Malutcy sprzymierzeńcy i niespodzianka

210 18 7
                                    

Jack trzymał mocno Natalię. Nie puści jej, choćby niewiadomo co. Sam nie wiedział czemu, ale nie pozwoli jej skrzywdzić. Nikomu.

Lądowanie nie było miękkie. Jack uderzył plecami o twardą glebę, ale zdołał uchronić Natkę przed bolesnym przyrżnięciem. Pitch wylądował obok, ale na równych nogach. Kto jak kto, ale on miał więcej doświadczenia w podróżowaniu między cieniami. Byli w nowszej części miasta w jakichś krzakach.

- Musicie tu poczekać - mruknął mężczyzna - aż upewnię się, że odpuścili.

- Ale... - zaczął Jack, ale słowa uwzięły mu w gardle, gdy obroża zacisnęła się na szyi.

- Żadnych ale! Macie tu siedzieć i basta! - warknął Pitch po czym przybrał łagodniejszy ton - Wiem, że chcesz walczyć, Jack. Ale nie dziś. Poczekaj trochę.

I zniknął. Shade zaklął cicho pod nosem.

Minęła godzina.

Dwie.

Zaczęło zmierzchać.

-------------------------------

Natalia obudziła się w krzakch rododendronu z potwornym bólem głowy. Dlaczego zawsze ja?, pomyślała ponuro (i znowu), Zmieniam się w beksę i na dodatek damulkę w opałach! Koszmar!

Nagle poczuła na szyi chłodny oddech. Pachniał miętą. To na pewno Jack. Spał, drań jeden. Natalia wzięła głęboki wdech nosem i to było jak cios obuchem w głowę. Czuła za dużo zapachów. Kolory były intensywniejsze, a dźwięki zmieniły się w ogłuszającą kakofonię.

- Jezu! - wychrypiała dziewczyna zatykając sobie uszy i zaciskając powieki - Pomocy, Jack!

- Spokojnie, pani - rzekł delikatny, kobiecy głos, gdzieś koło jej ucha - Pomożemy ci.

Nagle nad Natalią i śpiącym Jackiem pojawiło się coś w rodzaju namiotu rozwieszonego na gałęziach krzaków. Dźwięki i zapachy zostały przytłumione, a kolory wchłonął przyjemny półmrok.

- Jack, wstawaj - Nat potrząsnęła śpiącym kompanem. Duch zimy mruknął przez sen coś, co zabrzmiało jak "Jeszcze pięć minut, mamo". Dziewczyna zmrużyła groźnie oczy - Wstawaj, synku, bo jak cię pieprznę zaraz...!

- Dobra, dobra! - Jack zrobił dość nieszczęśliwą minę i gwałtownie wybałuszył oczy - Nat, nie wiem jak ci to powiedzieć, ale masz giga pająka na czuprynie.

- Przeszkadzam ci, zimny duchu? - spytał ten sam głos. Natalia ostrożnie zbliżyła dłoń do czubka głowy i poczuła na skórze osiem nóżek - Dziękuję, pani.

Pająk (a raczej Pajęczyca) był/a rozmiarów dłoni. Miała pomarańczowe ciało, złote cętki na grzbiecie i czerwone oczy. Nat miała co prawda arachnofobię, ale musiała przyznać, że istotka była urocza.

- Erm, cześć? - dziewczyna uśmiechnęła się nieco nerwowo - Dzięki za ten... namiot.

Dopiero teraz zauważyła, że materiał to przędza, po której spacerują malutkie, złociste pajączki.

- Proszę bardzo, Lady Amber - rzekła z uśmiechem (mówię... yyy, piszę poważnie) Pajęczyca - Królowa przewidziała, że po kolejnym wybuchu zmiany przyspieszą.

- Zmiany? - powtórzył zdziwiony Jack.

- Kiedy się ocknęłam zmysły mi się wyostrzyły. Chyba - Natalia zmarszczyła czoło - Zaraz, czemu nazwałaś mnie "Lady Amber"?

- Duchy światła to powiernicy królów - wyjaśniła istota - Zawsze otrzymują taki tytuł szlachecki.

- Farciara - prychnął Jack - A właśnie! Tu masz talizman.

Podał Natce jej klejnot. Nie zauważył wzorku z szronu na powierzchni kamienia. Natalia zauważyła, ale nie zwróciła na to większej uwagi.

- Pani, czy mogę go lekko poprawić? - spytała Pajęczyca i, nie czekając na odpowiedź, dorobiła do ozdoby jedwabny sznurek tworząc naszyjnik. Przędza miała złoty kolor, dopasowany do oprawy - Voila. Możesz go nosić bez obaw, pani. Nasze sieci są lekkie i wytrzymałe.

- Bardzo dziękuję, pani... Jak masz na imię? - Nat uniosła brew.

- Wanda, pani.

- Ładnie.

- Przepraszam, pani Wando - wtrącił się Jack, który od jakiegoś czasu siedział zamyślony - Mam małą prośbę, jeśli to nie problem.

I szepnął coś do Wandy, tak by Natalka nie słyszała. Pajęcza dama poskrobała się jednym z odnóży po owłosionym łebku, po czym wyszła gdzieś ze swoją świtą pajączków. Wrócili po pięciu minutach, meldując, że gotowe. Jack z uśmiechem ujął dłoń dziewczyny. Po wyjściu z kryjówki stwierdziła, że bodźce już nie są tak dotkliwe. Jack zaprowadził ją na promenadę nad klifami. Złociste pająki siedziały na balustradzie i zajmowały się sporawą płachtą utkaną z przędzy zawieszoną na barierce.

- Czy to ci odpowiada, zimny duchu? - spytała Wanda pokazując swoje dzieło.

- Jest idealny - odparł Jack zacierając ręce. Materiał miał kolor nieba w trakcie zachodu słońca. Nat wypatrzyła hinduskie "kropelki" (nie mam bladego pojęcia jak fachowo nazywa się ten wzór) na powierzchni.

- Co ty knujesz? - spytała podejrzliwie Natalia splatając ręce na piersi. Jack ze spokojem zaczął przywiązywać rogi kwadratu na końców laski. Nie przestawał się głupawo szczerzyć. - O nie.

- Bez nerwicy, Natka, mam fory u Wiatru - zachichotał duch zimy.

- Nie chwaliłabym się czymś takim - dziewczyna zarechotała złośliwie. Jack stanął przy zakrzywionej części laski - Ty tak na poważnie.

- A jak? - chłopak uśmiechnął się jeszcze szerzej - Masz lęk wysokości?

- Nie. Jestem uczulona na pewną śmierć.

- Nie świruj. Chodź.

Natalia stanęła przy drugim końcu laski. Jedną ręką trzymała drewno, a drugą materiał, tak jak Jack. Przełknęła ślinę.

- Spokojnie, odpręż się. Jestem z tobą - Jack poklepał ją po plecach.

- Uspokoiłeś mnie - sarknęła ciemnowłosa.

- Wietrze, lot widokowy dla dwóch osób proszę. Spokojnie, nie jest ciężka - chłopak zachichotał. Nat zgromiła go spojrzeniem. Wtedy spod ich stóp wystrzelił słup powietrza, który porwał ich oboje w górę. Materiał wzdął się jak spadochron, ale działał jak lotnia. Wiatr faktycznie słuchał Jacka. Popchnął ich nad morze. Woda lśniła w promieniach zachodzącego słońca. Natalia patrzyła na to wszystko z zapartym tchem. Jack również.

Chłopak z uśmiechem nakierował "lotnie" w stronę miasta. Dziewczyna posłała mu perskie oczko i sięgnęła do kieszeni. Chwilę tam gmerała, aż w końcu rozległa się piosenka.

Cause everyday feels like summer with you,

everything feels like startin' a new

everyday feels like summer with you

Aaah (aah, aah)!*

- Lato to nie ja - zastrzegł Jack. Natalia parsknęła śmiechem.

- Ale pasuje - odparła dziewczyna opierając głowę o ramię ducha zimy. Nie przeszkadzało jej, że jest lodowaty. A jemu, że ona jest ciepła jak mały piecyk.

---------------------

*Tim Wheeler- Feels like Summer.

Przepraszam za kiczowatą końcówkę. Nie jestem dobra w romantycznych scenach.

Wierzę w ciebie | RoBTFD fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz