Rozdział X

29 7 2
                                    

~10

   Leżeliśmy na ogromnym dywanie. Jak zagubione dzieci. Niedojrzali starcy.

   — Co trapi Emmanuela? — zapytałam żartobliwie.

   Po dłuższej chwili milczenia powiedział:

   — „Jest na świecie taki rodzaj smutku, którego nie można wyrazić łzami. Nie można go nikomu wytłumaczyć. Nie mogąc przybrać żadnego kształtu, osiada ciasno na dnie serca jak śnieg podczas bezwietrznej nocy"

   — Chcę wiedzieć, chcę z tobą współczuć. Błagam, opowiedz mi — wyznałam szczerze, przewracając się na bok, aby na niego spojrzeć.

   — Mam cię za kogoś bliskiego. Paradoks, znamy się trzy miesiące, można powiedzieć, że jesteśmy razem od sześciu dni, a czuję się z tobą, jakbyśmy znali się od lat. Osoby, które wcześniej znałem były nic niewarte.

   — Nasza więź to coś niezwykłego — przyznałam. — Mam wrażenie, że nigdy z nikim nie rozmawiało mi się tak dobrze, jak z tobą. „Moje ciało czuje się młodo, ale mój umysł jest bardzo stary". Chcę cię znać, Emmanuel'u.

   Długa chwila milczenia. Spojrzał na mnie.

   — Urodziłem niedaleko stąd, potem wyprowadziłem się z matką do Marseille we Francji. Od trzynastego roku życia mieszkałem we francuskim sierocińcu. Do dziś nie wiem, kto jest moim ojcem.

   Zamurowało mnie. Nie wiedziałam, co miałam powiedzieć. Pocieszyć? Nie mówić nic?

   W duszy podziękowałam Bogu za cudowne dzieciństwo, za wspaniałą rodzinę. Znów dosięgnęły mnie wyrzuty sumienia. Nawet w takiej sytuacji myślałam o sobie.

   Kiedyś sądziłam, że mam okropne życie. Widocznie dopiero wtedy, uświadomiłam sobie, że kogoś mogło spotkać coś o wiele gorszego niż młodzieńczy bunt, brak wsparcia rodziców.

   Znów nastała niezręczna cisza. Słyszałam swoje zaplątane myśli.

   — Co się stało z twoją mamą? — zapytałam zachrypniętym od dłuższego niemówienia głosem.

   Kolejny raz zostawił mnie na dłuższą chwilę bez odpowiedzi. Nie chciałam naciskać, ale naprawdę zależało mi na tym, żeby wiedzieć. Zależało mi na nim.

   — Nie wiem, czy chcę o tym mówić. Jesteś pierwszą osobą, przy której poruszam ten temat. Nie chcę stracić na wartości w twoich oczach.

   — Ale ja chcę wiedzieć, żeby ci pomóc — szepnęłam. Oddychałam szybko i niestabilnie.

   Emmanuel był niezwykły na każdy możliwy sposób. To, czego dowiedziałam się od niego kilkanaście minut później, zmieniło moje życie już na zawsze. Dawniej byłam głupią szesnastolatką zakochaną po uszy w swoim nauczycielu, w którym podkochiwała się każda dziewczyna ze szkoły. Jednak ten mężczyzna wybrał mnie. Wybrał i opowiedział najmroczniejszą historię swojego życia, podzielił się myślami. Stałam się dorosła emocjonalnie, bardziej wrażliwa, wyrozumiała. Empatia miała stać się dużą częścią mojego życia. Miałam pomóc, jak jeszcze nigdy nie pomogłam nikomu. Stać na straży zdrowia i życia. Być częścią czegoś większego, czekać i kochać do szaleństwa, wyrozumiale i bez granic.

    — Moja matka była człowiekiem, który zmienił moje życie, zanim się zaczęło. Nikt tak jak ja nie chciałby urodzić się wcale. Byłem najbardziej nieplanowanym dzieckiem na świecie — zaczął, a ja spostrzegłam, że robi mu się słabo, a równocześnie czuje gniew i ulgę. Po jego pliczkach od kilku minut kapały samotne łzy. — Przez trzynaście lat biła mnie i wykorzystywała seksualnie. Sprzedawała mnie... — Nawet nie krył tego, jak ciężko jest mu o tym mówić, a ja nie potrafiłam pomóc, nie umiałam zrobić kompletnie nic. — A ja mimo to o nią dbałem, podawałem leki, robiłem zakupy, zajmowałem się domem. Kurwa, tak bardzo nienawidzę tej kobiety. Zniszczyła mnie.

   Pierwszy raz widziałam, jak człowiek płacze szczerymi i całkiem normalnymi, bezsilnymi łzami. Kiedyś sądziłam, że prawdziwy mężczyzna nigdy nie może się załamać. Ma być wsparciem, siłą umysłu i ciała. Emmanuel był prawdziwy i niezwyciężony. Silniejszy od każdego dzięki zdarzeniom, których doświadczył.

   Byłam pierwszą osobą, której szczerze i bez owijania, zwierzył się Emmanuel. Płakałam razem z nim. To przynosiło mu ulgę. Szeptałam, że wszystko będzie dobrze, teraz musiało. Przytulał się do mnie. Potrzebował tego. Tyle przeszedł, wytrzymał to wszystko. Jak wielu ludzi zwątpiło, popełniło samobójstwo po takich wydarzeniach?

   Spadła na mnie ogromna odpowiedzialność. Czułam, że jestem jedyną osobą, która może uratować mu życie.

   Dlaczego mi zaufał? Co go we mnie zauroczyło? A może tak naprawdę mnie nie kochał, tylko szukał wsparcia u... kogokolwiek? Kim byłam w jego oczach?

   — Kiedy miałem trzynaście lat, uciekłem. Nie wytrzymałem — odetchnął, patrząc mi w oczy. Siedzieliśmy ma dywanie, naprzeciwko siebie. — Przyszedłem prosto z ulicy, nie zabierając nic z dawnego domu. Nie przyznałem się, że jestem jej synem. Wtedy powiedziałem, że nie znam moich rodziców, że tułam się po świecie od kilku miesięcy. Wymyśliłem, że wcześniej mieszkam z ciotką, która wyrzuciła mnie z domu. Sam wybrałem sierociniec jako najlepsze miejsce do zamieszkania.

   Nic nie mówiłam. Każdy, kto mi się zwierzał, zawsze wspominał, że umiem wysłuchać.

   Jego czarne oczy były smutne, melancholijne, błądzące.

   — W domu dziecka wszyscy traktowali mnie jak odmieńca. Byłem wrażliwy, nieufny. Lubiłem czytać, uczyć się. Lepiej dogadywałem się z dziewczynami. To dlatego miałem wiele kochanek.

    Byłam na niego za to zła. Wiedziałam, że było to dawno, był zagubiony, ale... czułam się z nim zżyta, chciałam, żeby mimo wszystkiego był tylko mój od zawsze na zawsze.

   Dość często odzywał się we mnie humanistyczny tok myślenia. Miłość, coś więcej niż fizyka, chemia. Coś niewytłumaczalnego, romantycznego.

   — Szukałem więzi wszędzie gdzie tylko możliwe. — Wziął głęboki oddech. — Seks był dla mnie codziennością. Chciałem, żeby... ktoś mnie pokochał. Tak po prostu, za nic — odchrząknął. — Pewnie chcesz wiedzieć, ile miałem przygód z dziewczynami — zapytał, nie patrząc na mnie. Pokiwałam głową, jednak on nie patrząc na mnie, wyznał: — ja do dziś tego nie wiem. Byłem pierdolonym egoistą. — Znów zakrył twarz rękami. — Kurwa, nie wiem, ile ich było, jak się nazywały. Teraz nie pamiętam nawet, jak wyglądały. Nic. — Spojrzał na mnie zaczerwionymi oczami, całkiem rześko, na nowo. — Szukam w tobie matki, której nigdy nie miałem. To dlatego nie chciałem cię wykorzystać. Zrozum, ja nie potrafię kochać. 

Mały chłopiecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz