyruszyć do Miasta Popiołów. O co chodzi, Magnus? - Zmarszczyłam lekko brwi.

- Kontaktowałem się z kilkoma czarownikami, jednak nie mogą mi pomóc. Są całkowicie pozbawieni mocy.

- Michael-   syknęłam zdenerwowana.

- Dokładnie. Ale... Moja moc też jest duża. Co prawda nie dam rady przenieść całej waszej czwórki, ale dam radę jedną osobę - oznajmił i uśmiechnął się szeroko.

Inna historia o Darach Anioła ✔✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz