Rozdział 31

1.8K 128 4
                                    

- Kocham twojego chłopaka - stwierdziłam.

- Ja też - westchnął - Ile będziemy tu jeszcze siedzieć? Nie możemy od razy przystąpić do planu?

- Poczekajmy jeszcze jeden dzień. Niech myślą, że się poddaliśmy czy coś - odparłam.

- Ale ja nie chcę czekać! - zaprotestował chłopak.

- Ale musimy!

- Nie! - krzyknął i wstał - Ja jestem starszy, więc i ja tutaj dowodzę. Jesteś w stanie chodzić?

- Raczej nie - mruknęłam, próbując wykonać tę czynność.

- Narysuję ci runę uzdrawiającą, poczekaj - westchnął chłopak i narysował na mojej skórze czarny znak. Zacisnęłam ust,a czekając, aż ból całkowicie zniknie. Przeszłam się kawałek i czułam się dobrze.

- Jest okej. Dzięki, a teraz chodźmy - mruknęłam.

- Szkoda tylko, że twoje siniaki na twarzy nie zniknęły. Jace mnie zamorduje - stwierdził Alec, a ja wywróciłam oczami. Zabrałam od niego stelę i zaczęłam rysować runę, która otworzy te drzwi. Po chwili usłyszałam cichy skrzyp, a drzwi powoli otworzyły się. Wyjrzałam i zobaczyłam, ku zdziwieniu, trzy wilkołaki śpiące obok pokoju.

- Teraz nie ma sensu ich zostawić żywych - szepnął mi na ucho brunet - Muszę je zabić - dodał i skierował się do zwierzęcia. Szybkim ruchem wykręcił mu kark. Wzdrygnęłam się, słysząc chrzęst łamanych kości. Po chwili usłyszałam to drugi raz. Alec spojrzał się na mnie i, gestem ręki, wskazał korytarz. Skinęłam głową i ruszyliśmy w tamtą stronę. Nie szliśmy długo. Raptem kilka minut. Moja noga nie zrosła się dobrze, ponieważ ciągle czułam lekki ból.

- Co teraz? - zapytałam, kiedy zatrzymaliśmy się na końcu pomieszczenia. Staliśmy oparci o ścianę i przysłuchiwaliśmy się czyjejś rozmowie.

- A jakby ich sprzedać? Są poszukiwani - oznajmił męski, basowy głos.

- Nasz pan będzie bardzo zły. Zabije nas - odpowiedział drugi, lekko wyższy.

- Myślisz, że ich przyjaciele się tutaj pojawią? - zadał pytanie mężczyzna.

- Myślę, że nie - odparł - A oni już dawno uświadomili sobie, że nie dadzą rady. Nasz Pan będzie z nas dumny.

- On nigdy nie będzie z nas dumny. A co z tym czarownikiem, jego bratem? Próbował przesłać tutaj jakąś magię.

- Ale mu się nie udało! - zaśmiali się - Może i jest przywódcą czarowników, starszym bratem Naszego Pana, ale jest za słaby. Ma za mało mocy i nikt z nim nie współpracuje.

- Lepiej stąd uciekajmy - szepnęłam, a brunet pokiwał twierdząco głową.

- To są zwykli ludzie - stwierdził - Nie zobaczą nas. Tylko musimy użyć runy niewidzialności - przytaknęłam i po kilku minutach szliśmy obok dwóch mężczyzn. Alec miał rację. Byli zwykłymi ludźmi. Oby szczęście dopisywało nam przez cały czas.

Po kilkunastu minutach oddaliliśmy się od budynku. Staliśmy w jakimś mieście, prawdopodobnie Mystic Falls.

- Gdzie teraz idziemy? - zapytałam, robiąc wolny obrót wokół własnej osi.

- Nie mam pojęcia - westchnął - Nie wiem nawet, gdzie jest to Mystic Falls.

- Ja też nie - przyznałam - Ale... Skoro mamy stelę...

- Myślisz o Bramie? - Zmarszczył brwi chłopak, a ja przytaknęłam. - Nie da rady. Gdybyśmy mieli siłę parabatai, to może... Ale tak to nie mamy żadnych szans.

Inna historia o Darach Anioła ✔✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz