Kitty Cat

25 3 2
                                    

Gdy usiadłam za kółkiem od razu poczułam to samo, co wtedy, na torze. Adrenalina, pożądanie prędkości, zabawa...

-Błagam, powiedz mi, że tu nie ma żadnych ograniczeń- wyszeptałam.

Katem oka dostrzegłam, jak uśmiecha się pod nosem.

Docisnęłam gaz do dechy i ruszyłam z piskiem opon. Mój Boże, jak mi tego brakowało.

Wiatr rozwiewał mi włosy, kłuł w oczy i smagał po policzkach, ale to nie to się teraz liczyło. Podmuch świeżego powietrza na mojej skórze dawał mi siłę i energię. Dawał mi chęć do życia.

Przez kolejne pół godziny jeździliśmy bez celu po autostradzie wyciskając z silnika Carrery to, co najlepsze. W końcu zjechaliśmy do jakiegoś miasta, zamieniliśmy się miejscami i ruszyliśmy z powrotem. Dominik był zadowolony z tego, że znów siedzi za kółkiem swojego wozu.

Gdy dotarliśmy do jego domu, a raczej ogromnej willi, było już po osiemnastej. Ściemniało się, a słońce znikało za horyzontem z drzew.

Otworzył mi drzwi od auta zanim w ogóle jeszcze pomyślałam o tym, żeby wyjść z samochodu.

Zaparkował go na podjeździe, z którego do głównych drzwi domu prowadził szeroki chodnik wyłożony kostką brukową. Dookoła rosły kwiaty. Większość z nich już kończyła swój żywioł. Trawnik, choć żywy i zielony, był zapuszczony i zaniedbany. Pomiędzy tujami jakiś pająk założył całe osiedle, bądź obóz dla owadzich uchodźców. Drewniane części ogrodzenia wymagały odrestaurowania.

Chłopak chyba zauważył, że wszystkiemu się przyglądam.

-Dość rzadko ktokolwiek tu jest- powiedział.- Nie mówiąc już o zajmowaniu się ogrodem.

-Czemu?- wypaliłam.- To bardzo ładny dom, dużo osób chciałoby w takim mieszkać- dodałam szybko obrzucając wzrokiem staro wyglądającą willę z około 500 m2. –Klasycznie piękna- stwierdziłam. Uśmiechnął się słabo pod nosem, chyba tak nie myślał.

-Robi się tu niezłe imprezy- orzekł dwuznacznie.

Prawie zapomniałam, że jeszcze wczoraj był tylko zwykłym nastoletnim frajerem z supermocami i dużym zapotrzebowaniem na zaimponowanie wszystkim dookoła. Jak ja uwielbiam zmieniać ludzi. W jeden dzień.

Nie wierzcie nikomu, kto mówi, że jeden dzień, to nic. Jeden dzień może wszystko zepsuć i wiele naprawić. Jeden dzień może być powodem zrujnowania sobie całego życia, lub czasem podjęcia najlepszych decyzji. Jeden dzień, każdy dzień, to decyzje na przyszłość.

A mówię to wam, bo nie mam ochoty opisywać, jak namiętnie całuje Dominik, a czego doświadczyłam w czasie tego całego wywodu. Ha.

Nawet, gdy moje myśli wróciły do normalności, to sny nie zaczęły nawet zmierzać ku końcowi.

Jego ręce błądziły pod moją koszulką, będąc przyjemną odmianą dla mojej chłodnej skóry. Czubkami palców kreśliłam kółka w jego włosach, podczas gdy nasze języki walczyły o dominację w dość zaciętej walce.

Nagle w bramie z piskiem opon zahamował czarny mercedes. Dominik odskoczył ode mnie jak oparzony. Prawie się zaśmiałam.

-Nie bój się- rzuciłam żartobliwie. Posłał mi jadowite spojrzenie. Wzruszyłam ramionami.

Z samochodu wysiadło dwoje ludzi. Mężczyźni średniej postury. Wysocy, niegrubi. Obaj w czarnych garniturach, z okularami przeciwsłonecznymi na czubku nosa. Podeszli do nas z obojętnymi minami.

-Witaj Dom- stwierdził jeden z nich, ten z brązowymi włosami, a potem obydwaj, tym samym ruchem ręki zdjęli okulary i wsunęli je za krawędź kołnierza. Obserwowałam to w milczeniu, a oni zdawali się nie zwracać na mnie uwagi. Dopóki jeden z nich nie odezwał się.

-Czy możemy załatwić tę sprawę na osobności?- spytał. Dominik zagryzł wargę. Czegoś się spodziewał.

-Tu jest na osobności- stwierdził po paru długich sekundach. Uśmiechnęłam się do niego lekko i złapałam za rękę. Nie opierał się. Czyli jednak, cos go ewidentnie martwiło.

Obydwaj mężczyźni obrzucili mnie krytycznym spojrzeniem.

-Nie jestem eksponatem z muzeum- warknęłam po chwili wytrzymywania ich wzroku. Zignorowali mnie.

-Jako najbliższą rodzinę państwa Szadnych jesteśmy zmuszeni poinformować pana o ich śmierci- warknął jeden z nich.

Dominik zacisnął palce na mojej dłoni.

-Kurwa- warknęłam.- Nikt was nie nauczył delikatności w takich sytuacjach- obrzuciłam ich morderczym spojrzeniem i odwzajemniłam uścisk chłopaka. Chwilę później zauważyłam łzy na jego policzkach.

Gówno prawda, że chłopaki nie płaczą. Każdy płacze.

-Wypierdalać- krzyknęłam na nich i wskazałam drogę powrotną ręką.- Albo was wyniosą nogami do tyłu- dodałam ostrym tonem.

Rzucili mi jakąś kopertę, po czym wsiedli do auta i odjechali. Schowałam ją do kieszeni spodni.

-Dzięki- stwierdził Dominik przez łzy, kiedy zniknęli za zakrętem.

-Za co?- spytałam.

-Że ich wkurzyłaś- odparł cicho.

-Nie wydawali się wkurzeni.

-Och, ale byli wprost wkurwieni. Do tego stopnia, że nawet nie rzucili żadnym suchym tekstem- odrzekł chłopak.- Czasem mam wrażenie, że nie mają twarzy, tylko cementowe maski- stwierdził.

Potem znów po jego policzkach poleciały łzy. Ja pieprzę.

Zbliżyłam się i objęłam go ramionami.

-Przepraszam- szepnął.- Za to, ze musisz to oglądać...

-Kochałeś ich- odpowiedziałam jedynie.

-Tak...- zawahał się.- Kochałem ich. A teraz ich nie ma, jak wszystkich, których kiedykolwiek darzyłem uczuciem.

Nic nie powiedziałam, tylko mocniej go do siebie przycisnęłam.

-Połamiesz mi żebra- oznajmił on z niewielkim uśmiechem. Żachnęłam się.

-Pan delikatny się znalazł- mruknęłam i otworzyłam drzwi do domu.

Potem obróciłam się w miejscu.

-Piwo- burknęłam.- Cholera.

Cofnęłam się do samochodu, a on czekał przed drzwiami.

-Może zamkniesz dach- podsunęłam mu.- Może padać.

Posłał mi dziwne spojrzenie, ale wykonał zalecenie.

Potem weszliśmy do domu. Jakbym zaczęła wam teraz opowiadać, jaki jest zajebisty, piękny i w ogóle, to by nam dnia nie starczyło. Więc powiem tylko- łał. Trzeba mieć dużo w głowie, żeby stworzyć taką atmosferę i klimat zmieszaną z nowoczesnością, elegancją i wygodą. No po prostu łał.

W korytarzy zdjęliśmy buty i kurtki i rzuciliśmy to wszystko w kąt.

Przeszliśmy do przestronnego salonu, z dużym telewizorem, kanapą, stolikiem i dwoma ogromnymi roślinami. Za dużym oknem rozpościerał się widok na taras, basen i resztę ogrodu na tyłach domu. Zasłony chowały się w kątach pozwalając zachodzącemu słońcu rozpromienić wnętrze ostatnimi promieniami.

Potem najbliższa nam gwiazda zniknęła bezpowrotnie na najbliższe parę godzin i w pokoju zapadł półmrok. Usiadłam na kanapie, na drugim końcu, stosunkowo daleko od chłopaka, wzięłam do ręki pilot i włączyłam telewizor. Skakanie po kanałach zatrzymałam, gdy znalazłam Szklaną Pułapkę. Dominik rozpromienił się lekko i otworzył nam obojgu piwo. Po pierwszym łyku zmarkotniał.

No i dupa. Ale mu się nie dziwię. Jest... bardzo trudno, gdy traci się kogoś naprawdę bliskiego. Więc postanowiłam pomóc mu przetrwać ten wieczór.

Adriaculus- Historia BohaterówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz