Rozdział V

50 7 1
                                    

~5

   Zwinnym ruchem ręki odpiął mi stanik i łapczywie całował w usta. Masował mnie delikatnie pod piersiami i schodził niżej, blisko pępka. Zaczęłam szybciej oddychać i kilka razy jęknęłam. Było mi niesamowicie przyjemnie, nie wiem, czy minęła minuta, dziesięć, może trzydzieści. Za chwilę poczułam mocniejszy uścisk na plecach i oderwałam się od podłogi. Złapał mnie za pośladki, podniósł, rozkraczając moje nogi.

   Przeniósł mnie do sypialni. Pokój był przestrzenny, rolety odsłonięte, kilka mebli w tym samym odcieniu drewna jak i w salonie.

   Położył mnie na estetycznie pościelonym łóżku, przez co powstało kilka zagnieceń.

   Głowę przyłożył do moich piersi i wsłuchiwał się w pośpieszne bicie mojego serca. Ułożył moją dłoń na swojej i delikatnie masował.

   Moje zdekoncentrowanie powiększało się z minuty na minutę, jednak nie miałam odwagi się odezwać. Co niby miałabym powiedzieć?

   — Nie chcę cię wykorzystać — wyszeptał.

   Jego usta były pełne, włosy czarne i ułożone w nieładzie. Na przedramieniu miał kilka blizn wielkości kciuka. Intrygowały mnie one.

   Przez całe popołudnie leżeliśmy w tej pozycji i rozmawialiśmy. O poezji. Życiu. Uczuciach. Francji. Sztuce. Byłyśmy tacy podobni. Nawet z wyglądu. Jedynie włosy i oczy mieliśmy innego koloru. On kruczoczarne, ja jasny blond. Oczy miał czarne, moje były niebieskie.

   Właściwie, dlaczego nie chciał wtedy uprawiać ze mną seksu?

   Następnego dnia w szkole miałam lekcje z Emmanuelem. Nie odważyłam się spojrzeć mu w oczy. To byłoby zbyt intymne. Miałam wrażenie, że gdy tylko wykonamy jakiś gest w stosunku do siebie, każdy się dowie. „Jak długo będziemy żyli w zawieszeniu?" — pytałam sama siebie.

   Miałam dreszcze jak nigdy. I to nie z powodu otwartego okna, które otwierał, gdy tylko wchodziłam do klasy.

   Nie wiem, co wtedy sobie myślałam. Że będzie ze mną bez granic i na zawsze? Że kiedyś faktycznie ogłosimy światu nasze wielkie uczucie, mimo tego, że dzieli nas osiemnaście lat różnicy? Że wbrew wszystkiemu będziemy szczęśliwi, nie udając nikogo? Chyba wtedy tak właśnie sądziłam. Głupia szesnastolatka.

   Przyszłam do niego w piątek, po lekcjach, do jego mieszkania. Otworzył drzwi niemalże natychmiast.

   — Nie rozumiem jednego tematu — oświadczyłam drżącym głosem. — Mógłby mi pan pomóc?

Mały chłopiecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz