💀
Mówią, że można być z kimś parę lat i nie poczuć niczego, ale mówią, że można być z kimś kilka chwil i poczuć wszystko. Mówią, że czas nie ma znaczenia, ale mówią też, że potrzeba czasu. Mówią, że czas to pojęcie względne, ale mówią też, że go szkoda. W ten sposób pokazują tylko białe i czarne, a przecież życie składa się z tysiąca odcieni szarości. Tak przynajmniej słyszał.
Jednak w tym momencie nie obchodziły go myśli, który pojawiły się w jego głowie. Gdyby miał czas, byłby zaskoczony, że w ogóle się pojawiły. Szarpnął się i wypadł z pomieszczenia na kamienną klatkę schodową kończącą się posągiem strzegącym gabinetu dyrektora. Nie miał czasu zwrócić uwagę na jego znajomą fakturę i to, jak długo go tutaj nie było. Rozejrzał się po pustym korytarzu, czując, jak panika rozlewa się po jego klatce piersiowej zupełnie jak atrament z kałamarza na kartce papieru. Miał cichą nadzieję, że świstoklik po prostu wyniósł gdzieś dalej dziewczynę. Czasem takie rzeczy się zdarzały.
Ruszył w głąb korytarza, ignorując szepty obrazów: To przecież Draco Malfoy... Ten Śmierciożerca?... Co on tu robi?... Przyniesie na nas zagładę!... Przy rozwidleniu obrócił się kilka razy wokół własnej osi, zauważając, że z oddalonego wejścia do gabinetu dyrektora wypadają jego znajomi.
- GRANGER!
Bez zastanowienia wybrał prawą odnogę korytarza, ale nim zdążył w niego wejść, ktoś złapał go za ramię. Podskoczył i obrócił się, a czarnoskóry mężczyzna potrząsnął nim mocno.
- Jej tu nie ma Draco, odczepili ją.
- Nie - wybełkotał, próbując się wyrwać. - Oni ją zabiją...
- Dziwię się, że wyglądasz, jakbyś się tym przejął - usłyszał i parę lat później, gdy przypominał sobie te słowa, był wdzięczny Weasley'owi, że je powiedział. Ten zimny, opryskliwy ton sprawił, że Draco Malfoy, stojąc po środku hogwarckiego korytarza opętany paniką i brakiem kontroli, poczuł, jakby ktoś oblał go kubłem lodowatej wody, która na nowo złapała w lodowe obręcze jego serce i pozwoliła mu racjonalnie myśleć. Zamarł i bezwiednie puścił Blaise'a, wpatrując się w Ronalda, który był równie spanikowany, co Ślizgon wcześniej.
Draco odetchnął i odwrócił się. Ginny płakała, a McGonagall wychyliła się z gabinetu, trzymając magiczne zwierciadło, przez które rozmawiała z Ministrem. Arystokrata spojrzał na zegarek, czując, że brakuje mu czasu.
- Zabini - powiedział oschle, a przyjaciel aż stanął na baczność. - Pilnuj ich. Nikt nie ma prawa opuścić zamku. Kontaktuj się ze mną.
- Ale...
Blondyn już nie usłyszał, bo jednym ruchem teleportował się do Munga, dziękując w duchu Pansy, że nałożyła na niego magiczne pozwolenie. Do Hogwartu nie mógł się teleportować, ale z niego - tak, gdziekolwiek chciał. Teraz wpatrywała się w niego trójka leżących w łóżkach szpitalnych pacjentów w tym jego przyjaciółka.
- Draco? - zapytała zdziwiona. - Co ty tu...
-Przetransferowali ją.
Parkinson podniosła się zszokowana, a Draco zacisnął zęby z wściekłości, że tego nie przewidział, że nie zabezpieczył wszystkiego, jak powinien. Spojrzał ponownie na zegarek.
- Pan, nie mamy czasu.
- Mamy szpiega w Departamencie...
- Co? - zwrócił na nią uwagę, próbując ustać w miejscu. Roznosiło go. W głowie miał czyste szkło nieodbijającego niczego. Chodziło tylko, by uratować Granger. Bez pytania: po co? dlaczego? Dla niego było to oczywiste i w tym momencie nie miał czasu się nad tym zastanawiać.

CZYTASZ
Dramione: Gdyby nie Ty
FanficOd bitwy o Hogwart minęły dwa lata. Harry Potter oświadcza się Lunie Lovegood, porzuca posadę w Ministerstwie Magii i zaczyna studiować mugolskie prawo. Ginny Weasley po rozstaniu z Wybrańcem ucieka z domu i zamieszkuje w małej kawalerce na obrzeż...