P.o.v. Leny
Musiała minąć jakaś godzina lub więcej, gdy Leon wrócił z talerzem jedzenia, wtedy zdałam sobie sprawę, że jestem głodna. W moim spojrzeniu nie było smutku czy dobroci ale czysta złość, za to on był uśmiechnięty gdy zapytał:
- Nie jesteś czasem głodna Yang? Bo jesteśmy tu jakieś cztery godziny, a pewnie śniadania nie zjadłaś. - zignorowałam jego słowa i odwróciłam głowę w przeciwną stronę czyli w lewo by na niego nie patrzeć. Kątem oka widziałam, że podszedł do mnie i stawiając talerz na bok usiadł mi na prostych nogach, ale ja nadal go ignorowałam. Chwycił mnie znowu za brodę i odwracając głowę powiedział:
- Oj Lena czyżbyś była zła za zamknięcie cię w miejscu o którym nie wiesz oraz nie znasz jego lokalizacji? - nadal siedziałam cicho gdy pochylił się na tyle blisko, że nasze twarze praktycznie się stykały, przez co zrobiłam się delikatnie czerwona. Gdy zapytałam:
- Odsuniesz się ode mnie czy chcesz zarobić w głowę? - na moją zmianę nastroju wolał się odsunąć ode mnie trochę bo wie że ja nie rzucam słów na wiatr. Czekałam cierpliwie intensywnie się w niego wpatrując, a widząc, że się wzdrygnął prawie nie zauważalnie. Zszedł mi z nóg i zaczął mówić:
- Jesteśmy w willi, która jest jakąś godzinę od Nowego Yorku, do tego jest ukryta w lesie, co dla niektórych może to się wydać dziwne. Willa jest stara usadzona w stylu gotyckim, więc na pewno nikt nas nie znajdzie. A tak dla informacji jeśli pomyślałaś, że jedzie jest otrute czy coś podobnego to się mylisz. - już chciał wyjść z pokoju gdy od chrząknęłam pytając:
- Leon był byś na tyle miły i odkuł mi ręce bym mogła zjeść? - nigdy nie lubiłam być bezradna, w końcu jak każdy agent. Leon zamiast odkuć mi ręce usiadł obok mnie i biorąc na widelec trochę ziemniaków powiedział:
- A teraz otwórz buzię. Obije wiemy, że jesteś świetna w walce wręcz więc wolę nie ryzykować - spojrzałam na niego jak na idiotę gdy chciał mnie karmić, ale ma rację jak tylko bym zjadła to na pewno próbowała bym uciec powalając go w walce. Tak siedząc w ciszy karmił mnie aż talerz był pusty. Jak tylko znalazł się przy drzwiach powiedział:
- Nawet nie myśl o ucieczce, ze związanymi rękami bo i tak nie dasz rady, a zresztą jesteś przykuta do ściany więc lepiej nie próbować. - po tych słowach wyszedł zamykając drzwi.
P.o.v. Diany
Nie założyłam swojego specjalnego stroju. Tony mi nie pozwolił. Powiedział, że zna kogoś, kto morze znać kogoś, kto porwał Lenę i zna mniej więcej jej lokalizację. Zawiłe? Wiem, ale Tony powiedział, że wie co robi i mam ubrać sukienkę... Moją reakcją były słowa "chyba Cię pogięło!" ostatecznie jednak się zgodziłam. Dla ratowania przyjaciółki mogę się poświęcić. Wyjęłam jakąś z końca szafy i założyłam.
Nie wiem czy to nie jedna z zestawu, który Tony wsadził mi do szafy. Przejrzałam się w lustrze i z zaskoczeniem stwierdziłam, że nie jest taka zła. Naszym planem było udać się na dzisiejsze przyjęcie jakiegoś bogatego kolesia, gdzie znajdziemy jego dalszego krewnego, który za niezłą sumkę da nam informację. Wyszłam z pokoju na korytarz i ruszyłam w stronę dachu. Tam miał czekać na mnie Tony.
- Diana! - usłyszałam za sobą wołanie - Czekaj!
Odwróciłam się do Thora.
- Co się stało?
- Nic po prostu chcę lecieć z wami.
- Posłuchaj... wiem, że chcesz pomóc, ale... po tym jak wpadłeś do Jacuzzi i biłeś się z bąbelkami... a potem...
- Nie chcecie mnie?
- NIE! To nie tak po prostu to przyjęcie jakiegoś miliardera i tam trzeba się bardzo przyzwoicie zachowywać... a ty atakowałeś zwykłe bąbelki. Tam będzie wiele dziwnych rzeczy. Bardzo nowoczesnych, których nawet ja nie będę rozumiała. Poza tym Tony dostał tylko dwa zaproszenia. Z czego gospodarz wymaga, aby kobiet i mężczyzn było po równo, bo nie chciał nikogo... no wiesz... dyskryminować.
Po jeszcze kilku argumentach Thor w końcu odpuścił. Pobiegłam na dach bojąc się, że się spóźnimy.
Wyszłam na dach. Niebo było pięknie zasłane gwiazdami, a pomiędzy nimi pełny księżyc.
- Pięknie wyglądasz - spojrzałam na Tonego. Był w garniturze, z czerwonym krawatem, eleganckimi butami, srebrnym zegarkiem i (co mnie najbardziej zaskoczyło) starannie uczesany. Wyglądał świetnie.
- To ja mogę to powiedzieć o tobie - wysłałam mu uśmiech.
- Chodź - wyciągnął do mnie dłoń - Mam nadzieję, że umiesz tańczyć.
- Walkę mogę nazwać tańcem?
- A będę mieć podbite oko, albo czerwony ślad dłoni na twarzy?
- Nie. A przy okazji świetnie to zamaskowałeś. Przez chwilę zapomniałam, że zostałeś pobity przez młodszą kuzynkę.
- Jeśli na przyjęciu komuś o tym powiesz to... Zamknę Cię w wieży.
- Uuu... Jaka groźba.
- No dobra to co powiesz... Będę Cię całował aż w końcu...
- No dobra! Nikomu nie powiem.
- W tym momencie mnie uraziłaś.
Ruszyliśmy w stronę odrzutowca. Stark otworzył mi drzwi.
- Tony?
- Tak?
- Co to za ogromne... coś?
- Eee... To tylko mój strój. Wiesz nigdy nie wiadomo kiedy trzeba będzie zostać bohaterem ratującym swoje dziewczyny.
- Dziewczyny? To ile ty ich masz?
- Jedną. Stoi przede mną i komentuje wszystko co robię.
- Tylko jedną? Myślałam, że naliczysz mi minimum piętnaście.
- Mam wszystkie piętnaście w jednej.- Co masz przez to na myśli?
- Eee... Zapomnij. Znam te wasze kobiece sztuczki. Lecimy czy jednak już Ci nie zależy na tym małym, spokrewnionym ze mną karatece?
- Ruszajmy. Im szybciej tam będziemy, tym szybciej ją odbijemy.
Westchnął i siadając na jednym z ekskluzywnych foteli wydał JARVISOWI rozkaz aby ruszył. Usiadłam w drugim fotelu i ruszyliśmy.
Lena przybywam na odsiecz!
CZYTASZ
Avengers: Ying i Yang
FanfictionDwie najlepsze przyjaciółki w jednej chwili lecą do wieży wielkiego milionera Tonego Starka. Spotykają się tam ze sporymi problemami i okazują się być wplątane w wielki spisek. Czy uda im się utrzymać swoją przyjaźń... ...lub ją wzmocnić? Czy nikomu...