2.8

636 92 19
                                    

- OK, nieważne - przewrócił oczami i wrzucił zeszyty do plecaka. - Miło było ci pomóc, jakby jeszcze coś, to wiesz do kogo się zwrócić - uśmiechnął się.

Jednocześnie pochyliliśmy się, by zabrać jego długopis i stuknęliśmy się czołami. Chłopak spojrzał mi w oczy z przyspieszonym oddechem. Chciałem się odwrócić od razu, jednak on złapał mnie za tył głowy i przybliżył się. Wbiłem mu paznokcie w dłoń z całej siły i jakoś się wyrwałem i wstałem gwałtownie, zaciskając usta. Brunet zerwał się za mną.

- Powinieneś już iść - powiedziałem głucho. Evan milcząc założył na ramię plecak i wyszliśmy z pokoju. Najchętniej zostałbym w pokoju, jednak mama od razu po jego wyjściu zrobiłaby mi awanturę o podstawach savoir-vivre'u.

- Przepraszam - mruknął ze spuszczonym wzrokiem, gdy już ubrał buty.

- Jeśli masz zamiar przepraszać mnie po każdej takiej akcji, to lepiej dla nas obojga będzie jak zwyczajnie dasz mi spokój - odparłem sucho i otworzyłem mu drzwi.

- To... cześć? Do widzenia! - zawołał wgłąb domu i wyszedł. Zatrzasnąłem za nim drzwi i wspiąłem się na górę. Rzuciłem się na łóżko i wybrałem numer do Luke'a.

- Rozmawialiśmy dziesięć minut temu, stęskniłeś się? - zapytał, zamiast się przywitać.

- Ten debil znowu spróbował mnie pocałować, tak myślę - wymamrotałem, ignorując jego wcześniejsze słowa. Luke głośno wypuścił powietrze z policzków.

- Głupi chuj - mruknął. - Jak się czujesz?

- Nie wiem... nienawidzę go, Jezu. Gdyby nie to, co do mnie ma, to może dałbym radę jakoś go polubić, jest miły i umie matmę, ale tak to nie...

- Przesyłam ci wirtualne przytulenie.

- Wirtualnie je przyjmuje - uśmiechnąłem się lekko i wtuliłem twarz w poduszkę.

- Wiesz, że zostało jeszcze pięćdziesiąt pięć dni?

- Wiem, już nie mogę się doczekać.

- Tylko mam problem... bo mama kategorycznie zabroniła mi zostawić Lucy w domu, bo nie ma zamiaru wychodzić z nią o szóstej rano na spacery, jak ja to robię.

- Zazdroszczę ci, chciałbym kiedyś zobaczyć wschód słońca... szkoda, że tak późno go puszczają.

- Chciałbyś się zamienić? Ty byś spał po godzinę-dwie codziennie, a ja bym wtedy nie spał, bo jakiś debil cierpi na bezsenność i tylko rozmowa ze mną daje mu wytchnienie.

- Jestem debilem? - spytałem urażonym głosem, nie do końca rozumiejąc słowa chłopaka, przez szybkość z jaką je wypowiadał.

- Nie. Ja jestem.

- Przestań, lubię z tobą rozmawiać po nocach. Ale wracając, możesz dopisać kolejną rzecz do listy do zrobienia, gdy do mnie przyjedziesz, chcę zobaczyć wschód słońca!

- Najlepiej nad morzem - dopowiedział rozemocjonowanym głosem Luke.

- Ta - roztrzepałem włosy i chwile przytrzymałem w nich dłoń. - Na jaki kolor się zafarbować?

- Wiesz, że jak będziesz miał trzydziestkę, to wyłys... O! Mam kolejną rzecz! Chcę ci zafarbować włosy! - skrobanie długopisu. - Dobrze by ci było w jakimś jasnym... może bardzo jasny blond?

- Naturalnie jestem blondynem - skrzywiłem się. - Ale dobra, zaczęliśmy mówić o twojej Lucy i zmieniłem ci temat. Czyli co?

- Musiałbym ją zabrać ze sobą... Byłoby to problemem?

- W ogóle - nie wspomniałem, że moja mama była uczulona na psią sierść. - Ważne, żebyś ty przyjechał.

- Właśnie się uśmiecham, chcę, żebyś to wiedział. - Zaśmiałem się, wstałem, przebierając spodnie i przyciskając ramieniem telefon do ucha. W słuchawce coś zastukało i po chwili w tle usłyszałem ciszo puszczone Lithium Nirvany. Odeczekałem kilka sekund.

- Teraz będzie o nas - szepnąłem, gdy rozpoznałem moment. Po chwili oboje usłyszeliśmy zachrypnięty głos Cobaina:

And I'm not sure
I'm so excited
I can't wait to meet you there

- Racja - Luke zaczął cicho podśpiewywać wraz ze mną.

- Gdzie idziesz? - spytała mama, gdy oparłem się o ścianę w przedpokoju, by ubrać buty.

- Poczekaj - powiedziałem do Luke'a i zasłoniłem słuchawkę. - Idę po farbę.

- Znowu? - zmarszczyła brwi, lustrując mnie. - Dałbyś spokój, wyglądasz jak oszołom.

- Zrobię je na kolor bardziej naturalny tym razem, nie narzekaj - mierzyliśmy się spojrzeniami, aż wyszła do kuchni. Zawiązałem czarne trampki i wyszedłem z domu.

- Okej już - znowu ustawiłem normalnie telefon. - Mama mnie zaczęła terroryzować o farbowanie włosów.

- Co jej w tym nie pasuje?

- Cały ja jej nie pasuje - odmruknąłem. - Pewnie chciałaby, żebym był dziewczyną lub ułożonym chłopcem w sweterku w romby, a utrzymuje punk-rockowego, jak to ona określiła, oszołoma.

- Nie jesteś punk-rockowy - zaśmiał się Luke. - Kotki nie mogą być punk-rockowe.

*

Zdecydowałem się na bardzo jasny blond, tak ja mi doradził Luke. Farbowałem się, rozmawiając z chłopakiem przez Skype'a, bo uparł się, że chce mi towarzyszyć.

- Wiesz, że to już za pięćdziesiąt cztery dni? - spytał, gdy nakładałem farbę na włosy.

- Już? - zerknąłem na zegarek. Faktycznie, była minuta po północy. - Nieźle mi wywróciłeś życie do góry nogami. Normalnie spałbym już z godzinę temu.

- Czyli teraz jest nienormalnie? - skrzywił się lekko.

- Tak. Ale w dobrym sensie.

- Nienormalnie w dobrym sensie, to ma sens - pokiwał głową.

- Masło maślane - przewróciłem oczami, odkładając pędzelek do umywalki. Usiadłem oparty o pralkę.

- Moja lista wymaga uzupełnienia, chcę, żeby ten czas był serio wspaniały - powiedział Luke, stukając długopisem o zęby.

- Wystarczy, że będziemy razem, nie uważasz?

- Tak - spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się szeroko. - Zdecydowanie.

---

Q&A wpada równo z 2.9!!💞

[never finished] stranger sent a message • muke Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz