Nieprzyzwyczajona i żyjąca wiecznym deszczem w Anglii opuściłam samolot z przekonaniem, że na zewnątrz nie jest tak gorąco jak mogłoby się wydawać. O jaka ja naiwna... Zderzyłam się z gorącym i ciężkim powietrzem, które automatycznie sprowadziło mnie na ziemię. Szybko doszłam do wniosku, że jedną warstwę ubrań spokojnie mogę sciągnąć.
- Witaj, LA! - krzyknęłam szczesliwa i podekscytowana, nie zwracając kompletnej uwagi na obserwujących mnie z zażenowaniem ludzi. Przejechałam wzrokiem po wielkim lotnisku i ostatecznie wiedziałam gdzie musze skierować sie do wyjścia. Z walizką ubrań (bo nic innego nie miałam, tylko tego dorobiłam sie przez ostatni rok) wyszłam przed wielki budynek. Z moimi pieniędzmi po ojcu spokojnie starczyło mi na zakup małego mieszkania w centrum miasta. Ceny tu były masakrycznie wysokie, ale nie potrzebowałam niczego więcej. Swoją drogą, pozwałam matkę o alimenty, które należą mi się do skończenia nauki. Ma bogatego faceta, niech mi zwróci za to kiedy ja zapieprzałam na rachunki i jedzenie. Po raz pierwszy od dawna czułam, że znów odzyskuje skrzydła, ktore kiedyś szybko straciłam. Czysta i pełna nadziei.
Na szczęście tuż przy chodniku stały taksówki, które czekały na takich jak ja.
Wsiadając do środka podałam od razu adres, pod którym miałam się spotkać z (byłym już) właścicielem. Przez cały ten czas podziwiałam jakie to wszystko jest inne, może trochę lepsze, a i piękniejsze. Ludzie zdecydowanie chodzili z większymi uśmiechami, bo pracując w kawiarnii zdarzało mi się przyglądać ludziom zza okna.
Gdy pojazd zatrzymał sie, podałam kierowcy odpowiednia sumę i z uśmiechem sie pożegnałam.
- Panno Parker? - usłyszałam obok siebie. Odwróciłam głowe, a moim oczom ukazał sie mężczyzna, z którym miałam kontakt zza oceanu.
- Ah, tak. Witam. - podałam mu dłoń, którą uścisnął. - miło mi.
- Mi również. Umowa podpisana, dzieki Bogu, że istnieją kurierzy. - zaśmiał się, wsuwając w moją dłoń klucze, które zdobił mały potworek.
- Tak, dużo wygodniej. Mam nadzieje, że mieszkanie nic się nie zmieniło od kiedy pokazał mi je Pan. - uśmiechnęłam się, sięgając po kluczyki.
- Oczywiście. Od wpłaconej kwoty należy już tylko i wyłącznie do Pani. Miłego dnia, a w razie pytań czy jakiś problemów, proszę dzwonić.Pożegnałam sie z mężczyzna i ruszyłam do srodka budynku. Typowe dla Amerykanin mieszkanie. Oprócz mnie mieszkało jeszcze tu pięć rodzin. Moje mieszkanko było skromne, ale nowoczesne i ładne. Sypialnia, salon, kuchnia i spora łazienka. Dodatkowy pokoj postanowiłam przerobić na garderobę. Póki co była tam jedynie kanapa, mały stolik, kuchnia wyposażona i łazienka, czyli prysznic, kibelek i umywalka. W sypialni było natomiast tylko duże wyrko i mała komoda. Wszystko utrzymywało sie w pastelowych kolorach, a ja juz w wejściu zakochałam się. Odłożyłam walizkę i biegiem wskoczyłam na kanapę. Ułożyłam sie wygodnie, gdy postanowiłam zadzwonić do swojej uczelni, z która do tej pory miałam kontakt jedynie mailowo.
Po wyciągnięciu telefonu wybrałam odpowiedni numer i przycisnelam go do ucha.
- Witam, Sandy Parker z tej strony. W zeszłym tygodniu otrzymałam potwierdzenie swojego miejsca Waszej uczelni, jednak chciałam sie upewnić co do planu zajęć. Studia dziennikarskie, mogłaby mi pani wysłać chociażby skanem? - usmiechnelam się do siebie.
- Witam, Sandy. Oczywiscie, jak zawsze wysyłamy studentom kopię planu, na wypadek gdyby nie dowiedzieli się we własnym zakresie. Jutro odbywają sie pierwsze zajęcia w tym semestrze. Do zobaczenia. - miły głos kobiety po raz ostatni rozbrzmiał w słuchawce, po czym ona jak i ja rozlaczylysmy sie w tym samym czasie.Pod wieczór mój brzuch domagał sie czegos wiecej niz łyka wody. Niestety nic innego nie miałam do dyspozycji. Niewiele myśląc złapałam za klucze i torebke, po czym (w luźniejszym juz ubraniu) ruszyłam zwiedzić przy okazji kawałek tej metropolii. Nie spodziewałam sie niczego, dlatego przechodząc miedzy alejami każda inna napotkana rzecz sprawiała mi niesamowita radość bo cholera, tak jak mowilam... To inne zycie! Nowe, przede wszystkim. Słońce mimo wieczornej pory nie przestało ostro rzucać swoich promieni. Ale one tylko jeszcze bardziej poprawiały mi humor. W koncu dotarłam do marketu, nieznana mi kompletnie. Złapałam za duży wózek i pchnelam go przed siebie. Najpierw owoce i warzywa, ktorych wzielam po troche. Z każda alejka sklepowa moje zakupy przypominały gore lodowa. Niestety, moje szafki świeciły pustkami i nie mogłam powiedziec "oh, chyba to jeszcze mam...", bo nie miałam nic. Po podejściu do kas i leniwym opróżnianiem wózka tylko po to zeby spakować to do reklamówek. Z pełnymi siatami ruszyłam do wyjscia, a pozniej w strone domu, bo nie miałam sił spacerować z tamponami bananami.
- Piękna! - usłyszałam za sobą, ale będąc pewna, że to nie do mnie po prostu szłam dalej.
- Hey, wołam Cię. - przede mną stanął zadaszony blondyn, który swoim uśmiechem mógłby zabić niejedną dziewczynę.
- Przepraszam... Znamy się? - powiedziałam niepewnie, zatrzymując się, by nie wpaść na chłopaka.
- Jestem Wyatt. Teraz już prawie. A całkowicie jeśli i Ty mi się przedstawisz. - puścił mi oczko, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- To Twój sposób na podryw? Strasznie dziwny, jakiś słaby. - Skrzywiłam się i obojętnie wzruszyłam ramionami. Byłam zirytowana i naprawdę było mi już ciężko.
- Oh, daj spokój. To nie podryw tylko chce Ci pomóc. Daj. - wyciągnął ręce po pełne reklamówki, ja mimo wszystko wciąż uparcie kręciłam głowa.
- Nie znam Cie. A poza tym jak będziesz chciał mnie zgwałcić? - wydęłam wargi, patrząc uważnie na chłopaka.
- Znasz moje imie, to już coś. - Wyatt niemal wyrwał mi siatki z dłoni. Nie powiem, trochę mi ulżyło. Ale mimo wszystko wolałam być czujna.
- Maleńka, jestem gejem. Masz fajny tyłeczek, ale jeżeli chodzi o mnie, to mogę wybzykać ewentualnie tyłeczek Twojego brata. Jeśli go posiadasz. - gdyby nie to, ze mam pusty żołądek, zwróciłabym jego zawartość. Nie mam nic do homoseksualnych, oczywiście. Po postu fakt kiedy wyobraziłam sobie słodkiego blondaska z moim bratem.
- Dobra, Wyatt. Wierze Ci. Jestem Sandy i przykro mi, mój brat nie gustuje w... Mężczyznach. Wybacz. - wzruszyłam ramionami, rzucając mu wzrok pełen współczucia.
- Więc pozwolisz mi sobie pomóc bez obaw o swoją świętą strefę? - skinęłam głową, śmiejąc się.
- Tak, Blondasku. Mieszkam tam. - wskazałam nosem na budynek w którym znajduje się moje nowe gniazdko. - Masz ochotę na piwo? Niestety, nie zdążyłam kupić jeszcze herbaty, bo... Nie pije herbat. - zmarszczyłam nosek i wbiegłam do srodka, szeroko otwierając drzwi dla mojego tragarza. Następne drzwi jakie otworzyłam to te od mieszkania i rownież przetrzymałam je dla blondaska.
- Wiec piwo? Bardzo chetnie. Swoja droga pusto tu masz. Sprzedałaś wszystko, czy sie wprowadziłaś? - spojrzał na mnie z ciekawością, rzucając torby na blat w kuchni.
- Przyleciałam z deszczowej Anglii i zamieszkałam właśnie tutaj. Dopiero świeża sprawa, wiec nie zdążyłam kupić nawet kwiatka. - zasmialam się, wzruszając ramionami. Wygrzebałam z reklamówek dwie puszki piwa, z czego jedną podałam chłopakowi. Razem ruszyliśmy do salonu gdzie zajęliśmy jeden z dwóch obiektów w pomieszczeniu - kanapę.
- Po co tu przyleciałaś? - zapytał z zaciekawieniem.
- Na studia, mój drogi. Planowałam je od prawie dwóch lat, ale niestety moje pierwsze podejście było niewypałem. - westchnęłam i machnęłam na to ręką.
- co się takiego stało? - otworzył swoja puszkę piwa i od razu upił pare sporych łyków.
- Kiedyś Ci o tym opowiem. Długa historia. Poza tym nie mogę Cie zniechęcić do siebie tak szybko. Czym ty sie zajmujesz? - zmarszczyłam brwi.
- modelingiem się zajmuje. Zawodowo tez obciągam chuja. Pokazać Ci? - zaśmiałam się, kręcąc przecząco głowa.
- nie, dzieki. Jesteś obrzydliwy. Musze wpisać to na Twoją listę. - Skrzywiłam sie.
- Pozytywów czy negatywów? - uniósł sie lekko do góry, ciekawie przyglądając sie mi.
- zdecydowanie pozytywów. - uśmiechnęłam się i w myślach dodałam sobie punkt za nową i pierwszą znajomość.____________
Jezeli sie powtarzam, albo jest cos napisane bez składu i ładu to przepraszam, pisałam na telefonie. :)
Kocham Was mocno, robaczki! Dziekuje za tak ciepłe przyjęcie drugiej czesci ❤️
CZYTASZ
Please, forgive me... (2 cz.)
FanfictionLink do pierwszej części: https://www.wattpad.com/199899574-it%27s-only-sex-justin-bieber-ff-1 Sandy po burzliwych przeżyciach i błędach postanawia walczyć i wraca do żywych. Skończyła terapię, zaczyna nowy etap w życiu. Czy da radę? Justin natomi...