Wszyscy jesteśmy warci kochania bez względu na wszystko.

20.8K 876 1.5K
                                    

🎇

Draco zgarnął papiery do teczki, zakręcając zatyczkę od pióra. Przetarł zmęczone oczy i spojrzał na kuchenny zegar wiszący na świecie. Wpół do pierwszej. Świetnie. Miał jeszcze tyle papierkowej roboty, że pięć godziny w biurze nie wystarczało, by to wszystko przeczytać, podpisać i ewentualnie poprawić, drukując nowe egzemplarze. Jutro musiał wysłać kopie do ekipy robiącej mieszkanie Weasley i do ekipy zajmującej się mauzoleum jego matki. Na złość żadna z jego pracownic od papierów nie miała jakiejś dziury w swoim grafiku i nie mogła zrobić tego za niego. Tak więc Malfoy, prezes Malfoy Company, milioner, który zajmował się tworzeniem zmyślności, siedział teraz przy rachunkach, spisach materiału i terminarzu godzin pracy, pisząc sprawozdania. 

Zostały mu jeszcze trzy umowy: jedna z firmą od desek, które ruda zamarzyła sobie na poddasze; druga od płyt na mauzoleum i trzecia - z ekipą sprzątającą. Jednak poczuł, że organizm, który zjadł dzisiaj tylko spaghetti i to nie całe; napompowany litrami kawy - domaga się odpoczynku. Kręciło mu się w głowie od dzisiejszych wrażeń. Zamknął swój notes i rzucił piórem o blat, zastanawiając się, czemu nie wybudował w domu gabinetu.

- Kuchnia to moje miejsce - mruknął, zeskakując niemrawo ze stołka i rozpinając koszulę. W korytarzu przystanął, zastanawiając się, czy wziąć prysznic. W końcu wzruszył ramionami i skierował się do sypialni, rzucając koszulę na fotel. Ściągnął spodnie i zwalił się na łóżko, które skrzypnęło, protestując. Nie miał siły nawet ruszyć się i przykryć kołdrą, więc po prostu leżał na chłodnej narzucie.

Nie pamiętał, kiedy ostatnim razem był tak zmęczony. Chyba tylko walcząc z Voldemort'em, pomyślał. W szkole zawsze miał luz, bo był zdolnym dzieckiem. Nigdy nie zakuwał po nocach i nie zrywał się rano na śniadanie. Wstawał, kiedy chciał i robił, co chciał w przerwach między zajęciami. Nawet gdy zakładał firmę i nie raz tonął w papierach, nie siedział do świtu. Parę machnięć różdżką i papiery segregowały się same, same wyszukując swoje błędy. Czemu teraz tego nie zrobiłem? Chyba się starzał, skoro nawet magia traciła dla niego na ważności.

Ziewnął, leżąc na brzuchu i wpatrywał się w połyskujące w ciemności wskazówki budzika. Położył się, a sen nie przychodził. Znał to uczucie aż za dobrze. Ciało wymagało odpoczynku, błagało o niego, a mózg na najwyższych obrotach skanował to, co się działo, analizował i wysuwał wnioski.

- Granger - wybełkotał twarzą w poduszce. Zgodziła się na terapię. Powinna mu pomóc. 

Miał już dosyć wyglądania, jakby całą noc balował. Wszyscy patrzyli na niego, jak gdyby był robotem nie muszącym spać. Raz Blaise powiedział mu, że mu zazdrości tego braku konieczności spania. Nie wiedział, że Malfoy krążył po pokoju od nocy do świtu, gryząc ręce ze złości, a czasem nawet płacząc, bo wszystko w jego organizmie stawało na baczność, gdy tylko niebo ciemniało, gotowe na czuwanie. Myślał, że skoro będzie więcej pracował, więcej się ruszał, wycieńczy siebie i sen będzie po prostu zwalał go z nóg. Zrezygnował z magicznego załatwiania roboty papierkowej, każdą umowę czytał do znudzenia, a literki pisał tak precyzyjnie, że na drugi dzień bolała go ręka. Dodatkowo rano i wieczorem wybierał się na przebieżkę, zaliczając kolejne kilometry tak, że dziennie przebiegał ich prawie dwadzieścia, ale to nic nie dawało. Zakwasy męczyły go, a mięśnie piekły żywym ogniem ze zmęczenia, powieki ciążyły jakby ważyły tonę, ale mózg nie chciał spać. Włączał się w tryb przemyśleń, a chaos w głowie Malfoy'a wirował i ogłuszał go, dopóki nie podniósł się z łóżka i nie przechodził po pokoju całej nocy. Rano maszerował pod prysznic, jadł śniadanie i na wpół żywy leciał do firmy, gdzie witały go zniesmaczone, ale i zazdrosne spojrzenia. Widzę, że prezes znowu zabalował, słyszał i gotował się ze złości. Gdyby oni wszyscy wiedzieli, powtarzał sobie, łamiąc ołówki. Gdyby wiedzieli.

Dramione: Gdyby nie TyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz