Rozdział XIV

27 5 0
                                    

~14

   Obudziłam się następnego dnia w szpitalu. Obok mojego łóżka stało dwóch lekarzy.

   — Dobrze się już czujesz? — zapytał jeden, gdy próbowałam się podnieść. — Jesteś w tej chwili na lekach przeciwbólowych.

   — Co się dzieje? — byłam osłupiona, chciało mi się spać i wymiotować.

   — W nocy poroniłaś. Straciłaś dużo krwi — powiedział drugi lekarz. — Przykro mi — dodał z poważną miną.

   Właśnie umarło moje dziecko. Zlepek komórek moich i Emmanuela. Odeszło. Nigdy nie dowiem się, czy mielibyśmy syna, czy córkę. Nie dowiem się, jak by wyglądało, co lubiłoby jeść, jaki kolor oczu i włosów by odziedziczyło. Nie usłyszę jego głosu, nie przytulę. Nie będę wybierać dla niego ubranek, nie usłyszę jego płaczu, ani śmiechu.

   Było zbyt słabe. Za dobre na ten okrutny świat.

   Czułam przeraźliwą pustkę w brzuchu. Opuszczony pokój.

   Spostrzegłam rodziców wchodzących do sali.

   — Obudziłaś już się — zaczęła mama. — Jak się czujesz?

   Nic nie odpowiedziałam, tylko patrzyłam się przez okno. Zacisnęłam pięści, ale jednocześnie czułam, jaka jestem bezsilna. Moje ciało było obolałe jakby sparaliżowane. Już nie miałam czego ukrywać. Rodzice pewnie już wiedzą, ale Emmanuel był niczego nieświadomy.

   — Wyniki są już w porządku. Jednak Lukrecja będzie musiała przyjmować leki. Przez kilka miesięcy nie będzie mogła zajść w ciążę, ale to chyba nie jest problemem — powiedział niższy lekarz, przeglądając moją dokumentację.

   Zamknęłam oczy. Miałam wizję, że moje dziecko biegnie po łące. Jest bardzo małe, jego pulchne nóżki stąpają twardo po ziemi, jednak już za chwilę... znika. Tam, przy drzewie, zaraz, przecież przed chwilą tam było. Nie ma. Halo? Wrócisz? Nie...

   Kiedy znów się obudziłam, przy mnie siedziała mama. Za oknem było całkiem ciemno. Zegar na ścianie wskazywał godzinę pierwszą w nocy.

   Sala była duża, pomalowana na biało, jednak ozdobiona różowymi i fioletowymi naklejkami ściennymi. Oprócz mnie nie leżał tu nikt, pozostałe trzy łóżka były puste.

   — Kochanie... — Złapała mnie za dłoń, jednak ja przewróciłam się na drugą stronę. — Wiedziałaś, że jesteś w ciąży?

   Nie odpowiedziałam. Przecież to, czy wiedziałam, czy nie, nie miało najmniejszego znaczenia.

   — Lukrecja, czy... Czy ojcem był Aleksander?

   Zmroziło mnie.

   — Nie! — Chciałam krzyknąć, jednak wydałam z siebie jedyne rozrywający odgłos.

   — W takim razie kto? Dlaczego nie powiedziałaś nam, że masz nowego chłopaka? — zapytała. — A może zerwaliście, a potem dowiedziałaś się, że jesteś w ciąży?

   — Nie, nie, nie — szepnęłam, zakrywając twarz obiema rękami. — Ty nic nie rozumiesz, nic.

   — Odpowiedz mi w takim razie. Chyba mam prawo wiedzieć jako matka. — Była zdenerwowana. W tym samym czasie do sali wszedł tato z kawą w ręce.

   — Obudziła się? — zapytał, podając mamie parujący napój.

   Znów zmorzył mnie sen. Tym razem nie śniłam o niczym. Jednak cały czas myślałam tylko o jednym. „Emmanuel musi się dowiedzieć. Jak ja mu to powiem?"

   Obudził mnie powiew wiatru na skórze.

   Pielęgniarka otwierała okno.

   Tym razem leżałam zupełnie sama. Jednak za drzwiami usłyszałam nerwową rozmowę. Zaczęłam się przysłuchiwać.

   — I to wszystko? — To była mama. Jak zwykle w nerwowych rozmowach balansowała głosem jak dobra aktorka, strasznie emocjonalnie. — Chcesz mi powiedzieć, że nie wiesz, z kim Lukrecja była w ciąży? Nie wymigasz się. Myślisz, że teraz już jest wszystko dobrze, bo nie ma dziecka? Prawdopodobnie przez ciebie poroniła, bo znalazłeś sobie inną, nie wspierałeś jej.

   — Proszę pani, niech mi pani nie zarzuca takich rzeczy! — odezwał się Aleksander. Co on tu robił? — Ja z nią nawet nie spałem! To na pewno nie było moje dziecko.

   — I tak ci nie wierzę, twoi rodzice o wszystkim się dowiedzą!

   — Boże, tylko nie rodzice. Nie mogą...

   — Myślisz, że teraz nie ma już problemu? Musisz ją wspierać, do cholery, to na pewno twoje dziecko, ty byłeś jej chłopakiem!

   — Niech pani zrozumie! To nie było, kurwa, moje dziecko! Na pewno nie!

   Mama zaczerpnęła głośno powietrza i weszła do sali. Spojrzała w moją stronę. Miała zakłopotaną minę, kiedy spostrzegła, że już wstałam.

   — O, Lukrecja. Wszystko w porządku? Zaraz mają przyjść ostateczne wyniki badań i o czternastej będziesz wypisana.

   — Co to ma znaczyć? Co on tu robi? — przerwałam jej.

   — Pomyślałam, że może będziesz chciała się z nim zobaczyć, bo jeżeli...

   — On nie był ojcem mojego dziecka! — krzyknęłam zrezygnowana. — Wyproś go stąd.

   Mama popatrzyła na mnie, po czym wyszła do Aleksandra na korytarz.

   — I co? I co? — sarkastycznie odezwał się chłopak. — Nara, zmarnowałem sobie dzień.

   Mama weszła osłupiała. Podeszła do mnie, poprawiła mi poduszkę, wenflon i rurki, przez które w ciągu ostatnich trzech dni dostawałam kroplówkę.

   — Ja już nie mam siły Lukrecja...

   — Ja też nie...

   — Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć, z kim byłaś w ciąży? Lukrecja to jest ważne, słyszysz? — zasypywała mnie pytaniami, siadając obok. — Dlaczego nie powiedziałaś mi, że już uprawiasz seks? Ja wiem, że to jest krępujące, ale wiesz, jaka ja jestem. Możesz mi zaufać...

   — Mamo... — Miałam dość. Chciałam jej powiedzieć. Opowiedzieć jej o tym ci się stało między mną a Emmanuelem. O tym, że jest on synem siostry taty. Nasz dziecko nie przeżyło przez nasz kazirodczy związek. Że nie mamy szans na normalne życie. Wszystko jest przeciwko nam. Nic już nigdy nie będzie takie samo...

Mały chłopiecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz