Dolina cz. 1

167 22 2
                                    

Dolina (zwana także Sanktuarium) nie była miejscem statycznym. Czasem była w Chorwacji, czasem w Tybecie (tam nazywano ją Shangri-La), czasem na Hawajch. Ludzie widzieli ją w ostatnich, czystych wodospadach, w dzikich puszczach, w tęczach i w potężnych górach.

Była schronieniem dla duchów natury i różnych mitycznych istot. Rośliny z lasów deszczowych splatały się z norweskimi świerkami i greckimi figowcami. Przy chodzeniu trzeba było uważać, by nie nadepnąć na rozmaite żyjątka. Między drzewami i krzewami były ukryte namioty, altanki i szałasy z żyjących roślin, w których odpoczywali mieszkańcy Doliny.

Jack szedł za rękę z Natalią. Oboje byli boso i patrzyli pod nogi. To miejsce było niesamowite. Tak pełne życia, radości, światła... Rosane oprowadzała ich po okolicy.

- A to są Aler i Lewiatan - rzekła Nimfa prezentując dwie istoty - To właśnie oni wyłowili was z morza.

Aler wyglądał jak rzeźba antycznego boga (ale nie był tak napakowany) z niebieskimi, dzikimi włosami, skrzelami i łuskami na nogach i rękach, ale Lewiatan był prawdziwym zaskoczeniem. Po pierwsze, to była dziewczynka/samiczka. Po drugie, była malutka. Te same wymiary co wróbel. Lewiatan była niebieskim konikiem morskim o wielobarwnych skrzydełkach, czteropalczastych rączkach i fioletowych oczach. Jej pyszczek był pełen ostrych jak szpilki ząbków. Gdy zobaczyła Natalię, zaćwierkała radośnie i przytuliła się do jej szyi.

- Chyba cię polubiła - zachichotała Rosane. Aler poparł ją uśmiechem (był niemową), gdy nagle on i Nimfa wbili wzrok w kogoś ponad ramionami Jacka i Natalii. Szybko uklękli. Duch zimy i ciemnowłosa spojrzeli w tym kierunku.

Stała tam wysoka, czarnowłosa kobieta w zielonej sukni. Tam gdzie postawiła stopy pojawiały się nowe rośliny. Mieszkańcy Doliny patrzyli na nią z szacunkiem i nabożną czcią.

- Matka Natura - szepnął Jack z zaokrąglonymi oczami. Cofnął się lekko, nie puszczając ręki Natki.

- Znasz tę laskę? - odszepnęła Natalia. Odpowiedziało jej szybkie kiwnięcie głową - Więc oddalimy się spacerkiem, jakbyśmy byli u siebie.

- Jack! - krzyknęła nagle Natura. W jej głosie była radość jak u matki, która odnalazła swoje dziecko. Szybko podbiegła do niego i przytuliła go mocno. Jackowi oczy wyszły na wierzch - Na Słońce i Księżyc, tak się martwiłam! Twój dziadek zdecydowanie przesadził! - jej zielone oczy skupiły się nagle na Natalii - O mój Boże, Natunia! Jak ty wyrosłaś! Dawno cię nie widziałam!

- My się znamy? - wykrztusiła zdumiona Natka.

- Naturalnie - roześmiała się Natura - Jestem twoją chrzestną!

Wierzę w ciebie | RoBTFD fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz