- Ile za niego chcesz?- Trzydzieści pięć.- odpowiadam stanowczo. Nie zejdę z ceny chodźby o centa.
- Pojebało cię? Dam maksymalnie dwadzieścia osiem.
- Mam gdzieś 28, dajesz 35 albo nie mamy o czym rozmawiać.
- To Ford.
- To nie jakiś tam Ford, tylko autentyczny Ford Mustang Fastback z 67. - mówię, czując się lekko urażony. Jak można nazwać go tylko fordem.
- Trzydzieści.
- Pięć. - dodaje zaciągając się papierosem.
- Rutherford... - przeciąga błagalnie.
- Johnson. - odpowiadam, wciąż tym samym tonem.
Bradley wielki Johnson tak naprawdę miał kupę kasy której po prostu szkoda było mu wydawać. Pławił się w forsie, a jego materac najprawdopodobniej wypchany był studolarówkami. Pierdolony skąpiec.
- Kurwa... no, okej. - mówi po chwili namysłu, a ja czuje jak zaczynam się durnie do niego szczerzyć.
Podaje mi plastikową walizkę, którą od razu od niego przejmuje i stawiając na masce otwierm. Przeliczam. Zgadza się. Sięgam do kieszeni próbując zlokalizować kluczyki. Daje mu, na zawsze żegnając się z moim pierwszym w życiu, kupionym za własne, ciężko zarobione pieniądze autem. O ile dilerkę można nazwać ciężką pracą. Ale skończyłem już z tym. Teraz siedze w tym biznesie, kupuje stare samochody i małym kosztem odnawiam je, później sprzedając za dwa razy większą sumę niż je kupiłem. Z tego jest o wiele większy zysk, zwłaszcza jak trafi się na kogoś takiego jak Johnson.
Jeszcze chwilę patrze jak odjeżdza, po czym odwracam się napięcie i wracam do domu. Zamykam za sobą drzwi, i przelotnie włączając pocztę głosową w telefonie domowym rozwalam się na kanapie.
,,Jesteś skończonym chujem! Jak mogłeś tak po prostu sobie wyjść i się już nie odzywać? Obiecałeś że zadzwonisz! Ale wiesz co? Teraz to już nawet nie próbuj bo nie mam ochoty z tobą rozmawiać."
Ciężko było mi się powstrzymać i parsknąłem cichym śmiechem. Nawet nie pamiętam jak miała na imię, a co dopiero żeby do niej zadzwonić.
Jesse? Jesteś tam? Kiedy w końcu się do mnie odezwiesz? Nie widziałam cię od zeszłych świąt, nic nie mówisz, nie wiem co się u ciebie dzieje, nawet Rachel o ciebie pytała. Mam nadzieje że w końcu przyjedziesz odwiedzić starą matkę, niedługo nawet będziesz miał okazje, widzisz, pewnie nie pamiętasz, ale parę dni temu miałam imieniny, i w związku z tym organizuję przyjęcie w następną sobotę, będzie cała rodzina... Oczywiście czuj się zaproszony, zaczyna się o 15, na razie słonko, zadzwoń czasem!
Na samą myśl o spotkaniu rodzinnym ciśnie mi się na język jedno wielkie KURWA. Nie nawidzę czegoś takiego, nienawiedze tych sztucznych uśmiechów i powitań. I tych wszystkich starych bab mówiących jak to żem wyrósł, i dlaczego wciąż nie mam żony. Nie lubię tego, dlatego po prostu tam nie chodzę. I jeszcze mama, która znowu próbuje mnie do siebie ściągnąć. Tym razem nawet pozwoliła sobie skłamać że moja siostra o mnie pytała. Napewno. Nienawidzi mnie, i jestem ostatnią osobą o którą mogłaby się pytać.
Odkąd pamiętam próbowała ingerować w moje życie, próbowała mnie zmieć i nawrócić. Chciała żebym przestał, jak to ujęła : ,, Zachowywać się jak skończony kretyn i oszukiwać te biedne dziewczyny.'' jednak ja dobrze wiedziałem że nie chodziło jej o całokształt, tylko o jedną, konkretna.
To było jakieś 3, może 4 lata temu, kiedy razem z nią jeszcze mieszkałem w domu rodzinnym. Poszedłem do klubu, jak zwykle. Poznałem tam dziewczynę, pamiętam, że była trochę inna niż wszystkie. Była jakaś taka... niewinna. Niewinna i naiwna co oczywiście szybko postanowiłem wykorzystać. Przespałem się z nią a potem zostawiłem. Nic specjalnego, poza tym że dostałem potem w pysk od jej brata. A najlepsze było to, że owym bratem niejakiej Jossie był chłopak mojej siostry. Nie miałem o tym pojęcia, poza tym ja jej do niczego nie zmuszałem. W rezultacie skończyło się na tym, że rzucił moją siostrę i zniknął. A Rachel się załamała i mnie znienawidziła, a nasze dobre relacje poszły się gonić. Nie powiem, zabolało mnie to i było mi naprawdę przykro. Nie chciała ze mną rozmawiać i postanowiła się odemnie odciąć na dobre. Jak tylko skończyła 18 lat wyprowadziła się do innego stanu i od tamtego czasu jej nie widziałem. Była to ostatnia rzecz która mnie zabolała. Potem przyrzekłem sobie że nie będę przywiązywał się do ludzi, rzeczy, do niczego. Bo to po prostu za bardzo boli, nawet jeśli wina jest po mojej stronie.
W każdym razie nie pójdę do mojej matki. Nie nawidzę mojego rodzinnego domu, za dużo było tam kłótni i płaczu. Za dużo, ilekroć tam wracam wszystko mi się przypomina i wtedy zaczynam rozumieć dlaczego Rachel już się tutaj nie pojawia. Udam, że po prostu nie odsłuchałem wiadomości i nie wiedziałem. Jak zawsze. Udaje, że niewiedziałem a ona mówi, że nic nie szkodzi. I tak w każde święta i inne okazje. To proste jak budowa cepa.
Słyszę dźwięk SMS'a.
Abels:
Pamiętaj, 20 w Quandy.Rutherford:
Pamietam.Ciekawe co dzisiaj uda mi sie upolować.
I jak? Wiem ze krotki i mało sie dzieje, ale musi byc jakies wprowadzenie do akcji 🙏🏻🍒 JD
CZYTASZ
BLUE IRIS | Jesse Rutherford ✔️
FanfictionWszystko co robi, co mówi sprawia że mam ochotę na więcej. Cholera, może nawet mnie zabić. Tak, niech to zrobi. Niech mnie zabije, z ogromnym uśmiechem na ustach. Niech wbija we mnie pojedyncze ostrza, aż się wykrwawie patrząc prosto na nią. Niech m...