Gwendolyn
Jest 20 grudnia. Moje urodziny. Szczegół. Duży dąb za moim oknem wygląda jak świeżo wyprany welon panny młodej, obrzuconej ziarenkami ryżu. Tak, spadł śnieg. Od tygodnia jesteśmy z Niall'em w friendzone, co bardzo sprzyja chłopakowi, ale ja także nie narzekam. Jovan od śmierci Ellie nie pojawia się w pobliżu mnie zbyt często i nie wiem czy mam cieszyć się z tego powodu czy wręcz przeciwnie.
Co do zabójstwa dziewczyny, Niall nie zadaje pytań. Możliwe, że wcale mnie o nic nie podejrzewa, co było by absurdem, ponieważ halo? Trzeba być głupcem, żeby nie widzieć jak bardzo marzyłam o tym, żeby ją w końcu zabić. Możliwe też, że najzwyczajniej w świecie nie chce powiedzieć tego na głos i zniechęcić się do mnie.
- Nie chodzisz do szkoły? - Pytanie samo nasuwa mi się na język, kiedy siedzimy u mnie w pokoju.
Horan grzebie w mojej małej kolekcji książek i wydaje się bardzo pochłonięty, czytając krótki opis każdej z nich po kolei.
- Stephan King, Przebudzenie, dobra rzecz. - Przyznaje, trzymając w ręku książkę mojego ulubionego pisarza, a po chwili kręci głową, jakby przypominając sobie o wcześniej zadanym przeze mnie pytaniu. - Cóż, nie. Liceum to niezłe gówno, poważnie. Chodzę tam tylko sporadycznie, żeby pokazać im, że żyję. A jak z tobą? Uczysz się?
- Tak jakby. Czasami przychodzi do nas guwernantka, ale tylko sporadycznie, aby czegokolwiek nas nauczyć. - Mruczę pod nosem.
- Rozumiem. - Kiwa głową.
Siedzimy w ciszy, podczas której ja znów leżę pół-przytomna na łożku, martwa dla świata, trzymając w ręce puszkę piwa, o którą cudem udało mi się wybłagać Georgie. Niall natomiast przerywa dotychczasowy przegląd książek i wychodzi z pokoju, czym nie za bardzo się przejmuje. Szybko jednak wraca, a ja kątem oka mogę zobaczyć jak stoi w miejscu, z utkwionym we mnie, natarczywym spojrzeniem. Chcąc nie chcąc, podnoszę się lekko i spoglądam na niego, dziwiąc się. Chłopak trzyma w ręku średniej wielkości ciasto, które wyglada bardziej jak okrągły tort, a kiedy wstaje utwierdzam się w przekonaniu, że moje podejrzenia są słuszne.
Niall posyła w moją stronę ciepły uśmiech i stawia bombę kaloryczną na moim biurku. Kolorowe świeczki wbija głęboko, aby po chwile zapalić ich knoty, podczas kiedy ja nadal jestem zbyt zszokowana, żeby powiedzieć cokolwiek.
- No dalej. - Blondyn popycha mnie lekko w stronę świeczek, a ja niepewnie zdmuchuję je wszystkie jednym świstem.
- Wszystkiego najlepszego, Gwen. - Przytula mnie, a ja już pewniej niż ostatnio odwzajemniam uścisk.
- Dziękuję. Nigdy nie miałam własnego tortu. - Mówię, lekko zażenowana.
- Dopilnuje, żebyś od teraz miała taki co roku. Obiecuje.
CZYTASZ
Devil may cry || n.h ✔️
Fanfiction"... - Gwen, masz schizofrenie. Musisz ją leczyć. - Nazwałabym to raczej poważnie zaawansowanym stadium bujnej wyobraźni. (...) Miłość to też taka schizofrenia. Widzi się książąt albo księżniczki, których nie ma. - W takim razie chyba mam pro...