Rozdział XIII

21 5 0
                                    

~13

   Wróciłam do domu przed rodzicami. Posprzątałam wcześniej wyrządzony bałagan i poszłam do swojego pokoju.

   Lubiłam go. Był raczej mały, ale ja udekorowałam go oszczędnie i utrzymywałam w nim porządek.

   Po prawej stronie od drzwi znajdowało się łóżko z dużą ilością poduszek i koców. Mały dywan leżał na podłodze. Blisko łóżka stała mała, lecz dobrze zaopatrzona półka na książki. Centrum stanowiło duże okno z widokiem na pobliskie domki jednorodzinne. Biurko stało przy oknie, a szafa wraz z lustrem była naprzeciwko łóżka. Ściany miały kolor brudnej bieli.

   Ściągnęłam ubrania i dopiero wtedy przypomniałam sobie, że byłam umówiona na dzisiaj z Nataszą. Napisałam do niej SMS-a. „Przepraszam, ale źle się dzisiaj czuję. Możemy spotkać się jutro?". Zaraz odpisała „Jasne, nie ma sprawy. Pójdziemy do kina zaraz po szkole".

   Otworzyłam szafę, szukając mojego ulubionego szarego swetra w skaczące owce. Spojrzałam w lustro. Stałam tylko w bieliźnie. Niejedna dziewczyna zazdrościłaby mi ciała. Płaski brzuch, duża pupa, długie i szczupłe nogi. Piersi raczej średnie. I pomyśleć, że za kilka miesięcy moje ciało urośnie, bo rozwija się tam nowy człowiek. Złapałam się za brzuch na wysokości pępka.

   — Hej, damy radę — powiedziałam łamiącym się głosem. — Mam nadzieję, że tatuś nas pokocha. Tak prawdziwie. Obiecuję, że pomogę mu z jego problemami. Dla ciebie, wiesz? Dla nas — cicho łkałam. — Dlaczego ty masz płacić za błędy dorosłych, co? — Masowałam się po miejscu, gdzie według mojej wiedzy powinna być macica. — Masz tylko kilka dni. Kocham cię, bez względu na to, co się stanie. Nie mogłabym cię... zabić. Bez względu na to, czy urodzisz się chore, czy zdrowe, ja będę cię kochać bardzo, skarbie. To nie twoja wina, że dorośli narozrabiali. Nie zostawię cię, kochanie. — Wyciągnęłam z szafy sweter i poszłam spać, masując się po brzuchu i płacząc z bezsilności.

   Minęły cztery tygodnie pełne oczekiwania i łez. Moje ciało się zmieniało, piersi rosły, brzuch lekko wydęło. Codziennie rozmawiałam z moim nienarodzonym dzieckiem. Małym, niewinnym szkrabem.

   Nikomu nic nie powiedziałam. Nieodpowiedzialne? Nie, ja się okropnie bałam. Strach mnie paraliżował. Uprawiałam z Emmanuelem seks, ale z prezerwatywą. Nie było tak przyjemnie, jak za pierwszym razem. Miałam wrażenie, że ten lateks zabierał prawdziwą fizyczność. Odbierał mi go.

   Natasza w kinie opowiadała mi o tym, jak cudownie jest jej z chłopakiem, z którym była już trzy lata. Takie przyziemne sprawy. Łatwe życie. Byłyśmy w galerii kilka razy, a ja kątem oka patrzyłam na śpioszki na wieszakach i na bobasy w wózkach. Połowa tych matek była zaniedbana, nieatrakcyjna. Nie chciałam się taka stać.

   Rodzice śmiali się, że w końcu nabieram kobiecych kształtów, dorastam. Nawet nie wiedzieli jak bardzo.

   Moje blond włosy sięgały do ramion, ścinałam je sama, bo mi przeszkadzały. Piegi zniknęły, rysy twarzy zrobiły się wyraźniejsze, ale przybyło mi pryszczy na policzkach. Używałam więcej kosmetyków do pielęgnacji, mniej do makijażu. Czułam się brzydka i gruba. Napompowana jak balon. Jadłam o wiele więcej, piłam ogromne ilości wody. Czułam się wiecznie zmęczona, często drzemałam.

   W ostatni dzień w szkole przed feriami bożonarodzeniowymi miałam ochotę zwymiotować na nauczycielkę matematyki. Oceny miałam dobre, średnia wyszła zadowalająca. Kilka trój, głównie z fizyki i historii. Z francuskiego sześć.

   Nudności z dnia na dzień były słabsze. To dobrze, bo rodzice mieli urlop ze względu na święta Bożego Narodzenia i nie umiałabym się wytłumaczyć z częstych porannych wizyt w toalecie. Łatwiej było ukrywać ciążę, kiedy obydwoje od rana do wieczora byli w pracy.

   Wróciłam do domu po lekcjach i oficjalnie zaczęły mi się ferie. Wypakowałam podręczniki i zeszyty, zrobiłam zadanie i wzięłam aktualnie czytaną książkę. Położyłam się na łóżku, byłam wyczerpana. Słyszałam, że ktoś wchodził do mieszkania, a zaraz otworzyły się drzwi do mojego pokoju.

   — Kochanie, chodź, zrobimy pierniczki. Przyszła Monika — zachęcającym tonem powiedziała mama.

   Weszłam do kuchni. Monika była ubrana elegancko, jej rude włosy były związane w koka jak u profesjonalnej baletnicy.

   — Cześć Lukrecja, dawno cię nie widziałam.

   — Hej Monika — rzekłam może zbyt ponuro i ozięble.

   — Mama mówiła mi, że chciałaś wrócić do baletu. — Spojrzała porozumiewawczo na mamę. — Ale w takim wypadku, cóż, musiałabyś odrobinę schudnąć, żeby przyjąć cię do twojej dawnej grupy...

   — W takim razie nie chcę. Podobam się sobie taka, jaka jestem, nie schudnę dla durnego baletu — prawie krzyknęłam zdenerwowana. — I nie mam ochoty robić pierników, źle się czuję.

   Wyszłam z kuchni kierując się prosto do swojego pokoju. Monika była bezczelna. Albo to mnie ponosiły emocje. Przecież wiedziałam, że jeżeli chciałam wrócić na balet, musiałam ważyć tyle, ile przewiduje wewnętrzny regulamin. Przytyłam ostatnio, ale przecież nie ze swojej winy. Kto miał brać odpowiedzialność za moją ciążę?

   Zaszyłam się w swoim pokoju do końca południa. W międzyczasie kilka razy pukała do drzwi Monika i mama, jednak nie wpuszczałam ich.

   Kiedy późnym wieczorem rodzice poszli biegać, ja wzięłam gorącą kąpiel.

   Śpiewałam mojemu dziecku kołysanki, jakie znałam z dzieciństwa.

   — Już niedługo powiem o tobie światu, zobaczysz — obiecywałam. — Musisz jeszcze chwilkę poczekać, kiedy będzie odpowiedni moment. Na pewno wszyscy będą na ciebie czekać. Będziesz najbardziej kochanym dzieckiem pod słońcem. — Woda płynęła z kranu i z moich oczu. Chciałam przekonać samą siebie, że wszystko będzie dobrze.

   Położyłam się spać znużona gorącą kąpielą.

   Obudził mnie potworny, rozrywający, ból brzucha. Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam tylko ogromną plamę krwi na prześcieradle i spodniach od pidżamy. Zaczęłam piszczeć. Potem straciłam przytomność.

Mały chłopiecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz