Seth

11 1 1
                                    


Widziałem jej zbolałą minę. Przez to sam czułem się jeszcze gorzej. Siedzieliśmy w bazie, był jeden dzień po zdarzeniach, a ona nadal zdawała się trwać w letargu. Nie chciała pozwolić mu odejść. Nie mogła się z tym pogodzić.

Postanowiłem dać jej trochę czasu nim powiem jej, że o tym wszystkim wiedziałem. Ba, ja wiem o wiele więcej!

Ale teraz to nie przedstawia się jako zaleta. Kiedyś szczerze myślałam, że wiedza jest mocą, teraz wiem, że czasem lepiej nie wiedzieć. Nie wiedzieć, że ona nigdy mnie nie pokocha, że i ja niedługo umrę i tego nie mogę zmienić.

Jakby tak pomyśleć, to głupie. Wielu rzeczom można zapobiec podejmując inne decyzje, ale czegokolwiek bym nie zrobił moja przyszłość kończy się już za parę dni.

Znaleźliśmy Bannera chwilę po Peterze, był normalnych rozmiarów i całkowicie ubrany. Jak widać w końcu zaczął myśleć o tych, co go potem po przemianie oglądać muszą.

-Musimy mieć jakiś plan- powtórzył Steve, ale jego słowa odbiły się od wszystkich jak grochem po ścianie. Nadia siedziała skulona na sofie i usilnie o czymś rozmyślała wpatrując się we własne dłonie.

-Jest nas ledwie paręnaście osób, a ich...

-A ich o parędziesiąt tysięcy mniej. Nikt nie wie ile ich jeszcze zostało. Musimy działać puki jeszcze żyjemy.

-Pocieszające skwitowanie sprawy- warknęła Nadia.- Kto jeszcze musi zginąć!?- krzyknęła zirytowana wpatrując się we mnie.- To u was rodzinne, prawda Seth- przecedziła moje imię przez zęby jakby było co najmniej skażone.

-Nie rozumiem...- zacząłem. Źle zacząłem.

-A jednak!- obudziłem bestię.- Co jeszcze ukrywasz, he?!

Wszyscy zebrani przeskakiwali wzrokiem ode mnie do niej i z powrotem. Ups.

-No...

Tony wstał.

-Słuchaj Nadia...

-Zamknij się!- wrzasnęła na niego.- Odezwałby się... Wystarczyłoby jedno słowo! Jedno, pieprzone słowo! I nie doszłoby do tego wszystkiego!

Mówiąc to wszystko wpatrywała się uporczywie w moje oczy. Jej spojrzenie paliło moje sumienie.

Ale czy na pewno to by cokolwiek zmieniło?

A potem się na mnie rzuciła.

Tak po prostu. Nie byłem przygotowany, a ona była wściekła, albo gorzej.

Może byłoby lepiej, gdybym jej powiedział. Czyżbym popełnił błąd?

Nie było dane mi się nad tym zastanawiać. Ciosy spadały na mnie z ogromną szybkością, zadziwiającą wręcz jak na dziewczynę.

Nie miałem jak się bronić, musiałem poczekać, aż ją ode mnie odciągną. A oni zdawali się z tym zwlekać.

Czułem metaliczny posmak krwi w ustach i jej ciepłą temperaturę na niemalże całej mojej twarzy. Niedobrze, to będzie potrzebowało czasu, żeby się zagoić.

W końcu ktoś, zdaje się, że z niemałym trudem, odciągnął ode mnie Nadię.

Zacisnąłem zęby z bólu i odwróciłem twarz w stronę podłogi. Wyplułem trochę krwi i usiadłem trzymając dłonie przy twarzy.

-Widzę, że przybyliśmy w porę na zabawę- odezwał się ktoś, a ktoś inny zaśmiał się jakby histerycznie. Spojrzałem w tamtym kierunku. Nie wierzę.

Joker i Harley tuż obok Batmana. Dziewczyna uwieszona była na ramieniu przestępcy, a ten jak zwykle uśmiechał się dziwnie. Nietoperek był nad wyraz ponury. Potem dostrzegłem też Supermena, który rozglądał się zaciekawiony.

-Sądziłem, że mutanci przywloką się tu pierwsi- mruknął Loki. Chwilę później mierzył się spojrzeniem z Jokerem. Dziwne, myślałem, ze psychopaci od razu się dogadają.

Stworzyło się małe zamieszanie, które jeszcze wzrosło, gdy do pokoju wszedł Volverine. Jego banda zapewne czekała gdzieś indziej. Nie sądzę, że byśmy się tu wszyscy zmieścili.

No cóż, skoro nas jest już więcej, to może rzeczywiście trzeba nam planu.


Moje drogie miśki! 

Niezmierne sorry za niepisanie, ale miałam mały problemik. Komputer mi się popsuł, a w drugim klawiatura jedynie niemiecka. Dodałam sobie polską, ale nadeszły egzaminy i czas nagle magicznie zniknął. Jakkolwiek teraz powróciłam i postaram się pisać częściej!

Adriaculus- Historia BohaterówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz