Rozdział 39

47 6 0
                                    

-No wiesz... ty jesteś zdolna do wszystkiego- odparł po chwili Carlos
-W kwesti obrony bliskich nie zabijania osób co zalazły mi za skórę.- przewróciłam oczami (xD chciałam napisać okami xD)
-Mmm...no w sumie racja. A ja jak pierdolnięty jej uwierzyłem. Wybaczysz mi?- spytał
-Wybaczyć wybaczę ale na zaufanie nie licz- mruknęłam
-Rozumiem...muszę na nie zapracować- westchnął zrezygnowany.
-I tak nigdy w pełni ci nie zaufam...-prychnęłam idąc dalej
-Rozumiem...Należy mi się. Przepraszam jestem debilem- mruknął podążając za mną
-Oraz totalnym popierdolonym sukinsynem. Ja ci kurwa zaufałam...kochałam cię a ty mi serce wyrywasz- warknęłam. Przyśpieszyłam tępa przez co rana w brzuchu nie dawała mi spokoju atakując bólem zajadle. Przygryzłam dolną wargę starając się ignorować ból.
-Lii proszę daj mi...
-Odpieprz się. Niby kurwa mnie kochałeś ale wolałeś zaufać tej zjebanej dziwce nie znając mojej wersji wydarzeń- przerwałam mu. Weszłam głębiej w las i zaczęłam nawoływać Aresa.
-Wiem. Zjebałem sprawę i przepraszam cię za to najmocniej. Nie chciałem ale wydawała się taka...no... wiarygodna- mruknął. Chwycił mnie za ramię i obrócił w swoją stronę. Wbiłam wzrok w ziemię która nagle była taaaaaaaaaaaaaaaaaaaka interesująca. Wiedziałam że jak spojrzę mu w oczy to się rozkleje...
-Lii oczy mam tutaj- szepnął podnosząc moją twarz. Spojrzałam się na niego a potem w jego oczy. Ujrzałam całą udrękę,cierpienie i nienawiść jaką w sobie dusił przez całe życie... Przypomniałam sobię wszystkie noce,chwile i momenty jakie z nim przeżyłam a potem obraz jak obejmował Widow... łzy spłyneły mi po policzku wbrew mojej woli. Carlos dłonią otarł moje łzy po czym przyciągnął do siebie i pocałował. Z początku chciałam oddać się tej przyjemności jednak myśl o zdradzie nie pozwoliła mi na to. Odepchnęłam go i spoliczkowałam.
-Nie zbliżaj się do mnie na bliższą odległość niż pięć kroków- syknęłam. Z satysfakcją zobaczyłam zdziwienie na jego twarzy. Wyminęłam go i dalej szukałam jakby mojego psa. Znalazłam Aresa jakieś 10 minut później przy zabitej sarnie.
-Smaczne było chociaż?- spytałam patrząc na zwierzaka. Pies szczeknął tylko i zamerdał ogonem. Podbiegł do mnie i polizał mnie po ręku.
-Jesteś obrzydliwy futrzaku- zaśmiałam się tarnosząc jego sierść na karku. Wróciłam do obozu gdzie większość osób jeszcze spała chodź byli i tacy co już stali na nogach. Agnieszka podeszła do mnie i uściskała na dzień dobry
-I jak rana?- spytała
-Cholernie boli- odparłam
-To normalne...ale pozatym nic nie swędzi,szczypie czy piecze?- dopytywała
-Jest spoko. Z resztą sama widzisz- uśmiechnęłam się.
-To dobrze. Ważne by rana nie zaczeła się babrać bo inaczej koniec...- westchnęła Agnieszka
-Widocznie ktoś chce mojej śmierci aż za bardzo- wyszczerzyłam się
-To lepiej niech ten ktoś uzbroi się w cierpliwość bo łatwo ciebie nie oddamy-uśmiechnęła się moja przyjaciółka
-Tak właśnie widzę że mnie tu przetrzymujecie siłą- zażartowałam
-Chcesz coś do jedzenia?- spytała
-Nie...apetytu nie mam wcale...- mruknęłam. Pożegnałam ją i poszłam dalej ogarnąć kto jeszcze chrapie. Kilka osób spało w dość dziwnych pozycjach ale jak zobaczyłam Disa przytulonego do kawałka pniaka to nie opanowałam się i wybuchłam śmiechem. Inni chcąc zobaczyć co się dzieje podeszli bliżej i również zaczeli się śmiać. Dis przetarł zaspane oczy i spojrzał się na nas pytająco.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
3/10 obiecanych rozdziałów :)

Post ApokaliptoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz