Rozdział 38

1.5K 105 2
                                    

Leciałam i leciałam. Widocznie Miasto Niebiańskiego Ognia jest bardzo oddalone od Nowego Jorku. Po kilkunastu sekundach, które ciągnęły się w nieskończoność, spadłam. O, dziwo nie na twardą podłogę lub ziemię.

- Szczęście jest przy mnie - oznajmiłam - Spadłam na coś miękkiego.

- W takim razie szczęście nie jest przy mnie - jęknął Alec - Bo spadłaś na mnie.

- Ups... - mruknęłam i podniosłam. Wytrzepałam lekko czyste jeszcze ubranie i rozejrzałam się dookoła.

- Gdzie się kierujemy? - zapytała Izzy.

- Poczekajcie chwilę - powiedział Magnus i zaczął czarować. Zniecierpliwiona wystukiwałam rytm nogą.

- Nie mamy całego dnia - stwierdziłam, czując narastające we mnie zdenerwowanie.

- Spokojnie, Clarisso. Ta ścieżka powinna nas zaprowadzić prosto do mojego brata - odparł Bane i wskazał na wąską dróżkę wykonaną z płaskich odłamków skał.

- Psychopatycznego brata - mruknęłam do siebie. Wiedziałam jednak, iż wszyscy to słyszeli.

- Chodźmy już - zarządził Jace.

- Poczekajcie! - krzyknęła zestresowana Isabelle. Po jej tonie głosu wiedziałam, że coś jest nie tak. Odwróciłam się więc szybko, a za mną reszta.

- Co jest? - zapytałam.

- Mój naszyjnik wykrywa obecność demonów - powiedziała i przyłożyła dłoń do czerwonego wisiorka, który teraz migotał jak światło drogowe. Jak na zawołanie usłyszeliśmy przeraźliwy krzyk. Zobaczyłam zielonego demona, a z jego paszczy ciekła piana. Przeszły mnie lekkie droższe, ponieważ jeszcze nigdy w życiu nie widziałam tak obrzydliwego stwora. Tuż za nim pełzły jego podobizny.

- Mamy problem - stwierdził Alec.

- No, co ty nie powiesz? - prychnęłam sarkastycznie i wyjęłam miecz. 

Zaczęła się walka. Potwory rzuciły się na nas. Ich przywódca powalił mnie na ziemię. Ja jednak nie poddaję się tak łatwo. Całą moją siłą odepchnęłam go na bok. Szybkim ruchem wbiłam broń prosto w miejsce na serce. Wstałam i wzrokiem oceniłam sytuację. Nie było najlepiej. Już zamierzałam biec na pomoc Izzy, gdy usłyszałam krzyk Magnusa.

- Clary! Biegnij! - Mimowolnie spojrzałam w jego stronę. Zabijał demony za pomocą magii, było to jednak bardzo trudne i męczące. Postanowiłam zignorować go i pobiegłam w stronę Jace'a zaatakowanego przez trzy demony. Wbiłam nóż od tyłu, a owa postać spłonęła. Blondyn poradził sobie i teraz staliśmy naprzeciw siebie.

- Clary, biegnij! Nie ma czasu! - powtórzył słowa czarownika chłopak.

- Nie zostawię wa s- rzuciłam jak zdesperowana i rozejrzałam się po raz kolejny. 

I nagle sobie wszystko uświadomiłam. Wielki Czarownik Brooklynu doszedł do tego wcześniej, znał Michaela od kilku dekad. On specjalnie przysłał te demony, żeby odwrócić naszą uwagę. Przez ten czas on wezwie Rajzela i go otruje. Skinęłam głową na Jace'a i ruszyłam w stronę ścieżki oddalonej kilka metrów. Nie interesowała mnie już walka, nie koncentrowałam się na tym. Dlatego też nie zauważyłam ogromnego demona, który się na mnie rzucił. Ponownie runęłam na ziemię, przybita przez potwora. Nóż wyleciał mi z ręki, a otwór gębowy demona przybliżał się do mojej twarzy. Nie miałam żadnych szans. Ta postać była większa i cięższa ode mnie, otuliła mnie ciałem z każdej strony. I spłonęła. Z szeroko otwartymi oczami spojrzałam na mojego wybawcę. Mogłam się tego domyślać. Alec.

Inna historia o Darach Anioła ✔✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz