-Nie ma co opowiadać...-wzruszyła ramionami.
-Oj mów a nie jęczysz- naciskałam
-Nie ma co...-migała się
-Kurwa mów bo jak nie to wojna-zaśmiałam się
-Masz coś do tego?- spytała
-Tak- rzuciłam jej wyzwanie
-To w pierdol kolego- odparła
-Wow stałam się facetem- wykpiłam groźbę.
-Hmmm...Od dzisiaj nazywasz się Nathaniel a nie Natalia- zaśmiała się
-Możesz pomarzyć kobieto- wyszczerzyłam się
-Nathanielu! Jak śmiesz tak mówić do matki!- udawała rozhisteryzowaną matkę
-Normalnie babo ruska- zaczęłam śmiać się do łez. Wszyscy co nie spali śmiali się z tej sytuacji a reszta patrzyła na nas nie wiedząc o co chodzi...
-Ty rzezimieszku pruski!- zapiszczała ze śmiechem
-Idź przeżyj pierwszy raz ze śmietnikiem- ryczałam z Agniechą jak głupie. Ale czego się nie robi jak ma się głupawkę??
-Nie...nie mogę bo ty go rozdziewiczyłaś- odgryzła mi się i obie zaczęłyśmy turlać się ze śmiechu po ziemi.
-Dobra koniec tego dobrego. Za pół godziny ruszy dalej więc radzę zrobić sobie małe śniadanie
-Ekhm...Plecak mi zabraliście- przypomniałam
-Spokojnie. Nikt go nie ruszył - powiedział Carlos rzucając mój plecak koło mnie.
-Dzięki brutalu- zaśmiałam się.
-Nie ma za co księżnisiu-odparł ze śmiechem
-Ekhm zakochani ekhm...- zakrztusiła się Agnieszka. Spojrzałam na Carlosa i odwróciłam speszona wzrok.
-Yyyy...pójdę ogarnąć konie na podróż- wydukałam wstając
-Hahaha! Zgadłam!- wybuchła śmiechem Agnieszka
-Nie wiem o czym mówisz- mruknął Carlos
-Nie wcale...Nitka speszona odwróciła wzrok a ty nerwowo podrapałeś się po szyi. Widać że między wami jest chemia(xD piszę ten moment czekając na chemie więc...)- odparła rozbawiona Agniecha
-Wszyscy zadki w górę i idziemy dalej!- zarządził Naruciak
-Po co iść jak można jechać?- spytałam wskazując na konie. Wszyscy wymienili spojrzenia i podeszli niepewnie do koni. Ja i Agnieszka zwinnie wskoczyłyśmy na grzbiet kopytnych a reszta wlazła przy pomocy zwalonego (konia XD) pnia. Dwa konie zaczęły nam służyć jako tragarze ale pilnowałam by ich nie sforsować. Wzięłam głęboki oddech i spięłam łydkami Merkurego do kłusa. Jechałam z Agniechą i Mandziem na czele.
-Jedziemy na wycieczkę...-podięła Agnieszka starą i dobrze znaną pioseneczkę na wyjazdy
-...bierzemy misia w teczkę...- dołączyłam do niej
-...a misiu Zdzisiu narobił w teczkę sisiu.- zanucił Lucas
-Tym nam humoru nie narobicie- prychnęła Widow kpiąco
-To dawaj kurwa ty coś wymyśl- warknął Carlos. Ja się lekko uśmiechnęłam a Agniecha wyszczerzyła się od ucha do ucha
-Ty Jeff the Killer nie szczerz się tak- zaśmiałam się
-Pfff...Psujesz zabawę jak Hoodie- odparła
-Koniec! Bez śmiechów mi tu proszę- powiedział Mateusz. Nagle do naszej trójki prowadzących dołączyli Carlos i Patrycja.
-Natalia...Jak było gdy nas nie było?- zaśmiała się Patrycja
-Normalnie. Czyli nijak- wzruszyłam ramionami
-Yhm...Możemy pogadać na osobności?- spytał ni z gruchy ni z pietruchy Carlos
-Mmm a o czym chcesz gadać?-uniosłam brew
-Yhm...Wolałbym na osobności-odparł
-Aha. Czyli mi teraz nie powiesz?- prowokowałam go
-Nie przy innych- stwierdził
-To chodź osłaniać tyły- wzruszyłam ramionami zatrzymując konia. Po chwili byliśmy na samym końcu. Chwilę kłusowaliśmy w ciszy,za cichej jak dla mnie ciszy ale cóż...
-To...o czym chciałeś pogadać?- spytałam zerkając na niego