Rozdział 19

2.3K 140 11
                                    

Upadłam na czarną ziemię i jęknęłam. Przewróciłam się na plecy, po czym popatrzyłam na niebo. Było barwy jasnego błękitu, więc nikt mnie teraz nie dopadnie. W takim razie poleżę sobie chwilę tutaj. Byłam wyczerpana, wiedziałam jednak, iż muszę iść. Usiadłam po turecku i wypiłam łyk wody. Włosy związałam w luźnie opadającego kłosa, torbę przełożyłam przez ramię, wyjęłam kompas i ruszyłam na wschód. Przynajmniej tak wskazywało to dziwne urządzenie. I niby co ja mam robić tutaj? Sama? W odludnionym miejscu? Zamieszkałym przez wampiry? I wilkołaki? Takie zdziczałe? Aniele, ratuj mnie. Jest coś koło południa, więc muszę się spieszyć. 10 mil na wschód, 19 na południe.  Szłam, rozmyślając głęboko nad życiem. Czekała mnie pewna śmierć, dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę. Zapewne już nigdy nie zobaczę Jace'a, Aleca, Isabelle, Magnusa. Umrę tutaj zapomniana, zjedzona przez wampiry.

- Uspokój się - mruknęłam sama do siebie. 

Jestem Clarissa Fray i nie dam się zabić tak szybko. Jace... Minęło kilka godzin, a ja  już za nim tęsknię. Za jego blond włosami, które uwielbiałam ciągnąć za końcówki, za jego złotymi oczami, w które mogłabym patrzeć godzinami, za jego uśmiechem zarezerwowanym specjalnie dla mnie, a przede wszystkim za jego ustami, które kochałam całować. Westchnęłam. Mam wrażenie, że nie widziałam go już bardzo długo. W sumie... To bardzo możliwe. Przejście przez Portal jest czasochłonne. 10 mil, jakby przedzielić to.... Będę szła około trzech godzin. Może się potem przebiegnę. Po drodze muszę znaleźć jakieś domy, znaleźć jedzenie, znaleźć wodę. To jest niczym pustynia. Słońce raziło mnie w twarz, na szczęście nie jest tak gorąco i nie ma tyle ton piasku. Tylko czarna, zwilżona gleba. Ciekawe czy tu pada? Wtedy nie ma słońca. A wampiry i tak nie wychodzą. Ale co z wilkołakami? One chyba potrafią chodzić po słońcu w swojej ludzkiej postaci, prawda? Nigdy specjalnie się nie interesowałam. Nie wiem praktycznie nic na ich temat. Wampiry to inna kwestia. Tęsknię za Jace'em.

- Nie myśl o nim - zganiłam się. 

Musiałam myśleć o czymś przyjemnym, miłym. O... W świecie Nocnych Łowców wszystko jest przyjemne, więc nie dam rady się skupić na jednej myśli. Zaczyna mi już coś się dziać w umyśle... Zaraz po powrocie zgłoszę się do psychiatryka. To nie jest głupi pomysł... Jace będzie mnie odprowadzał... To będzie takie piękne. Ale... Musiałabym iść do ludzkiego psychiatry, bo w świecie Nocnych Łowców przecież nie ma psychiatryków. A przecież nie powiem człowiekowi, że sama jestem Nocnym Łowcą, że moi rodzice nie są moimi rodzicami, że mój najlepszy przyjaciel, który się mną opiekował przez lata pod nieobecność tych rodziców, chce zabić mnie, moich przyjaciół, moich rodziców nie rodziców i całą resztę Nocnych Łowców. Toż to jest nienormalne. A jak już mu o tym powiem, to mnie zamkną w psychiatryku. I już nigdy nie wyjdę na wolność.

- Idiotka - mruknęłam, kręcąc głową i prychnęłam. 

Ale przynajmniej takie myśli zajęły moją głowę. Idę już dobre pół godziny albo tak mi się wydaje. Drzewo, pod którym leżałam, już dawno zniknęło. Brawo, Clary! Oby tak dalej! Jace byłby ze mnie dumny, z resztą na pewno będzie. Jeśli mi wybaczy... Dopiero teraz zorientowałam się, że moje myśli są bardzo chaotyczne, a ja sama jestem zestresowana. Niedaleko zobaczyłam dom. Szybko zaczęłam do niego biec, pełna nadziei. Po kilku minutach otworzyłam drzwi, kopiąc w nie. Lekko zaskrzypiały, a ja zerknęłam. Wszędzie panowała absolutna ciemność. Okna były zabite deskami. Dziwne... Weszłam dwa kroki i poczułam straszny smród, który był mi znajomy. Zamyśliłam się. Ostatnio go gdzieś czułam jakby dzisiaj. Zaczęłam wspominać cały mój dzień, gdy nagle okrutna prawda zalała mój umysł.

- Wampiry! - krzyknęłam, a w tym samym czasie dziwna istota rzuciła się na mnie, dobierając się do mojej szyi. Odepchnęłam ją z całej siły i przeturlałam się za dom. Wampir syknął coś do mnie, a ja przyjrzałam mu się uważniej. Jego wygląd był okropny. Miał starą, bladą, lekko pomarszczoną skórę. Jakieś strzępki ubrań zakrywały jego ciało. Oczy, krwistoczerwonej barwy patrzyły na mnie. Był ewidentnie głodny.

- Brawo za spostrzegawczość - mruknęłam. 

W międzyczasie obok mojego niedoszłego zabójcy zjawiła się cała gromada wampirów. Jeden ruszył w moją stronę i... Spłonął. Słońce! Oj, dziękuję ci, Aniele. Muszę je wygonić stąd i zabić, bo przecież one mnie znajdą i zabiją w nocy. Tylko muszę znaleźć jakiś pomysł.... Olśniona wyjęłam seraficki nóż i przecięłam sobie lekko rękę. Z rany wypłynęła czerwona ciecz, a te dziwne stwory nie dały rady. Jak na komendę ruszyły w moją stronę. Żaden jednak nie dobiegł, z powodu słońca. Całkiem dobry sposób. Uśmiechnęłam się do siebie i zabandażowałam rękę za pomocą skrawka bluzki. Wstałam z ziemi i otrzepałam się. Niestety z moich spodni dużo nie zostało. Byłam niczym Bella ze Zmierzchu jak Katniss z Igrzysk Śmierci niby... Skończyły mi się porównania. Prychnęłam na własne myśli i weszłam do domu. Nikogo nie było, ale znalazłam dwie konserwy. Nie przepadam za nimi, ale to jest survival i trzeba jeść, co jest. Wyszłam z rozpadającego się budynku i ruszyłam dalej na wschód. Myślami byłam z Jace'em, chyba coś mnie wzięło. Miłość.

Po dwóch godzinach zapadał zmierzch. Zdesperowana biegłam w stronę domu, na południe. Chyba dobrze zorientowałam się, chociaż z geografii to ja orłem nie byłam. Z serafickim nożem w dłoni otworzyłam drzwi, lecz nikogo nie ujrzałam ani nie poczułam.

- Jest tu kto? - krzyknęłam, nie czekając na odpowiedź. 

Zamknęłam za sobą drzwi frontowe i rozejrzałam się. Mieszkał tu Nocny Łowca, jestem o tym święcie przekonana. Po obejrzeniu dokładnie domu i jego zawartości podeszłam do ostatnich drzwi. O dziwo były zamknięte na klucz. Siłą je otworzyłam i zobaczyłam kolejne, tym razem metalowe drzwi.

- To są jakieś  żarty? - mruknęłam i narysowałam runę za pomocą steli. 

W środku zobaczyłam mały właz i doszło do mnie, iż jest to specjalny schron. Świetnie! Wróciłam do kuchni, zabrałam jedzenie i weszłam do włazu. Zastałam tam srebrną drabinkę, po której zeszłam. Kolejny właz. Kolejna drabinka. Zirytowana otworzyłam kolejny już właz i zobaczyłam małą sypialnię. Ściany były drewniane, zapewne za nimi była ziemia. W rogu pokoju stało dwuosobowe łóżko. Po przeciwnej stronie było biurko wraz ze starym krzesłem. Tuż obok włazu była mała lodówka, a na ścianie wisiała deska. Służyła za półkę. Uśmiechnięta odłożyłam torbę i zaczęłam jeść gotowe hamburgery znalezione w kuchni. W tamtej chwili dziękowałam Aniołowi i Bogu za wynalezienie czegoś takiego. Po zjedzeniu dwóch konserw, takiej samej ilości hamburgerów oraz jogurtu od Magnusa byłam pełna. Dopiero po pierwszym kęsie poczułam okropny głód. Położyłam się na starym łóżku i westchnęłam. Powieki mimowolnie mi się zamykały. Postanowiłam jednak skorzystać jeszcze z mapy. Wyjęłam ją i zaczęłam kreślić.

- Wrócę szybciej, jeśli zrobię trójkąt - mruczałam do siebie - Tutaj byłam, przeszłam 10 mil, to jest... 10 centymetrów i teraz jestem... W tym domu! Świetnie! - Na mapie wskazane były wszystkie budynki puste i zamieszkałe przez wampiry lub wilkołaki. Wymierzyłam sobie skróconą trasę powrotną i położyłam się na łóżku. Jutro, jeszcze przez zmierzchem, pójdę do Popiołowego Domu, zdobędę wskazówkę i wrócę. Z tymi myślami usnęłam...

***********

Przepraszam was za wczoraj. Napisałam kawałek rozdziału, potem się spotkałam z kolegą i wróciłam pisać. Zmiany się jednak nie zapisały i straciłam naprawdę świetny rozdział. Ten napisałam w 38 minut, ale jest to jakaś masakra. Przepraszam :(

~~Lili :*

Inna historia o Darach Anioła ✔✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz