Rozdział 7

170 21 9
                                    

MAKS

Czekałem na dziewczynę w "Vanilli". To była jednak formalność, gdyż wiedziałem, że i tak nie przyjdzie. Jest uparta, co jeszcze bardziej utrudnia moje zadanie. Tym bardziej teraz, kiedy zwiadowcy zawitali do miasta. Jeszcze nie wiem gdzie dokładnie szukać ich szpiegów, ale jestem przekonany, że zdążyli wniknąć w kręgi Nicole. Ta mała, uparta, niewinna istotka ostatnio stała mi się wyjątkowo bliska. Jak siostra, członek rodziny, nic więcej. I to w tym wszystkim jest najgorsze. Przez rok obserwacji, bez zbytniego zbliżania się do niej, potrafiłem przywiązać się do tej dziewczyny. A teraz? Kiedy nawiązałem z nią kontakt? Właśnie. Muszę zachować dystans. Inaczej będzie mi ciężko się z nią rozstać, a ten czas zbliża się wielkimi krokami. Za kilka tygodni znowu porzucę to wszystko i wrócę tam skąd mnie przysłali.

Czekoladowe ściany restauracji i dębowe panele sprawiały, że czułem się jak u siebie w domu. Jedno co mnie denerwowało to leniwe kelnerki, na które trzeba czekać prawie dziesięć, a nawet piętnaście minut po mimo, iż nie było tutaj zbytniego tłoku. I w tym właśnie "Apogeum" przewyższało te wszystkie tutejsze restauracje i knajpki. Tam kultura pracowników była naprawdę wysoka, a klient najważniejszy. A tutaj? Szkoda gadać.

- Cześć, Cano - odezwał się jakiś koleś.

Uniosłem wzrok, aby przyjrzeć się śmiałkowi, który postanowił przerwać moje rozmyślania.
Przede mną stał chłopak w granatowych dżinsach i białej koszulce z krótkim rękawem. Rudzielec o piwnych oczach. Samuel, prawa ręka Thomasa kiedy mnie nie było obok.

- Witaj Sam - przywitałem się odwracając wzrok.

Naprawdę nie lubiłem tego rudzielca. Tylko czekał aż powinie mi się noga i zajmie moje miejsce.

- Czego chcesz? - zapytałem obojętnie.

- Thomas mnie przysłał - oznajmił opadając na kanapę na przeciw mnie.

- Przecież ostatnio zdałem mu wyczerpujący raport.

- Tak, ale tu nie chodzi o ciebie, tylko o Nicole.

- Mówiłem, że nie jestem pewny czy to rzeczywiście ona.

- Thomas chce więcej szczegółów.

- Nie obchodzi mnie to - syknąłem. - Przekaż mu, że teraz nie mam czasu na zbędne spotkania - dodałem. Ledwo panowałem nad swoimi nerwami.

- Thomasowi to się nie spodoba - stwierdził triumfalnie Sam.

- To jego problem. Jak będę wiedział coś więcej dam znać. Teraz wynoś się stąd. Najlepiej nie wchodź mi w drogę - warknąłem.

- Wybacz, ale ta dziewczyna interesuje mnie tak samo jak ciebie - stwierdził ze złośliwym uśmiechem. - Jakby przez przypadek zaufała niewłaściwej osobie, a potem się od ciebie odwróciła... - Rozmyślał na głos. - Co by się wtedy stało? - Zastanawiał się drapiąc się w podbródek. - No tak zapomniałem, przecież by cię zdegradowali - dodał kąśliwie.

- Zbliż się do niej, a gorzko tego pożałujesz - warknąłem gwałtownie wstając z kanapy i łapiąc go za koszulkę.

- Pamiętaj, że jesteśmy w miejscu publicznym - zadrwił.

- Nic mnie to nie obchodzi - wycedziłem przez zęby.

Kto by pomyślał, że kiedyś stanę po stronie kogoś, kogo wcale nie znam. Narażałem swoje dobre imię, a co gorsza narażałem się Thomasowi, ale co mi tam, przecież Kodeks był ważniejszy. I ze swoją naturą też nie mogłem walczyć.

- Wynoś się - nakazałem podnosząc go na równe nogi.
Samuel wydawał się niewzruszony moimi słowami. Wiedziałem jednak, że w głębi duszy, jeżeli ją posiada oczywiście, trochę się przestraszył. Na odważnego wyglądał tylko z zewnątrz. Doskonale potrafił zamaskować swoje emocje, ale nie ze mną te numery. Znałem go zbyt dobrze.

Sekret AniołaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz