Rozdział 12

129 19 2
                                    

MAKS

Chłopak z przerażeniem w oczach mi się przyglądał. Hmm pokazać mu się w pełnej postaci? Może lepiej nie, bo jeszcze zawału dostanie. Przecież potrafiłem przestraszyć samego Azazela, a co dopiero tego człowieka.

Uśmiechnąłem się złowieszczo i zacząłem się do niego zbliżać. Przerażony blondyn chciał się przesunąć do tyłu, jednak przeszkadzała mu ściana. Byłem pewien, że gdyby nie ona, to koleś już brał by nogi za pas.

- P-p-proszę, ja n-n-nie chciałem jej zrobić krzywdy - stwierdził unosząc dłonie do góry.

- Czyżby?! - Warknąłem.

Chłopak przełknął głośno ślinę.

- T-t-tak - wyjąkał.

- Posłuchaj - wycedziłem przez zęby. Złapałem chłopaka za koszulkę i podniosłem na wysokość swoich oczu. - Jeżeli spadnie jej z głowy chociaż jeden włos... - urwałem kiedy poczułem jakiś dziwny niepokój. Coś było nie tak. To dziwne ukłucie w sercu... Poczułem jakby coś się działo, tak jakby ktoś był w niebezpieczeństwie.

Potrząsnąłem gwałtownie głową, aby wrócić do rzeczywistości. Nagle uświadomiłem sobie, że zbyt mocno przyciskam blondyna do ściany. Jego twarz była wykrzywiona w dziwnym grymasie. Odstawiłem go na beton po czym zwróciłem się do Lorenza.

- Zajmij się nim.

Przyjaciel wykrzywił palce dłoni, aż strzeliły mu kostki. Odsunąłem się o kilka kroków, aby zrobić dla niego trochę miejsca. Lore wysunął przed siebie rękę i uśmiechnął się chytrze. Po chwili blondyn uniósł się trzy metry nad ziemią. Uśmiechnąłem się na ten widok. Miło było spojrzeć jak mój przyjaciel wraca do formy. Lorenzo czerpał z tego ogromną przyjemność. Ludzkie ciało nie zniszczyło jego charakteru, nie pozbawiło go stylu i poczucia własnej wartości. Dobrze wiedział, że jest ważny dla świata, a Ziemia jest ważna dla niego i zrobiłby dla ludzi wszystko, choćby nawet groziło to upadkiem.

Lorenzo wręcz pastwił się nad chłopakiem unosząc go raz w górę, a raz w dół, obracając o sto osiemdziesiąt stopni i wywracając koziołki jego ciałem. Blondyn zrobił się cały blady, po czym jego skóra zrobiła się czerwona i zaraz znów blada. Jeszcze by tego brakowało, aby nam tu zwymiotował.

- Już dosyć Lore - stwierdziłem. Wystarczająco go nastraszył, a teraz czas przejść do rzeczy.

Kiedy już chciałem podejść do chłopaka mój prawy bok przeszył straszliwy ból. Zgiąłem się w pół i cicho syknąłem pod nosem. Niepokój rozniósł się po mojej głowie jak wirus, przejmując nade mną władzę od środka, komórka po komórce. Wiedziałem, że to przeczucie. I nie wróżyło nic dobrego. Tym bardziej, że zazwyczaj te przeczucia dotyczyły niedalekiej przyszłości.

- Nicole - szepnąłem pod nosem.

Sięgnąłem do kieszeni dżinsów po telefon. Wybrałem numer, który dostałem od naszej wychowawczyni z nadzieją, że dodzwonię się do Nicole. Niestety, po kilku sygnałach włączała się sekretarka. Była w domu i nie odbierała... Miałem złe przeczucia. Coś się stało, a ja nie miałem czasu żeby to sprawdzić.
Kolejna fala bólu przeszyła moje ciało. Skrzywiłem się niezauważalne, jednak zignorowałem ten fakt. Spojrzałem na chłopaka, którego Lorenzo magią przypierał do ściany.

Wykonałem jeszcze jeden telefon do dziewczyny. Po kolejnym dźwięku sekretarki wiedziałem, że stało się coś złego. W jednej chwili znalazłem się przy chłopaku. Złapałem go za ramiona i jeszcze mocniej przycisnąłem go do ściany.

Sekret AniołaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz