Wiatr porusza drzewami prawie kładąc je po ziemi. Pogoda odpowiada miesiącu listopad. Jest wręcz podręcznikowa. Deszcz zalewa ulice, a ja obserwuję wszystko, opierając się o parapet. Miasto jest takie smutne, pozbawione kolorów i szare. Widzę śmierć. W opadłych liściach, w zerwanych roślinach, opuszczonych budynkach i w ludziach, którzy snują się po Londynie, spowici mgłą. Zerkam za siebie, na swój pokój, w którym mam tyle zabawek i przeróżnych samemu zrobionych konstrukcji, a potem znów wbijam wzrok w szybę. Nie chcę się bawić. Nie chcę być dzieckiem. Chcę być już dorosły, taki dorosły, żeby nie patrzyli na mnie z góry. Zawsze jestem pomijany, niesłuchany i odrzucany. Trzynaście lat nie czyni mnie dojrzałym. Ale to oni tak mówią, ja czuję się zupełnie inaczej. Obserwuję mojego tatę, brata, ludzi dookoła, uważnie słuchając tego co mówią. Myślą, że nie rozumiem, ale ja wiem bardzo dużo.
Cofam się od okna i staję w cieniu pokoju, patrząc w dal. Strumienie deszczu rozmazują widok na cokolwiek. Może gdzieś w oddali tli się pałac Buckingham, a może to jedynie złudzenie. Rytmiczne tykanie zegara wprawia mnie w irytację. Podbiegam do krzesła i stawiam je pod ścianą, by pomóc sobie w wspięciu się wyżej. Sięgam do zegara i ściągam go. Nie chcę go, nie chcę widzieć czasu, który tak wolno płynie. Muszę się tego pozbyć, więc wychodzę z pokoju i długim korytarzem idę w stronę schodów. Moim celem jest strych, gdzie wszystkie zapomniane rzeczy chowają się pokryte kurzem, nieruszane przez lata. Tata nie pozwala mi tam często wchodzić, uważa, że spadnę z drabiny i zrobię sobie krzywdę. Ale tacy jak ja, dojrzali trzynastolatkowie, potrafią się wspinać i z rozwagą stawiać kroki. Odwracam głowę, by upewnić się, że nikt za mną nie idzie, nie chcę nikogo obudzić. Cienie rzucane przez stare meble na korytarzu nieco mnie przerażają. Idę dalej i gdy jestem już pod wejściem na strych, przez okno po prawej stronie dostrzegam sylwetkę brata. Stoi w ogrodzie z tatą, choć leje deszcz i jest zimno, a także późno. Marszcząc brwi, podchodzę do parapetu, trzymając pod pachą zegar z kukułką. Tata wygląda jakby rozmawiał z Miquelem, coś mu tłumacząc, a on przytakuje. Woda moczy ich garnitury. Czemu nie rozmawiają w domu? Chcę już odejść, ale huk zatrzymuje mnie w miejscu. Padał strzał, jeden, drugi, trzeci. Nie mrugam okiem, dokładnie widząc jak każda kula trafia w mojego ojca. Wszystkie trzy pociski wystrzelił Miquel. Ciało taty opada na mokrą trawę, mój brat opuszcza rękę z bronią i odwraca się. Jego wzrok napotyka mój.
Zegar z kukułką zatrzymuje się na godzinie dwudziestej pierwszej pięć. William Tomlinson umiera.
***
Moi koledzy, których nazywałem tak tylko z grzeczności, mieli normalnych ojców. Byli to lekarze, politycy, biznesmenowi. Zarabiali bardzo dużo pieniędzy i nigdy ich nie żałowali. Szkoła do której chodziłem była prywatna, prestiżowa i mogli do niej chodzić tylko ci, których rodzice coś znaczyli. Mój ojciec był nadzwyczajny, znany w całej Anglii, trzymający w rękach bardzo wiele działalności. Mając trzynaście lat wiem dużo o jego biznesach, o tym jaką pozycję miał. William Tomlinson, którego zwłoki zabrano wczoraj z ogrodu, był Ojcem Chrzestnym wielu mafijnych rodzin. Miałem ojca gangstera, lecz nigdy się tego nie wstydziłem. Widziałem w nim autorytet, mądrość, miałem do niego szacunek i ufałem mu. Zawsze lubiłem spacerować z tatą po ogrodzie, słuchając jego opowieści, które opowiadał mi, gdy znalazł trochę czasu. Moja matka odeszła od niego, gdy miałem dziesięć lat, ale nigdy nie zerwała kontaktu. Byliśmy dobrą rodziną, kochającą się i szanującą. Aż do wczoraj. Całą noc siedziałem na fotelu pod czujnym okiem Miqueala i próbowałem zrozumieć, czemu to zrobił, czemu strzelił do naszego ojca. Znienawidziłem go tak bardzo.
Teraz siedzę tu, w czarnym mercedesie i czekam sam nie wiem na co. Kazał mi zostać w aucie i zostawił ze mną jednego z pracowników ojca. Czy oni wiedzieli kogo słuchali? Słuchali zabójcy Ojca Chrzestnego.
Nie mam pojęcia co się teraz stanie. Po co tu jesteśmy i jak długo jeszcze będziemy. Nie boję się. Nigdy się nie bałem. Nie uroniłem ani jednej łzy.
Tata uczył mnie, żeby zaciskać zęby i nie okazywać emocji. To dla wroga jest dobry punkt do uderzenia. Chociaż nigdy tego nie mówił, widziałem w jego oczach, że pokłada we mnie dobre nadzieje. A teraz nie żyje. Zabity przez syna. Przez... Nie, ja już nie mam brata. Odwracam głowę i widzę Miquela idącego z domu w naszą stronę. Otwiera drzwi i pochyla się, żeby spojrzeć mi w oczy.
- Musisz się nauczyć milczeć, bracie - klepie mnie po policzku. - Jedziesz do Włoch, do Rzymu. Ciotka Emmanuela czeka na ciebie. Koniec z tym wszystkim, co miałeś. Widzisz? Sam będziesz musiał zapracować na wszystko. Ja to zrobiłem i teraz mam to, czego nie masz ty. Kiedyś zrozumiesz.
Nie odzywam się nawet jednym słowem. Z ciasno zaciśniętymi ustami patrzę na mężczyznę przede mną. Nie. Jestem. Dzieckiem. Kiedyś pożałuje, że tak myślał.Gdy zamyka za mną drzwi, wiem że zaczyna się coś nowego. I że we mnie budzi się nienawiść, która będzie trwała już zawsze. Opuszczając Londyn, nie mogę zostawić wspomnień, one gonią mnie jak noc dzień. Wiem, że mogę już liczyć tylko na siebie. Czas na dorosłe życie tak jak tego chciałem. Nikomu nie ufać, nie przywiązywać się i być najlepszym."Pamiętaj, Louis, wygra ten, który gra samotnie" - przypominam sobie słowa mojego ojca i zamykam oczy. Rzym brzmi jak coś obcego, bo nigdy tam nie byłem. Ale Rzym też wydaje się być wybawieniem. Mam nadzieję, że faktycznie tak będzie.
~~~*~~~~
Witajcie na nowym FF. Mam nadzieję, że to też przypadnie Wam do gustu, jak FEAR czy Pianista :)
Jest inspirowane Ojcem Chrzestnym.
Główna bohaterka pojawi się w późniejszych rozdziałach.

CZYTASZ
Godfather |LT
FanfictionNie prosisz z szacunkiem. Nie proponujesz przyjaźni. Nie zwiesz mnie Ojcem chrzestnym. You don't even think to call me Godfather. Nigdy nie wpadaj w gniew. Nigdy nie stosuj groźby. Przekonuj ludzi. Przyjaciel nigdy nie powinien zbyt wysoko oceniać n...