Tak, Granger.

13.7K 661 829
                                    

🌙

Choćby skakała ze szczęścia (a w jej stanie ruch był bardzo korzystny), choćby siedziała wtulona w swojego męża z wielkim uśmiechem na twarzy (Neville z zachwytem opowiadał, na jaki kolor pomaluje pokój dziecięcy, jakby z głowy uleciały mu wszystkie poprzednie scenariusze), choćby na tę specjalną okazję założyła jedną ze swoich najlepszych sukienek (wszakże mieli iść po wiadomościach na kolację) i tak w głębi duszy Pansy Parkinson odczuwała ogrom niepokoju. I nie był on związany z małą istotką rozwijającą się w jej brzuchu, nie. Jej lęki krążyły wokół arystokratycznego przyjaciela ze Slytherinu, który powinien już dawno (dochodziła dwudziesta pierwsza) wrócić z Azbakanu. Czy wrócił? Czy dotarł do domu, do Granger czy coś sprawiło, że na zawsze opuścił azyl i kasztanowłosą dziewczynę? Czego dowiedział się od ojca i jak bardzo odciśnie to piętno na jego przyszłości? Wreszcie, czy Draco ugiął się pod Lucjuszem i zarzekł się, że wyda odpowiednie oświadczenie, jak parę dni temu aurorka? Nie wiedziała, a pytanie kłębiły się w jej głowie, jak natrętne muchy pod sufitem. Zmarszczyła czoło, chwytając mocniej ramię siedzącego obok męża i przez swoje zadumanie nawet go nie słuchając.

- Różowa ściana a na niej małe, zielone żabki, co sądzisz?

Co jeśli spotka gdzieś swojego przyjaciela i znowu zobaczy nienawiść pełną lodu w jego spojrzeniu? Co jeśli Malfoy ponownie zamknie się w sobie i nawet Hermiona nie da rady go na nowo otworzyć? Co jeśli zrani dziewczynę tak bardzo, że i ona już nigdy się nie pozbiera?

- Pans..?

A jeśli Herm dowie się, że to wszystko zaczęło się przez głupotę Parkinson? Co jeśli znienawidzi ją tak mocno, że już nigdy nie uda jej się odzyskać jej przyjaźni? Wbrew pozorom Pansy bardzo zżyła się z Gryfonką, zwłaszcza po śmierci Luny. Zadrżała, przypominając sobie jej telefon i to, jak szybko pobiegła do kawiarni, zastępując Granger, która nie była w stanie wyrzucić Malfoy'a z głowy na czas pracy. Tak bardzo się o niego bała, chyba jeszcze bardziej niż Ślizgonka. Co jeśli przeze mnie ta miłość umrze?

- Ziemia do Pansy.

Otrząsnęła się, zwracając swój wzrok na ciepłe, brązowe oczy męża. Nie wiedziała, jakim cudem zdołała przywołać na zmartwionej i przemęczonej twarzy uśmiech. Jej dłoń samoczynnie powędrowała do podbrzusza. Drugą złapała palce Neville'a i mocno je ścisnęła.

- Różowe ściany, a na niej małe, zielone żabki – jej głos zadrżał. – Podoba mi się. Bardzo.

- Zrobię dobudówkę przy sypialni – odpowiedział wyraźnie ucieszony, przygarniając ją do siebie.

Przytuliła się do męża, czując tylko czystą miłość, miłość i radość przepływające przez jej ciało. Odsunęła na bok myśli o Draconie. Nie mogła już stawiać nikogo ponad swoje dziecko. Ostatnio tak zrobiła i skończyło się tragedią. Jutro do niego zadzwonię, pomyślała ociężale, przymykając powieki. Chciała spać, ale wiedziała, że jeszcze muszą iść na tę nieszczęsną kolację. Uśmiechnęła się słabo, myśląc o tym, że za dwa miesiące już się nie zmieści w tę głupią, czerwoną piosenkę.

I znowu uroczą sielankę przerwało łomotanie w drzwi. Otworzyła oczy, zastanawiając się, dlaczego do jasnej cholery, ludzie nie używali dzwonka tylko niszczyli jej pomalowane na niebiesko, drewniane wrota, która wcale nie były tanie. Pukanie rozległo się znowu. Neville się poruszył, ale Pansy ubiegła go, wstając i całując w policzek.

- Ja pójdę.

Zgarnęła z fotela koc, opatulając się. Sięgnęła po różdżkę , by dolewitować do wygasłego kominka drewno i rozpalić je. Robiło się chłodno. Zanotowała w myślach, żeby od jutra uruchamiać już piec i ruszyła do drzwi frontowych, w międzyczasie wstawiając wodę na herbatę. Pukanie rozległo się po raz trzeci, tym razem nachalnie ostrzegawczo. Westchnęła, poprawiając koc. No nie dadzą w spokoju cieszyć się wolnym wieczorem.

Dramione: Gdyby nie TyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz