Rozdział 14

87 12 1
                                    

Zabrałam tę chusteczkę i wsadziłam Adamowi do nosa.
-Już wiesz gdzie mam ten pakt pokojowy- zakpiłam
-Wo od kiedy gryziesz mała?- zaśmiał się Carlos stając obok
-Od kiedy ktoś mnie wkurwia- odparłam. Po chwili statkiem wstrząsnęło lekko.
-Poruszamy się cicho i szybko zrozumiano?- spytał Mandzio stając na trapie
-Się wie- odparłam i zeskoczyłam na ląd. Gdy poczułam pewny grunt chwyciłam długie sztylety w dłoń gotów do obrony lub ataku. Po 4 minutach każdy stał już na ziemi
-Żegnaj bezpieczne schronienie- posmutniała Kathy
-Ruszamy do przodu a nie żegnamy łódź- szepnęłam i ruszyłam w głąb miasta gdzie przybiliśmy statkiem.
-Natalia nie wychylaj się- syknął Mandzio biegnąc za mną.
-Nie wychylam. Tylko chcę znaleźć jak najszybciej ten schron- odparłam idą dalej. Ruszyliśmy dość zwarta grupą. Nieuzbrojeni lub niedouczeni do używania broni w środku a reszta wokół.
-Skoro nie ma szwędaczy znaczy że łażą w grupkach-zmarszczył brwi Adam
-Też zauważyłeś tę denną cisze?- spytałam cicho
-Nie da się jej nie zauważyć-odparł Lucas
-Tia...Aż mnie korci by MP3 poszło w ruch ale to nas zgubi- westchnęłam
-Niestety. Musimy zachować ciszę- stwierdził Matt
-Gdy nocą szczypie mróz, gdy kamień pęka skrzypi wóz, gdy z drzew liściastych trzask wśród mgły. To znak że w lesie hula zły*- wyrecytowałam stary wierszyk z ponurą twarzą.
-Piękne określenie apokalipsy- uśmiechnął się Adam
-Zawsze umiem ubrać sytuacje w słowa by nie stała naga-stwierdziłam po chwili zastanowienia. Nasza dalszą rozmowę przerwała niewielka grupka chodzących trupów.
-Zajmę się tym- szepnęłam obracając sztylety w dłoni. Szybko ruszyłam w stronę umarlaków a tętno mi skoczyło. Mimo że byli martwi czułam się jakbym zabijała ludzi...Policzyłam ich szybko, 10 zombi na pierwsze zabójstwo? Kurwa będzie ciekawie... Podeszłam do pierwszego trupa. Szybkim ruchem pchnęłam sztylet w oczodół i nim zombiak dotknął ziemi już był martwy. Z drugim było gorzej bo górował wzrostem i niestety tłuszczem. Jęknęłam w duchu i już chciałam zaatakować gdy ubiegł mnie czyjś nóż rzucony idealnie w skroń.
-Nie myślałaś że sama się pobawisz co?- zaśmiał się Carlos podbiegając. Wyciągnął nóż z głowy trupa i zabił następnego. Nie pozostałam dłużna i również wybiłam trupy z grupy (xD słabe rymy).
-Mmm jak chcesz się zabawić idź do Kathy w nocy. Ona przyjmuje każdego- wyśmiałam go.
-Masz mnie aż za takiego łajdaka mademoiselle?- spytał udając smutnego.
-Być może monsier- odparłam specjalnie kalecząc francuski
-Francuzka z ciebie marna- skrzywił się. Ja tylko rzuciłam mu rozbawione spojrzenie i wróciłam do grupy. Za mną szedł rzekomy Francuz idealny.
-Na francuską miłość ja się piszę- wymruczała Kathy ze środka grupy
-Yyy...Nie licz na to- wyjąkał zakłopotany Carlos. Ja musiałam stłumić atak śmiechu co wyszło tak że omal się nie udusiłam
-Natalia oddychaj śmieszku jeden- klepnął mnie w plecy Lucas.
-Łatwo powiedzieć...Ty nie znasz powagi sytuacji- wydusiłam z siebie uśmiechnięta od ucha do ucha
-Mmm możliwe- stwierdził
-Kochani sprężamy się bo nas tu noc zastanie a wolałbym być na noc w lesie- ponaglił nas Alien.
-Oj idziemy, idziemy- jęknęła Matylda z prawej strony środka.
-To pora biec- rzucił oschle
-Sam se kurwa biegnij ze sztyletem w ręku - warknęłam

-------------
*Wierszyk wzięty z Władcy Pierścieni

Post ApokaliptoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz