Kitty Cat

31 4 0
                                    

Bezczelny dupek. Po prostu. Debil. Idiota. Jak śmie?

Wyszłam z auli chwilę po nim. Melisa towarzyszyła mi niezmiennie. Wciąż paplała o Kitty i Wilku. Byłam na siebie wściekła. Dlaczego w ogóle powiedziałam jej jak się nazywam? Czemu nie zignorowałam jej, jak zapewne przez wiele czasu robił to Wilk, gdy ktoś pytał go o imię. A potem ludzie po prostu zapominali. Tak powinno być. Super, czy nie. Jesteśmy obrońcami ludzi, a nie pozerami z telewizji. To nie pieprzony Marvel! Chociaż, trochę śmieszyły mnie niektóre jej zagrania.

-Założyłam bloga, wiesz?- spytała w końcu Melisa. – O tym, że Super bohaterowie są wśród nas. I wiesz co?

-Co?- mruknęłam rozbawiona jej zachowaniem. Dziwił mnie jej optymizm. Kurczę, przecież ona została napadnięta, jeszcze chwila i być może straciłaby coś więcej niż torebka. Ludzie są chorzy.

-Prawie sto osób skomentowało! Mówią, że też zostali kiedyś uratowani przez ludzi w maskach. Wyglądali trochę jak skrzyżowanie człowieka ze zwierzęciem. No wiesz, na przykład Kitty miała kocie uszy. Serio. No i opowiadali. To byli ich tacy mali bohaterzy. Jest ich więcej, Nad!

-Łał- szczerze zaniemówiłam. –Łał.

-Co nie?- i znów zaczęła paplać.

Mimo wszystko postanowiłam się z nią trzymać. Ona może sprawić, że nie zwariuję tu z samotności. Tylko zeświruję z nadmiaru informacji i ciągłej presji, że ona będzie wiedziała.

-Dobra- przerwałam jej.- Co masz teraz?

-Wiktymologię... Chyba...tak! Tak, tak!

-Super. Ja mam teraz pierwsze praktyki... z drugim rokiem.

-Uuuu...

-Co?!

-No wiesz, drugi rok, Dominik Szadny, takie tam... Oj weź! Widziałam, jak się mierzyliście wzrokiem. Albo chłopak się zakochał, albo coś wie.

Przystanęłam i zmierzyłam ją wzrokiem.

-To tylko gorączka, czy już dzwonić na pogotowie?- spytałam ze śmiechem. Zachichotała.

-Oj, weź. To widać, ja to widzę. A ja widzę wszystko, przecież wiesz.

-Jasne- zapewniłam ją. Oczywiście.

Zerknęłam na zegarek. Mam pięć minut, by przedostać się do komendy po drugiej stronie ulicy. Ja mam wrażenie, że to wszystko jest tak specjalnie rozmieszczone, by każdy spokojnie zdążył na każde zajęcia i już nie można było się zasłonić brakiem czasu. Jaka szkoda.

Pożegnałam Melisę i zbiegłam po schodach.

Wydostałam się z uczelni i odetchnęłam świeżym powietrzem. Tuż przede mną przejechał autobus. Cofnęłam się o krok i ujrzałam przed sobą komendę policji w Psorce.

Jeżeli jeszcze nie napomknęłam wam jak to cholerne miasto się nazywa, to teraz błagam, uwierzcie mi. Ta dziura, zwana przez większość mieszkańców reszty kraju Złotym Miastem Nauki, nosi nazwę Psorka. Nosz kurka wodna, to już Miasto Zakutych Łbów byłoby lepsze.

Przeszłam przez ulicę i wstąpiłam do budynku. Wyłapałam wzrokiem paru studentów stojących w rogu i nieznacznie się do nich zbliżyłam. Nie nasłuchiwałam zbytnio o czym mówili, chodziło mi głównie o to, by dojść w odpowiednie miejsce. I to był dobry wybór.

Jednak jedną chwilę przed wykładowcą, policjantem, czy kogo my się tam mieliśmy spodziewać, zjawił się nie kto inny jak pan Szadny. Zbił piątkę z kilkoma osobami i obrzucił mnie jakimś znaczącym, lekko dziwnym spojrzeniem. Przez chwilę poczułam się jak na wystawie, bo zaraz za nim wzrok odwróciło paru innych kolesi. Nie było wśród nich jednak trójki wspaniałych z zaułku. W myślach pewnie wzruszyłam ramionami, ale na zewnątrz ani drgnęłam, dopóki nie podszedł do nas wysoki, ciemnowłosy mężczyzna w mundurze.

Adriaculus- Historia BohaterówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz