Rozdział 41.

2.4K 203 16
                                    

- Co? - mieszanka uczuć i tylko jedno pytanie

- Nie mamy pewności czy się obudzi. - rozwinął swoją wypowiedź

- Ale jak to, przecież to tylko rana...

- Właśnie nie tylko... stracił dużo krwi, nie wiemy dlaczego dalej jest nieprzytomny.

- To od czego wy tu do cholery jesteście?! - zaczęłam krzyczeć

- Proszę się uspokoić tu jest pacjent. - tłumaczył

- Wszyscy lekarze są beznadziejni, nie umieją nic! Tyle się uczą, a popełniają masę błędów! Wyuczeni tylko siedzenia na tyłku i podawania pierwszych lepszych recept! Nie możecie czasami dać z siebie czegoś więcej?! Po prostu się wysilić?! To takie trudne?! - dalej krzyczałam

- Niech pani zmieni ton.

- Przecież pan dobrze wie że mam rację. Tylko że wy, "najlepsi lekarze" - zrobiłam nawias w powietrzu - Jesteście do dupy! - dopowiedziałam

Wyszłam nie czekając na odpowiedź. Skierowałam się do wyjścia szybkim krokiem. Muszę się trochę przewietrzyć. Obok budynku znalazłam ławkę, na którą usiadłam.

*Nadia pov*

Kiedy w moim życiu stanie się znowu coś, co się do mnie uśmiechnie? Kiedy na prawdę będę szczęśliwa i obudzę się z myślą że "to będzie ten najlepszy dzień w moim życiu"? Kiedy? Pytam się, kiedy? Mam tego wszystkiego serdecznie dosyć, tych całych przykrości, żali, załamań, cięć, tego co jest bezczelnie ponure, chcę to zmienić. Nie mogę być ciągle w ciemnych kolorach, tak się żyć nie da. Musi być coś na tym świecie, co mnie rozweseli i sprawi że taka zostanę do końca swojego życia. Trzeba działać.

***

- Nad czym myślisz? - zapytał bardzo znajomy mi głos, który był ze mną od urodzenia

Odwróciłam swoją głowę i to co moje oczy zobaczyły, a serce pokochało, było tym, czym kiedyś mi wmówiono nieprawdę. Kłamstwo, bezczelne kłamstwo zapanowało nad moim światem i wszystko popsuło.

- E-e-ellie? - zapytałam spoglądając dokładniej na kobietę

- Chyba nie duch...

- No nie wiem. Czekaj, mam już jakieś zwidy, to nie prawda, wynoś się stąd, to nie możliwe! - zaczęłam płakać i szybko odeszłam z tamtego miejsca kierując się w stronę szpitala

- Nadia, czekaj. To na prawdę ja, nie, to nie żart. - dogoniła mnie i zatrzymała

- Czy to ty? - zaczęłam szlochać - Ty jesteś tą ciocią, która miała mnie nigdy nie opuścić? Miała ze mną być do końca? Miała mnie wspierać, rozumieć i pocieszać? - zatrzymałam się na chwilę - Tak to na pewno ty?! - już krzyczałam - Jesteś tego pewna?! Byłaś ze mną od samego początku! Raptem zniknęłaś, a ja zostałam sama ze wszystkimi, swoimi problemami! Wiesz co?! Już mnie nie obchodzi to czy ty żyjesz czy nie, czy mam jakieś zwidy, czy nie... taka jest prawda i to jej szukałam tyle czasu, płakałam przy oknie nawet do ciebie mówiłam! No ale po co?! Skoro ty udawałaś, wszyscy udawali. Ellie jest, Ellie nie ma! Zniknęła, magia! Po prostu tornado cię wessało. Nie potrzebuję już tego co razem przeżyłyśmy, daję sobie świetnie radę sama. Nawet mam już rodzinę zastępczą. Wracaj skąd przybyłaś, bo tutaj nie masz już czego szukać. Żegnaj. - odeszłam

Już mnie nie zatrzymała. Coś podejrzewałam, po prostu czułam to, że gdzieś moja ciocia jest, że ona wcale nie odeszła. Teraz moje przypuszczenia się sprawdziły.

(...)

- Charlie... - zaczęłam mówić do blondyna siedzącego na krześle obok sali - ..pamiętasz Ellie? Ona żyje! - usiadłam obok niego z głową w rękach

- Co?! - zdołał popatrzeć mi w oczy

- Ona żyje, wszyscy mnie okłamywali cały czas, moja rodzina... taka jest właśnie rodzina? Bezczelna i kłamiąca w żywe oczy? To się nazywa prawdziwa rodzina?! - zdenerwowałam się

- Ale co ty wygadujesz, gdzie ty ją zobaczyłaś?

- Wyszłam z sali, skierowałam się w stronę wyjścia ze szpitala. Usiadłam na jakiejś ławce i ona do mnie podeszła jak gdyby nigdy nic i nie wmawiaj mi, że to moja wyobraźnia bo widziałam ją na prawdę!

- Co ci powiedziała?

- Że to nie jest żart. A ja wszystko jej wygarnęłam. Prawdziwa ciocia, która była ze mną od małego, nie znika od tak na kilka lat i nie pojawia się, również od tak za kilka lat!

- Uspokój się. - zaczął

- Ale ja nie mogę! Moja osobowość to istne bagno, pasmo nieszczęść.

- Nie wiem co mam powiedzieć ci w tej sprawie, za bardzo przejąłem się wiadomością lekarza.

- Powiedział ci już? - zapytałam

- Tak. - popatrzył w ziemię

- Dziwne w tej całej sytuacji jest to, że ja jestem dobrej myśli, czuję że jeszcze zobaczę jego uśmiech.

- Jego mama jest przy nim. Kazano nam nie wchodzić. - przerwał ciszę

- Simon wie?

- Nie, nikt nie miał myśli, żeby do niego zadzwonić.

- Jak to zrobimy, cały świat się dowie. Bambinos zawiodą się na nim, miał się nie poddawać.

- Wszystko się rozpadnie... - czy ja zauważyłam łzę spływającą po jego policzku - Nasza przyjaźń się rozpadnie.

- Charlie, ty płaczesz? - zapytałam, ale bez sensu, bo nie chciałam usłyszeć odpowiedzi, przytuliłam go

Od autorki:

Wszystko się popsuło, ale takie jest życie, raz dobrze, raz źle. Bądźcie dobrej myśli! :D

Opowiadanie nie będzie ciągle smutne, to tak dla wyjaśnienia.

xoxo Natally

Czy to może trwać dłużej? 1&2,3 || BAMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz