Rozdział 17

2.3K 156 8
                                    

- Jaki problem? - zapytałam lekko zdenerwowana.

- Miasto popiołów jest starym miastem - westchnął Alec i przeczesał dłonią włosy.

- Przejdź do rzeczy, Alec - warknęłam.

- Dobrze. Magnus musi zebrać moce czarowników, ponieważ sam nie da rady otworzyć Portalu. Do miasta popiołów jest trudny dostęp - oznajmił, a ja jęknęłam.

- Nie zdążymy - mruknęła Isabelle.

- Bardzo prawdopodobne - przytaknęłam.

- Clary, znasz Michaela bardzo długo - powiedział Jace, a ja ponownie przytaknęłam - Ile wskazówek naszykował dla nas?

- Nie mam pojęcia - wyznałam po krótkiej chwili ciszy - Ale mam pewien pomysł. Michael pokazał mi kiedyś pewne zaklęcie...

- Jakie zaklęcie? - zainteresował się brunet, jednak ja uciszyłam go gestem ręki. Wkroczyłam do starych wspomnień, gdy byłam jeszcze mała i Michael opowiadał mi o wszystkim, bez żadnych oporów. To zaczęło się nieco później.

- Nie zaklęcie - zaprzeczyłam i zmarszczyłam lekko brwi - To nie było zaklęcie. To był... Pokaz. Tak jakby. Opowiadał o takiej sztuczce, którą zna od Magnusa. Pokazał mi, jak śledzi mojego ojca. Był wtedy gdzieś daleko, a Michael się mną opiekował. Czytał myśli Valentine'a, przeczesywał jego umysł. A potem dodał, że nie każdy tak umie, bo też tak chciałam. Że to tylko jego rodzina tak potrafi...

- Co oznacza, że Magnus to umie - przerwał mi Jace - I będziemy mogli prześledzić Valentine'a. Może czegoś się dowiemy?

- Nie - powiedziałam, szybko mrugając powiekami - Michael założył na siebie blokadę. Jestem tego pewna. Co nie zmienia jednak faktu, iż on śledzi nas. Ten sen... Był czymś podobnym. Michael ma bardzo dużo siły, nie wiem skąd. Ale muszę założyć blokadę na swój umysł.

- Czyli musimy iść do Magnusa - podsumowała Isabelle, a my zgodziliśmy się z nią - Alec, mogę mówić na Magnusa szwagier?

- Nie - odpowiedział poważnie i zgromił siostrę spojrzeniem, a ona uniosła ręce do góry w geście kapitulacji - Ale nie możemy iść do niego dzisiaj. Jako przedstawiciel czarowników...

- Magnus Bane jest przedstawicielem czarowników? - krzyknęłam zdziwiona, wstając z kolan Jace'a.

- Tak i w związku z tym, mają do niego przyjść jacyś dziwni goście - dokończył Alec, spoglądając na mnie zdezorientowany.

- Cholera - mruknęłam - Muszę lecieć. Wrócę na kolację! - krzyknęłam i zniknęłam. 

Dlaczego dowiedziałam się o tym dopiero teraz?! Miałam nadzieję, że zdążę... Szybko wybiegłam z Instytutu, trzaskając drzwiami i ruszyłam do Wielkiego Czarownika Brooklynu. W takich chwilach cieszyłam się, w jaki sposób mój ojciec mnie szkolił na Nocnego Łowcę. Po przebiegnięciu 3 kilometrów dotarłam na miejsce. Lekko zdyszana stanęłam i oniemiałam. Drzwi były szeroko otwarte, a nigdy wcześniej nie były. Czyli się zaczęło... W małym korytarzu zobaczyłam łuk i strzały, które jednym ruchem zabrałam i wbiegłam schodami na górę. To, co tam zastałam, przeraziło mnie. Otóż... Wszędzie panował chaos. Obrazy spadły na podłogę, wszystkie rupiecie walały się po dywanie. I panował straszny tłok. Wszędzie stały demony, łącznie około dwudziestu. Na szczęście mnie nie zauważyły. Nie czekając na żaden znak, wyjęłam jedną strzałę i wcelowałam w najbliżej stojącego potwora. Strzała przeleciała na wylot i trafiła w drugą istotę. Natychmiast wszystkie oczy obecne tutaj spojrzały na mnie. Przez chwilę staliśmy nieruchomo.

- Cholera... - mruknęłam cicho i wszyscy rzucili się na mnie. 

Szybko strzeliłam w jednego i wybiegłam z pomieszczenia. Pobiegłam schodami w górę, a demony za mną. W międzyczasie strzelałam, do kogo popadnie. Otworzyłam najbliższe drzwi i weszłam, po czym zatrzasnęłam je. Na szczęście były metalowe i prześwitujące. Przyglądając się uważniej atakującym, śmiało stwierdziłam, że wyglądają tak samo, jak demony, które zaatakowały wampiry. Michael nie czekał... Widząc, jak straszne postacie wyrywają drzwi, pobiegłam w głąb pomieszczenia. Okazało się, że to długi korytarz biegnący w dół. W tych momentach żałowałam, że nie mam przy sobie telefonu. Co ja z nim znów zrobiłam? Zapewne zgubiłam w drodze. Sięgnęłam po kolejna strzałę i zdziwiłam się. Nie było ich tam. Zdenerwowana starałam się biec szybciej. Z oddali zobaczyłam światłość, więc odetchnęłam z ulgą. Obejrzałam się i zobaczyłam dwa demony. Trzeba się ich pozbyć. Będąc przy wyjściu, potwory prawie mnie dosięgnęły. Na szczęście wybiegłam na światło dzienne, a za mną atakujący. Po chwili zniknęli, a ja usiadłam, opierając się o ścianę. Przymknęłam oczy i starałam się wyregulować oddech. Ten budynek jest dziwny. Schody w górę, drzwi, korytarz w dół. Bez sensu. Ale kto zrozumie filozofię czarowników?

Po kilkunastu minutach bezczynnego siedzenia i odpoczywania wstałam i skierowałam się tym samym korytarzem. Po drodze zgarnęłam kilka strzał, które były wbite głęboko w ścianie, tak na wszelki wypadek. Po minucie weszłam do salonu Magnusa. Rozejrzałam się, lecz nie zobaczyłam nikogo. Nagle dostrzegłam nieprzytomną postać leżącą w oddali przestronnego pomieszczenie. Szybko podbiegłam do mężczyzny i sprawdziłam puls. Żył, więc odetchnęłam z ulgą. Alec mnie nie zabije.

- Magnus - powiedziałam głośno - Magnus! - Czarownik nie obudził się. 

Weszłam do małej kuchni i wyjęłam mrożone warzywa, do dużej miski wlałam zimną wodę. To zawsze działa. Podeszłam i przechyliłam miskę.

- Flakonik, czekaj pół godziny - powiedział, budząc się i wskazał ręką najbardziej oddalone drzwi. 

Po chwili znowu leżał nieprzytomny. Lekko zirytowana położyłam mrożonkę na jego szyi i skierowałam się do drzwi, które bardzo mnie zaciekawiły. Uchyliłam je lekko i popatrzyłam. Po chwili weszłam do środka. Pokój miał ciemne ściany. Ogólnie dominowała tu ciemność. Z tego powodu włączyłam światło. Brak okien rzucał się w oczy. Na środku średniej wielkości pokoju stało krzesło i biurko, a na nim otwarta księga. Zajrzałam do niej i ze zdziwieniem odkryłam, że jest to Wielka Księga Czarnych Zaklęć. Czarownicy jej nie używają, istnieje tylko kilka kompletów tej książki na całym świecie.  Michael też taką kiedyś miał. Być może to ta sama. Na ścianach wisiały długie, drewniane półeczki, a na nich stały małe buteleczki. Flakoniki. Podeszłam i zaczęłam obracać je w dłoni.

- Lek na jad wilkołaka, na senność, na śmierć. Po co eliksir na śmierć? - mruknęłam - na jad demona! - krzyknęłam po chwili i kucnęłam obok leżącego czarownika. 

Otworzyłam korek i wlałam mu do ust zieloną ciecz. Teraz tylko czekać pół godziny... A może pójdę do Instytutu? Nie, zdecydowanie nie. Magnus kazał mi czekać. Wstałam i rozejrzałam się dookoła. Panował straszny syf w jego domu, więc zamknęłam zewnętrzne drzwi i zaczęłam wieszać w obrazy w odpowiednich miejscach. Większość z nich przedstawiała krajobrazy. Na pierwszy rzut oka wyglądały na zwykłe. Po uważnym przyglądaniu się stwierdziłam, iż są to obrazy przedstawiające Idris. Pamiętałam te doliny, stare budynki. Zapewne za czasów jego młodości. Śpiewając pod nosem meksykańską piosenkę, sprzątałam. Nagle usłyszałam czyjeś gwałtowne i głośne złapanie powietrza do płuc. Odwróciłam się i zobaczyłam, jak Magnus wstaje. Kaszlnął i rozejrzał się dookoła.

- Dziękuję za posprzątanie - uśmiechnął się - I za uratowanie życia. Gdyby nie ty...

- Daruj sobie. - Machnęłam ręką i rozsiadłam się na kanapie.

- Miałem do ciebie dzwonić - oznajmił, a ja uniosłam jedną brew.

- Dowiedziałem się kilku rzeczy - powiedział.

- Słucham cię uważnie - odparłam.

- Mam dwie wiadomości. Może zacznę od początku. Te demony...

- Są demonami Michaela - dokończyłam, a on przytaknął.

- Jakim cudem przywędrowałaś tutaj tak szybko? - zapytał, przypominając sobie o tym.

- Nie zmieniaj tematu - warknęłam zirytowana i przewróciłam oczami, widząc jego natarczywe spojrzenie - Gadaliśmy z Alekiem. Dowiedziałam się, że jesteś przywódcą czarowników i masz jakieś dziwne spotkanie. Spodziewałam się tego po Michaelu, tym bardziej że dzisiaj rano zaatakował wampiry. Co to za wiadomości?

- Skontaktowałem się z Michaelem - powiedział, a ja otworzyłam szerzej oczy.

- I co?

- Dowiedziałem się parę czarodziejskich rzeczy i... Michael opowiedział mi pewną historię i wiadomość, którą Valentine kazał ci przekazać.

- Co to za wiadomość? - przerwałam zniecierpliwiona i usiadłam po turecku. Mężczyzna milczał. - Co to za wiadomość? - powtórzyłam pytanie.

- Nie spodoba ci się to - westchnął i podszedł do mnie. Usiadł obok i złapał za rękę w celu wsparcia. Spojrzałam zdezorientowana na czarownika.

- Magnus... - zaczęłam, a on westchnął ponownie.

- Valentine i Jocelyn nie są twoimi rodzicami...

- Co?!

*****************

Bam, bam, bam, bam. Mam do was pytanko:

Co myślicie o tej całek historii z Michaelem? Nie jest dennie?

~~Lili :*

Inna historia o Darach Anioła ✔✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz