Rozdział 29

64 8 0
                                    

Gdzie się podziała Widow? Czy stwarza dla nas zagrożenie? Czy Patrycja urodzi zdrowe dziecko? A co jak dowie się o  zdradach Grześka? Czy mój związek z Carlosem będzie trwały? Ile z nas dojdzie (skojarzenia xD) do tej bezpiecznej strefy? Tyle pytań kłębiło się w głowie ale nie było żadnych odpowiedzi. Czym sobie ludzie zasłużyli na tę apokalipsę?
-O czym tak myślisz?-spytała Agnieszka.
-O tym i owym- odparłam wymijająco
-A dokładniej?- dopytywała
-O Widow,Carlosie,Grześku i apokalipsie- wyjaśniłam pokrótce.
-A o Grześku to czemu?- spytała
-Bo...-rozejrzałam się czy Patrycja nie słyszy po czym kontynuowałam szeptem- bo Grzesiek zdradza Patkę
-Wut?!- wytrzeszczyła oczy Agnieszka
-No niestety...z Kathy - mruknęłam pod nosem i wbiłam wzrok w pustkę przed grupą  i milczałam
-Ale...kufa jak on mógł...jak no jak...- nie dowierzała Wachacz dalej.
-O czym gadacie?- spytał Mandzio podjeżdżając do nas
-O babskich sprawach- odparła Agnieszka
-Yyyy...trzeba wpaść do miasta by zdobyć co trzeba?- spytał. Wymieniłam z Wachaczową rozbawione spojrzenia i wybuchłyśmy śmiechem
-Nie...nie musisz się martwić to nie te sprawy. Raczej plotki o was...znaczy facetach - stwierdziłam
-Oh...uffff...ulga bo bym się bał podchodzić- zaczął się śmiać z nami.
-Nie ochuj  i nie ufaj(xD nie skomentuje...) bo z nikim nie dojdziesz więc musisz se sam polerować- zaśmiała się za nami Kathy
-Oh!Ah! Eh - dołączył do wygłupów Lucas
-Ty nie wal konia tak głośno bo zombiaki też dojdą- dogryzłam mu
-...Dzięki Nitka- mruknął
-Nie ma za co- wzruszyłam ramionami.
-Nie chcę przeszkadzać ale miasto na 11 - wtrącił się Disowskyy
-Ewentualne uzupełnienie zapasów chyba że mamy to lepiej ruszać dalej- stwierdziłam. Mandzio przemyślał to chwilę.
-Nie wiem jak inni ale moja grupa wejdzie w miasto- zarządził. Skinęłam głową i skierowałam Merkurego w stronę miasta. Jakieś 5 minut potem zobaczyłam kilku szwędaczy. Reszta grupy alfa już mnie dogoniła
-Natalia ty skocz do apteki. Carlos ty załatw żywność a Mateusz wodę- powiedział Mandzio.
-A co ze sztywniakami?- spytałam
-Reszta będzie was przed nimi osłaniać.-wyjaśnił. Skinęłam głową i zeskoczyłam z grzbietu konia. Omijając umarlaków weszłam do apteki. Weszłam za ladę i władowałam do plecaka wodę utlenioną,bandaże i plastry w kilkunastu opakowaniach. Kilka opakowań środków przeciw bólowych i antidotum na tutejsze węże i pająki. Po jednym opakowaniu leków na kaszel i ból gardła a na sam koniec ze wzdrygnięciem tuzin strzykawek.
- Obym ja nie musiała ich używać- westchnęłam
-Lia zmywamy się tabun umarlaków do nas idzie- krzyknął Carlos wchodząc do apteki
-Na szczęście mam wszystko- stwierdziłam ponownie przeskakując ladę.
-To lecimy mała- uśmiechnął się
-Mała to jest twoja pała-zakpiłam drwiąco
-A co widziałaś?-spytał robiąc minę pedobera
-Nie ptaszki zaćwierkały- odparłam
-Mech...będę na nie uważał- mruknął
-Chodźmy nim trupy przyjdą- uśmiechnęłam się ciągnąc Carlosa na zewnątrz.
-Ups...już są- westchnął patrząc na koniec ulicy.
-Szybciej! Wiejemy!- syknął Mandzio. Podbiegłam do konia i wskoczyłam na jego grzbiet. Carlos zrobił to samo i już po chwili gnaliśmy konie na wyjazd z miasta. W niecałe półgodziny dogoniliśmy grupy beta i gamma.
-I jak?- spytał Naruciak patrząc na nas ze zdziwieniem

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wybaczcie mi brak rozdziałów ale miałam małe problemy...kłótnia z BFF (nie moja wina że wygląda jak Kathy...czyli blond lala z mini...) potem blok w którym mieszkam się palił...szybko to nadrobię więc do następnego rozdziału :3

Post ApokaliptoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz