Rozdział XXIII

24 2 3
                                    

~23

Pół roku później

   — To jest mocne — Mirka wcisnęła mi kolejny kieliszek.

   Siedziałam na kanapie w mieszkaniu Idy w piątkowy wieczór. Ostatni dzień wakacji. Moja ulubiona piosenka leciała z wierzy domowej.

   — To bez różnicy, jestem tak nawalona — zaczęłam nerwowo chichotać. Mirka spojrzała na mnie badawczo. Przestraszyłam się, ale ona powiedziała:

   — Musimy opróżnić cały ten jebany barek, no dawaj!

   — Zaraz się zrzygam — wykrztusiłam i wybiegłam z salonu. Potykałam się o pijanych znajomych i nieznajomych z liceum. Skąd tu tyle ludzi?

   Ukucnęłam przy drzwiach toalety i zaczęłam walić w nie pięściami, bo ktoś był w środku.

   — Weź otwórz, niedobrze mi! Kurwa, ja zaraz zwymiotuję! — lamentowałam, przyciskając łokieć do czoła.

   Koło łazienki przechodził Aleksander i kiedy mnie zobaczył, zaczął walić w drzwi bardziej energicznie ode mnie. Z pomieszczenia wyszła jakaś dziewczyna, a za nią chłopak. Chyba nie byli parą. Choć najwidoczniej, w ten wieczór coś ich łączyło.

   Aleks podtrzymał mi włosy, kiedy nieumiejętnie wpadłam do łazienki i kucnęłam przy muszli.

   Już nie pierwszy raz, kiedy piłam do takiego stanu, a on mi pomagał. Nie wiem, czy go to męczyło. Mnie tak. Chciałam z tym skończyć, ale nie umiałam. To cudowne uczucie, a ja byłam jedynie spokojniejsza. Nie miałam już koszmarów. Nie miałam zmartwień.

   W takich chwilach często traciłam wzrok. To przez alkohol. To dzięki niemu. Nie widziałam niczego. Byłam jakby niepełnosprawna, przez te kilka chwil. Podatna na sugestię i wolę innych.

   Aleksander znów się starał. Kiedy skończyłam wymiotować, weszłam w ubraniu pod prysznic i dygotałam z nerwów. Pomógł mi wtedy umyć twarz i usta. Powtarzał, żebym się nie przejmowała, bo przecież wszystko jest dobrze. Jak mogłam w to wątpić?

   Co z Emmanuelem? Nie mam pojęcia. Nie jest już moim nauczycielem. Nie jest już kochankiem. Nie jest też bratem. Mieszka blisko mojego serca, ale ja go nie wpuszczę. Nie wpuszczę nieproszonego gościa, który kiedyś już tam mieszkał, ale zostawił po sobie bałagan, którego do tej pory nie umiem posprzątać.

   Aleksander pomógł mi zejść po schodach. Wyszliśmy na świeże powietrze. Zachłysnęłam się nim niczym wodą. Cudowne uczucie. Zimno w gardle i płucach. Kolejny wdech. Wydech. Przyzwyczaiłam się do tego. Tak jak do wielu rzeczy.

   — Telefon — wybełkotałam do Aleksandra — zostawiłam go na blacie w kuchni.

   Spojrzałam na niego. To nie był Aleksander. Trzymał mnie Emmanuel. Jakim cudem? Jak, kurwa... Nie. Oczy znów mnie zawodziły.

   — Okej. Posadzę cię na ławkę, zaraz wrócę — poinformował. — Tylko nigdzie się stąd nie ruszaj.

   Rozbawił mnie.

   — Ciekawe, gdzie się poczołgam.

   — Postaraj się usiedzieć.

   — Tak jest — zapewniłam, chichocząc.

   Ta chwila ciągnęła się w nieskończoność. Znów zbierało mi się na wymioty. Ale niczym się nie martwiłam. Bo co mi mogło przeszkadzać? Teraz nic.

Mały chłopiecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz