* kocham zdjecie z gory ^^^*
- Pierdol się, Andy.
- Tak? Mam tutaj telefon, mogę zadzwonić na policję w każdej chwili.
- Dobra... kurwa. - wzdycham ciężko.
Nie wierze, nie wierze, że jestem zdolny się do tego posunąć żeby chronić własne dupsko. Starając się zignorować najbardziej wkurwiający, zwycięzki uśmieszek na świecie sięgam po telefon. Wybieram ostatnie połączenia, próbując odnaleźć numer Rachel. Okazuje się, że spis jest pusty, bo przecież jakiś tydzień temu wyrzuciłem kartę. I wtedy wpadam na chyba jeden z lepszych pomysłów ostatnich 2 miesięcy. Nie spuszczając wzroku z wyświetlacza zaczynam dyktować mu 9 zupełnie przypadkowych cyfr, a on szczerzy się jak głupi uważnie przepisując je do swojego telefonu.Kretyn.
- Świetnie, teraz zgodnie z umową wychodzimy, a ty zapominasz, że nas tutaj widziałeś. - warczę i łapiąc nasze bagaże w obie dłonie kieruję się do wyjścia.
- Poczekaj. - Ja pierdole. - myśle, i wywracam oczami. - Gdzie wy tak właściwie zamierzacie teraz jechać? Od tego nie uciekniecie i prędzej czy później i tak ty pójdziesz siedzieć – kiwa na mnie głową. - A ciebie zamkną na jakimś oddziale. - tu wskazuje na Sage, a ja mam ogromne trudności z utrzymaniem rąk przy sobie.
- Nie twój problem. - syczę, chcąc jak najszybciej wydostać się z tego miejsca.
Łapię Sage za rękę i już mam otwierać drzwi kiedy on znów ma jakiś problem.
- Stój Rutherford. Jeszcze nie skończyłem.
- Ale ja tak.
- Jesse, kurwa! - podnosi głos.
Odwracam się powoli, wściekły do granic możliwości i wbijam w niego piorunujący wzrok.
- Chyba mnie niedoceniasz, jeśli myślałeś, że dam się nabrać na ten numer. - śmieje się pokazując mi ekran swojego telefonu, na którym widnieje napis: nie ma takiego numeru.
Przełykam litr śliny zalegającej w gardle i patrzę na przerażoną Sage. Jestem tak cholernie wściekły.
- Dobrze, nie mam jej numeru. Przed wyjazdem wyrzuciłem kartę, nie wiem jak mogę ci pomóc ją odnaleźć. - wzydcham ciężko, coraz bardziej zestresowany tym do czego zdolny może być ten chłopak. - Sam chciałbym wiedzieć. - dodaje, ale naszczęście tego nie usłyszał.
- Czy teraz możesz dać nam w końcu spokój? - włącza się Sage, co cholernie mnie zadziwia, bo odkąd Andy przekroczył próg naszego tymczasowego pokoju nie odezwała się ani słowem.
Andy wbija w nią wzrok, wyraźnie zaintrygowany i zaczyna się do niej uśmiechać w TEN SPOSÓB, a ja czuję że za chwilę coś mu zrobię.
- W sumie ta twoja panienka też nie jest zła, nawet całkiem niezła, młodsza, mniej doświadczona – wstaje i zaczyna kierować się w jej kierunku. - mógłbym cię wiele nauczyć słonko. - dodaje, a mi puszczają hamulce.Wypuszczam zalegające w moich dłoniach torby, jednym ruchem łapię go pod szyją i przywieram do najbliższej ściany.
- A tylko spróbowałbyś jej dotknąć. - syczę. Ten odpowiada mi na to tylko głupim śmiechem a ja naprawdę mam ogromną ochotę zdjąć mu go z twarzy.
- Nagle tak dbasz o dziewczyny? Wątpię, żebyś zachował się tak w stosunku do Jossie. - pomimo że gotuje się we mnie ze wściekłości rozluźniam uścisk. Andy łapie się za szyję kilkukrotnie ją pocierając, a ja stoje kawałek dalej dysząc ciężko i próbująć uspokoić nerwy. Kiwnął na Sage - A już rozumiem. Po prostu jeszcze cię nie przeleciał, to udaje że się stara.
Tego już nie wytrzymałem. Zrywam się i chcę go uderzyć, kiedy Sage zabiera głos.
- Przeleciał, ale dla mnie to nic wielkiego. Poza tym mimo to wciąż się stara jak widzisz.
Moja ręka zastyga w bezruchu nad wykonującym unik Andy'm a wzrok momentalnie zawiesza się na Sage. W gardle zaczynam czuć suchość i mam ochotę odkaszlnąć, wypluć to co usłyszałem. Nic wielkiego? Nie wiem ile w tym prawdy, ale wiem, że będę musiał z nią wrócić do tego tematu.
- Nic wielkiego? Był aż tak słaby czy po prostu jesteś dziwką i często się puszczasz? - parska Andy, a ja bez wahania biorę zamach i łączę prawą pięść z jego twarzą. Jęczy cicho łapiąc się za ociekający świeżą krwią nos.
- Masz, kurwa, coś jeszcze do powiedzenia?! - warczę na niego. Znów podnoszę nasze torby i obejmuję Sage ramieniem z zamiarem ponownej próby wyjścia z pokoju.
- Stój kurwa, bo zadzwonię na psy! - wydusza Andy. - Nie żartuje, kurwa, naprawdę zaraz ich tutaj wezwę jeśli mi nie pomożesz.
- W czym mam ci kurwa pomóc, tłumaczę ci, że nie mam numeru!
Patrzę jak lekko chwiejąc się wstaje i robi parę kroków w moją stronę.
- Pomożesz mi ją znaleźć. Będę jej szukać, dopóki nie znajdę, rozumiesz? A ty i ta twoja lalka mi w tym pomożecie.
CZYTASZ
BLUE IRIS | Jesse Rutherford ✔️
FanfictionWszystko co robi, co mówi sprawia że mam ochotę na więcej. Cholera, może nawet mnie zabić. Tak, niech to zrobi. Niech mnie zabije, z ogromnym uśmiechem na ustach. Niech wbija we mnie pojedyncze ostrza, aż się wykrwawie patrząc prosto na nią. Niech m...