Kitty Cat

81 5 2
                                    

To było... szybkie. Małe coś w kształcie kota, latającego kota, pojawiło się w moim pokoju w akademiku i po prostu na mnie wleciało. Ja... nie mam pojęcia, jak to zrobiło. Nagle poczułam jakąś zmianę. Nie dużą. Ale znaczącą. Jasne światło oślepiło mnie na dobre paręnaście sekund i poczułam mrowienie na skórze. Gdy w końcu otworzyłam oczy ujrzałam pokój, taki jakim go pamiętałam, ale ja już nie wyglądałam tak samo. Czarny, połyskujący kombinezon, gładko przylegał do mojego ciała nie odsłaniając ani kawałka skóry, rąk, czy nóg. Dekolt był regulowany zamkiem, a w tamtej chwili sięgał mojej szyi. Włosy, które jeszcze przed chwilą były związane w warkocza, teraz opadały falami na moje plecy. Skrzywiłam się i poczułam coś na twarzy. Ręką dotknęłam miejsca wokół oczu i stwierdziłam zdziwiona, że jestem w prostej jakby skórzanej masce, pewnie też czarnej. Szybko przeczesałam ręką włosy i natrafiłam na coś, czego zupełnie się nie spodziewałam. Nie żebym w ogóle spodziewała się tej całej sytuacji. Szybkim i trochę chwiejnym krokiem z zachowaniem zimnej krwi podeszłam do lustra. Tak jak się domyślałam, maska była czarna, a ta mała przeszkoda we włosach... to były... uszy. Kocie uszy. W dodatku tak jakby moje. Znaczy... bo te prawdziwe, ludzkie, to... zniknęły.

Chwyciłam się mocno kantu komody, nad którą wisiało lustro i zacisnęłam mocno zęby oraz dłonie. Co się do cholery dzieje? Podniosłam wzrok na taflę szkła i mało nie wrzasnęłam. Zamiast mnie ujrzałam w niej tego małego, latającego kota o wyglądzie trochę kreskówkowym. Miał duże oczy, był mały jak kocię i jego sierść wydawała się jedną gładką powierzchnią, a nie kupą włosów.

Poluźniłam zamek odpinając go aż do mostka, bo prawie zaczęłam się już dusić.

-Uspokój się już, dobra?- odezwało się to coś, a ja prawie wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia.- Zachowujesz się dziecinnie. Boisz się.

-No, co ty nie powiesz, kurde- odburknęłam, ale narzuciłam sobie trochę spokoju i opanowania.

W zasadzie, to nie byłam taką zwykłą nastolatką. Moja matka była policjantką, a ojciec tajniakiem rządowym. Przez większość czasu mieszkałam z ciotką, która zawodowo nauczała różnych sztuk walki. No więc chcąc nie chcąc wychowałam się w dyscyplinie, braku emocji i wiecznej obecności bójek. Mimo wszystko byłam dobra w szkole i raczej potrafiłam się dogadać z przygłupimi dla mnie rówieśnikami. Większość czasu spędzałam sama, w towarzystwie, książek, sztuki własnej, muzyki, bądź treningów. Ukrywanie emocji miałam opanowane, choć na pewno nie tak dobrze, jak moja matka, czy ojciec, którzy nawet w Wigilię się nie uśmiechali.

-Będziesz tak stała i myślała o niebieskich migdałach, czy mogę ci już powiedzieć o misji?- spytał z przekąsem kot.

Zignorowałam jego głupawe pytanie.

-Co ty... Kim ty...- zamotałam się.- Czym ty właściwie jesteś?

-Jestem Kitty Cat i jestem twoim Adriaculusem- uśmiechnął się.

-A ty... Jesteś samcem, czy samicą?

Prychnął.

-Samicą, a bo co?

Wzruszyłam ramionami.

-O co ci chodziło z tą misją?- spytałam, choć nie koniecznie chciałam wiedzieć.

-To nic wielkiego. Para złodziei na rogu Sienkiewicza i Chrobry. A i mają noże.

Tym razem to ja prychnęłam.

-I co mogą mi zrobić?

-Takie nastawienie to ja rozumiem. Najszybciej się tam dostaniemy po dachach. To dosłownie parę przecznic, tych wąskich uliczek. Jesteś teraz kotem, przeskoczysz.

Uśmiechnęłam się pod nosem. Dlaczego ja wierzę małemu kreskówkowemu kotu? A raczej kocicy?

Podeszłam do okna i otworzyłam je. Ostatnie piętro ma swoje uroki. A ja na szczęście nie mam lęku wysokości. Ze zwinnością, o jaką wcześniej nawet bym się nie posądziła, przeskoczyłam na rurę i szybko wspięłam się na płaski dach akademika. Biegiem ruszyłam w stronę odpowiedniej krawędzi, a tuż przed jej końcem wybiłam się mocno z nóg. Wylądowałam metr za krawędzią dachu drugiego budynku i zrobiłam przewrót w przód, by zamortyzować nacisk na ręce.

Chwilę później skoczyłam drugi raz, a potem trzeci. Nie sprawiło mi to trudności. Raczej przyjemność. Jakbym była do tego stworzona. Zatrzymałam się nad czwartą alejką. Ostatnią przed skrzyżowaniem. Przykucnęłam na krawędzi dachu i z wysokości jedenastego piętra spojrzałam w dół. Mój wzrok nagle jakby wyostrzył się i dostrzegłam wszystko z najdrobniejszymi szczegółami. Nawet brud w uchu jednego z nich. Fuuuj.

-Skacz- odezwała się Kitty.- Koty zawsze spadają na cztery łapy.

Więc nie wiele myśląc, bo właśnie to najczęściej przeszkadza, wybiłam się i zaczęłam spadać w dół. Wylądowałam bezgłośnie tuż za plecami jednego z nich.

Ich ofiara, jedna ze studentek mojej uczelni, urocza blondynka o niebiskich oczach i cholernie białym uśmiechu, dostrzegła, mnie, ale nie pisnęła słowem, gdy przyłożyłam palec do ust i uśmiechnęłam się lekko.

Potem wszystko przyśpieszyło, jak zawsze w takich sytuacjach. Poczułam się trochę jak na sparingu, ale dobrze wiedziałam, że tym razem jest groźniej i mam większe szanse. W końcu nie codziennie spotyka się kotkę z kreskówki.

Kopnęłam z półobrotu i jeden z oprychów bez słowa złożył się za ziemi. Nóż i torebka wypadły mu z rąk, gdy padł nieprzytomny.

Drugi odepchnął od siebie dziewczynę, która natychmiast pobiegła do swojej torebki. Ludzie, czy priorytetem nie jest ratowanie sobie życia? Lae ona wyjęła telefon i zaczęła nagrywać.

Oprych zaatakował nożem. Uniknęłam ostrza i szybko wyprowadziłam cios, który został sparowany. Mężczyzna kopnął nieumiejętnie i jednym chwytem powaliłam go na ziemię. Potem odebrałam mu nóż i bawiąc się nim, nachyliłam się nad stękającym z bólu po spotkaniu z ziemią mężczyzną.

-Dobra rada na przyszłość- uśmiechnęłam się sztucznie.- Następnym razem upewnij się, że mnie nie spotkasz.

I położyłam go spać dobrze wymierzonym ciosem w głowę.

Wtedy podbiegła do mnie dziewczyna.

-Z miejsca zdarzenia, na żywo, Melisa Czernaluk, właśnie zostałam uratowana przez anonimową dziewczynę- odwróciła tryb kamery i spytała.- Jak się nazywasz?

-Eee... Kitty Cat- wypaliłam i uciekłam.

Odbiłam się od śmietnika i wyskoczyłam w górę. Wylądowałam na dachu i puściłam się biegiem w stronę akademika. Nagle tuż przede mną pojawiła się kotka.

-Nieźle kocie, ale czemu akurat moje imię? Nie mogłaś wysilić się na coś oryginalniejszego? Teraz wszyscy będą znali naszą nową Super bohaterkę pod tak dennym imieniem.

-Czekaj, co? Jaką Super bohaterkę?

-Och, no wiesz, uratowałaś studentkę, powaliłaś oprychów, a przed tobą jeszcze parę działań w tym rewirze. No i nie oszukujmy się, jesteś super i dlatego cię wybrałam.

-Wybrałaś mnie?

-No tak, żebyś była super Super bohaterką- uśmiechnęła się. Pokręciłam głową zrezygnowana. A zapowiadało się takie fajne, spokojne życie.- Oj weź, będzie fajnie.

-Jasne- odparłam sarkastycznie.

-Nawet nie mów, że ci się nie podoba- krzyknęła za mną, gdy przeskoczyłam kolejną alejkę.- I zawróć w tej chwili, bo mamy nową misję!

Adriaculus- Historia BohaterówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz