💧
31 LIPCA
Cały lipiec był upalny, a słońce prażyło niemiłosierne, wypalało trawę i wysuszało koryta rzeki. Wyspa pogrążyła się w gorącu i ulice świeciły pustkami, bo wszyscy chowali się w domu, nie wychodząc spod zimnych strumieni prysznica lub latali po sklepach kupując zapas lodu, klimatyzacje czy wiatraki. Stacja telewizyjna ogłaszała alarm i pouczała, że w takich upałach należy oszczędzać wodę i nie podlewać trawników oraz darować sobie mycie aut, ponieważ wszystkim groziła susza. Mieszkańcy Londynu jednak nie przejęli się tymi nowinkami, wszak otoczeni są przez wielkie morze, z którego mogą czerpać wodę i tak żyjąc w przeświadczeniu, że susza im nie grozi, marnowali napój życia. W połowie lipca wszystkie studnie ukazały swoje dno, a Minister był zmuszony wprowadzić stan nadzwyczajny. Ludzie zabijali się w kolejkach o wodę pitną, a niektórzy posunęli się nawet do kradzieży w biały dzień. W Londynie pozdychało 150 psów i 472 kotów, a dwójka dzieci zmarła na skutek odwodnienia. Wyspa pogrążała się w gorącu i nie zanosiło się na to, by choć jedna kropla spadła z nieba.
30 lipca mieszkańców Londynu obudził deszcz. Wszyscy wybiegali w nocy i krzyczeli ze szczęścia, mocząc się w zimnych strugach wody. Krople spadały z nieba tak rzęsiście i gęsto, że w ciągu paru godzin poziom rzeki podniósł się dwukrotnie. Deszcz lał i nie zanosiło się, by przestał padać, a zdumieni meteorolodzy informowali, że tak ulewna pogoda może się utrzymać przez wiele tygodni.
Stała teraz w strugach deszczu na drewnianym podeście, który wybudowano w nocy przed ceremonią pogrzebową. Trawa na błoniach olbrzymiego zamku zapadała się, a łąka przy jeziorze wypełniona była setkami czarnych parasoli. Sama taki miała, a podtrzymywał go czarnoskóry chłopak ubrany w czarny garnitur wpatrujący się w rozkopany grób. Nie miała siły złapać go za rękę, coś mu powiedzieć, trzymała tylko kurczowo chusteczkę, przeszukując tłumy.
Znalazła ją stojącą po drugiej stronie miejsca, gdzie miało zostać pochowane ciało. Spojrzała na jej czarną sukienkę do kolan, z długimi rękawami i na krótkie włosy spięte w prostego koka. Oczy miała zapuchnięte, a palce zaciskała na parasolce tak mocno, że aż pobielały. Nie miała chusteczki i wydawało się, że w ogóle nie płakała. Jednak ona wiedziała, w końcu z nią mieszkała i słyszała, jak w nocy Hermiona Granger łka cicho do poduszki.
Niedaleko kasztanowłosej zobaczyła państwo Longbottom, a w tłumie wypatrzyła rodziców. Było tu też wielu czarodziei, których kojarzyła ze szkoły, ale nigdy nie zamieniła z nimi słówka. Wszyscy ubrani na czarno, wszyscy pogrążeni w kontemplowaniu dziury, do której pięciu czarodziei miało włożyć trumnę stojącą teraz na podwyższeniu. Spojrzała na nią i wydawała jej się śmiesznie mała, śmiesznie nie na miejscu. Wieko było zakryte, ale był czas na pożegnanie i razem z Blaise'm podeszła do trumny, wpatrując się w białą twarz, w białe włosy i białą szatę. Zabini milczał, a ona położyła na dłoniach zmarłego małego kwiatka. W sercu czuła nieznośny ból i wyrzuty sumienia, gdy pochylała się, by pocałować nieboszczyka w czoło.
- Czekaj na mnie - szepnęła miękko i uśmiechnęła się, zapamiętując twarz przyjaciółki. Luna Lovegood wyglądała, jakby spała i śniła o fantastycznych stworzeniach, które uwielbiała. Ginny miała nadzieję, że biega teraz razem z nimi i z Harry'm po łące pełnej kwiatów i jest szczęśliwa. Spojrzała na jej blade dłonie. Nawet sukienka nie zdołała zasłonić głębokich, magicznych cięć, którymi srebrnowłosa odebrała sobie życie. Weasley przypomniała sobie, jak dziewczyna przez wiele dni czuła się dobrze i wyszła ze swojego transu. Uzdrowiciele zapewniali, że szok przeszedł, a ona wróciła do domu tylko po to, by parę godzin później popełnić samobójstwo w swoim mieszkaniu.
CZYTASZ
Dramione: Gdyby nie Ty
FanficOd bitwy o Hogwart minęły dwa lata. Harry Potter oświadcza się Lunie Lovegood, porzuca posadę w Ministerstwie Magii i zaczyna studiować mugolskie prawo. Ginny Weasley po rozstaniu z Wybrańcem ucieka z domu i zamieszkuje w małej kawalerce na obrzeż...