- OK, nieważne - przewrócił oczami i wrzucił zeszyty do plecaka. - Miło było ci pomóc, jakby jeszcze coś, to wiesz do kogo się zwrócić - uśmiechnął się.
Jednocześnie pochyliliśmy się, by zabrać jego długopis i stuknęliśmy się czołami. Chłopak spojrzał mi w oczy z przyspieszonym oddechem. Chciałem się odwrócić od razu, jednak on złapał mnie za tył głowy i przybliżył się. Wbiłem mu paznokcie w dłoń z całej siły i jakoś się wyrwałem i wstałem gwałtownie, zaciskając usta. Brunet zerwał się za mną.
- Powinieneś już iść - powiedziałem głucho. Evan milcząc założył na ramię plecak i wyszliśmy z pokoju. Najchętniej zostałbym w pokoju, jednak mama od razu po jego wyjściu zrobiłaby mi awanturę o podstawach savoir-vivre'u.
- Przepraszam - mruknął ze spuszczonym wzrokiem, gdy już ubrał buty.
- Jeśli masz zamiar przepraszać mnie po każdej takiej akcji, to lepiej dla nas obojga będzie jak zwyczajnie dasz mi spokój - odparłem sucho i otworzyłem mu drzwi.
- To... cześć? Do widzenia! - zawołał wgłąb domu i wyszedł. Zatrzasnąłem za nim drzwi i wspiąłem się na górę. Rzuciłem się na łóżko i wybrałem numer do Luke'a.
- Rozmawialiśmy dziesięć minut temu, stęskniłeś się? - zapytał, zamiast się przywitać.
- Ten debil znowu spróbował mnie pocałować, tak myślę - wymamrotałem, ignorując jego wcześniejsze słowa. Luke głośno wypuścił powietrze z policzków.
- Głupi chuj - mruknął. - Jak się czujesz?
- Nie wiem... nienawidzę go, Jezu. Gdyby nie to, co do mnie ma, to może dałbym radę jakoś go polubić, jest miły i umie matmę, ale tak to nie...
- Przesyłam ci wirtualne przytulenie.
- Wirtualnie je przyjmuje - uśmiechnąłem się lekko i wtuliłem twarz w poduszkę.
- Wiesz, że zostało jeszcze pięćdziesiąt pięć dni?
- Wiem, już nie mogę się doczekać.
- Tylko mam problem... bo mama kategorycznie zabroniła mi zostawić Lucy w domu, bo nie ma zamiaru wychodzić z nią o szóstej rano na spacery, jak ja to robię.
- Zazdroszczę ci, chciałbym kiedyś zobaczyć wschód słońca... szkoda, że tak późno go puszczają.
- Chciałbyś się zamienić? Ty byś spał po godzinę-dwie codziennie, a ja bym wtedy nie spał, bo jakiś debil cierpi na bezsenność i tylko rozmowa ze mną daje mu wytchnienie.
- Jestem debilem? - spytałem urażonym głosem, nie do końca rozumiejąc słowa chłopaka, przez szybkość z jaką je wypowiadał.
- Nie. Ja jestem.
- Przestań, lubię z tobą rozmawiać po nocach. Ale wracając, możesz dopisać kolejną rzecz do listy do zrobienia, gdy do mnie przyjedziesz, chcę zobaczyć wschód słońca!
- Najlepiej nad morzem - dopowiedział rozemocjonowanym głosem Luke.
- Ta - roztrzepałem włosy i chwile przytrzymałem w nich dłoń. - Na jaki kolor się zafarbować?
- Wiesz, że jak będziesz miał trzydziestkę, to wyłys... O! Mam kolejną rzecz! Chcę ci zafarbować włosy! - skrobanie długopisu. - Dobrze by ci było w jakimś jasnym... może bardzo jasny blond?
- Naturalnie jestem blondynem - skrzywiłem się. - Ale dobra, zaczęliśmy mówić o twojej Lucy i zmieniłem ci temat. Czyli co?
- Musiałbym ją zabrać ze sobą... Byłoby to problemem?
- W ogóle - nie wspomniałem, że moja mama była uczulona na psią sierść. - Ważne, żebyś ty przyjechał.
- Właśnie się uśmiecham, chcę, żebyś to wiedział. - Zaśmiałem się, wstałem, przebierając spodnie i przyciskając ramieniem telefon do ucha. W słuchawce coś zastukało i po chwili w tle usłyszałem ciszo puszczone Lithium Nirvany. Odeczekałem kilka sekund.
- Teraz będzie o nas - szepnąłem, gdy rozpoznałem moment. Po chwili oboje usłyszeliśmy zachrypnięty głos Cobaina:
And I'm not sure
I'm so excited
I can't wait to meet you there- Racja - Luke zaczął cicho podśpiewywać wraz ze mną.
- Gdzie idziesz? - spytała mama, gdy oparłem się o ścianę w przedpokoju, by ubrać buty.
- Poczekaj - powiedziałem do Luke'a i zasłoniłem słuchawkę. - Idę po farbę.
- Znowu? - zmarszczyła brwi, lustrując mnie. - Dałbyś spokój, wyglądasz jak oszołom.
- Zrobię je na kolor bardziej naturalny tym razem, nie narzekaj - mierzyliśmy się spojrzeniami, aż wyszła do kuchni. Zawiązałem czarne trampki i wyszedłem z domu.
- Okej już - znowu ustawiłem normalnie telefon. - Mama mnie zaczęła terroryzować o farbowanie włosów.
- Co jej w tym nie pasuje?
- Cały ja jej nie pasuje - odmruknąłem. - Pewnie chciałaby, żebym był dziewczyną lub ułożonym chłopcem w sweterku w romby, a utrzymuje punk-rockowego, jak to ona określiła, oszołoma.
- Nie jesteś punk-rockowy - zaśmiał się Luke. - Kotki nie mogą być punk-rockowe.
*
Zdecydowałem się na bardzo jasny blond, tak ja mi doradził Luke. Farbowałem się, rozmawiając z chłopakiem przez Skype'a, bo uparł się, że chce mi towarzyszyć.
- Wiesz, że to już za pięćdziesiąt cztery dni? - spytał, gdy nakładałem farbę na włosy.
- Już? - zerknąłem na zegarek. Faktycznie, była minuta po północy. - Nieźle mi wywróciłeś życie do góry nogami. Normalnie spałbym już z godzinę temu.
- Czyli teraz jest nienormalnie? - skrzywił się lekko.
- Tak. Ale w dobrym sensie.
- Nienormalnie w dobrym sensie, to ma sens - pokiwał głową.
- Masło maślane - przewróciłem oczami, odkładając pędzelek do umywalki. Usiadłem oparty o pralkę.
- Moja lista wymaga uzupełnienia, chcę, żeby ten czas był serio wspaniały - powiedział Luke, stukając długopisem o zęby.
- Wystarczy, że będziemy razem, nie uważasz?
- Tak - spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się szeroko. - Zdecydowanie.
---
Q&A wpada równo z 2.9!!💞
CZYTASZ
[never finished] stranger sent a message • muke
FanfictionJa: dear future husband Ja: here's a few things you'll need to know to be my one and only my life Ja: dear future husband, Ja: fuck off lub gdzie luke to fanboy, a michael jest zakochany w luke'u. 2014!5sos