22

2.2K 118 56
                                    

Coraz bliżej święta, dom już prawie całkowicie wystrojony i przysięgam, jeszcze nigdy ich tak nie czułam jak w tym roku. Zwłaszcza, że miałam przy sobie najlepszego przyjaciela i swojego faceta, z którym w końcu mogłam ułożyć sobie życie. Byłam naprawdę szczęśliwa, bo czekałam teraz tylko na narodziny naszego dziecka.
Dzisiaj był ten dzień, kiedy przygotowywaliśmy pokoik dla małej kruszynki. Byliśmy podekscytowani, bo skończyliśmy remont w pomieszczeniu obok naszej sypialni. Był różowy z szarymi elementami, żeby nie przesadzić z tą słodkością. Umówiłam się z Justinem po jego pracy i mieliśmy jechać po szafki, łóżeczko i inne pierdoły które sprawią, że kto nie wejdzie zakocha się w samym pokoiku.

Dotarłam pod firmę po szesnastej, gdzie przed drzwiami wejściowymi już stał mój ukochany. Trochę zmarznięty, ale czerwone policzki i nosek sprawiały, że wyglądał uroczo. Podeszłam do niego po cichu i złożyłam czuły pocałunek na wargach. Uśmiechnęłam się szeroko, obejmując go wokół szyi.

- Cześć, kochanie. - Mruknęłam, oblizując jego wargi.

- Witaj, kochanie. Spóźniłaś się. - Próbował brzmieć poważnie, jednak wiedziałam, że nie potrafił się na mnie złościć. - Chodź, bo zimno.

Dodał, a po chwili już byliśmy w jego ciepłym aucie. Nawet nie poczułam, że na zewnątrz jest tak zimno. Droga do sklepu zajęła nam nieco ponad pół godziny.

Same zakupy sprawiły nam ogromną frajdę. Kupiliśmy wszystko co było potrzebne, a nawet może troszkę więcej. Po powrocie do domu od razu zabraliśmy się za składanie mebli. Pomógł nam Wyatt i jego facet. Także mężczyźni przejęli tą nieprzyjemną część, natomiast ja wieszałam firanki, poskładałam ubranka i zajęłam się tymi najmniej męczącymi rzeczami. Łącznie zajęło nam to pół nocy. Później postanowiliśmy zrobić kolację. Mimo zamykających się powiek wszyscy trwali w dobrym humorze. Justin z Wyattem pili piwo, ja herbatę, a Jacob gotował. Stwierdził, że zrobi swoje popisowe danie, które okazało się później zwykłym kurczakiem po chińsku z ryżem. Ale nikt nie narzekał. Było smacznie i wesoło. A ja wtedy zdałam sobie sprawę jak bardzo byłam głodna.

- Sandy, tak właściwie to chłopczyk czy dziewczynka? - Uniósł głowę mój przyjaciel, a ja cicho się zaśmiałam.

- Dziewczynka. Nie mówiłam? - Wydęłam wargi w zamyśleniu, kręcąc nieświadomie widelcem między palcami.

- Nie, nie mówiłaś. Ale to super, jak dacie jej na imię? - Spytał z widocznym zaciekawieniem. Delikatnie się uśmiechnęłam i spojrzałam na Justina.

- Molly. Uzgodniliśmy tak. - Skinęłam głową i dokończyłam jeść swoją porcję. Wrzuciłam talerz do zlewu, gładząc swój brzuch. - Jezu, ale się najadłam.

- Widać.  - Mruknął bez zastanowienia Wyatt, a ja posłałam mu smutne spojrzenie.

- Wyatt, odczep się od mojej kobiety. - Justin pchnął go żartobliwie, a ja zachichotałam.

- Tak, dokładnie.

Siedzieliśmy tak jeszcze godzinę, dyskutując bez sensu. Później poszłam wziąć szybki prysznic i w łóżku czekałam na Justina, który poszedł umyć się po mnie. Nie obyło się bez pieszczot, ale później grzecznie poszliśmy spać.

Pracowałam w firmie Justina, jednak byłam na zwolnieniu. Niektóre rzeczy cały czas pilnowałam, dlatego rano miałam jechać do pracy ze swoim facetem. Nastawiłam wcześniej budzik, dlatego kiedy zadzwonił zaczęłam głośno przeklinać i wyzywać świat.

- Pobudka, wstań. - Wymamrotałam z przymrużonymi oczami.Zsunęłam się powoli z łóżka i upewniłam się, że Justin wstał.

- Już, już. Masz pół godziny i idziemy. - Zaśmiał się, patrząc na mnie wesoło.

Cholera, mimo trzech godzin snu on i tak wyglądał idealnie. Nawet zachowywał się jakby był wyspany. No cóż. Urok.

Ubrałam się szybko, zrobiłam delikatny makijaż i rozczesałam włosy. Byłam gotowa szybciej niż myślałam. Zrobiłam nam śniadanie, w tym czasie Justin poszedł się ogarnąć. Ja zjadłam, po mnie zjadł on. Wyszliśmy. Tym razem mój humor się poprawił.

Zrobiłam co miałam zrobić i po podstawowych zakupach chciałam wrócić do domu. Marzyłam o łóżku, gorącej i długiej kąpieli oraz wielkiej pizzy. Tylko to chciałam robić do końca dnia. Umówiłam się z Justinem, że wróci dziś wcześniej, więc razem poleżymy i poleniuchujemy.

Wróciłam do siebie taksówką. Przywitałam się w holu z pracownikiem, wręczył mi listy i już po chwili ruszyłam na górę. Wsiadłam do windy i po kilku dłuugich minutach znalazłam się na samej górze. Zdziwiłam się, kiedy pod drzwiami stała drobna postać kobiety.

- W czymś pomóc? - Odezwałam się niepewnie, podchodząc bliżej.

Doznałam szoku, kiedy zobaczyłam Tamarę.

- Gdzie jest Justin? Gdzie jest mój narzeczony? - Odwróciła głowę w moją stronę. Nie wyglądała jak ona. Twarz była bez blasku, nie wyglądała jak chodząca piękność tak jak kilka miesięcy temu. Była wrakiem człowieka. - Wiedziałam, że Was znajdę.

- Jakim cudem? Skąd masz adres? Justina nie ma, a chyba coś Ci się pomyliło. - Prychnęłam rozzłoszczona.

- Zapomniałaś chyba kim jestem. Kimś lepszym od Ciebie, na pewno. Odebrałaś mi go. Byliśmy szczęśliwi i wróciłaś Ty. Jesteś dziwką, która złapała Justina na dziecko żeby do Ciebie wrócił. Jesteś żałosna, wiesz? - Jej wzrok mnie przeraził. Zaczęła iść w moją stronę, a ja zrobiłam krok w tył.

- Jesteś idiotką, Tamara. Jeśli myślałaś, że przyjedziesz do naszego domu i Justin rzuci Ci się w ramiona. To Ty byłaś pionkiem. Kochał mnie od początku. Kochał kiedy był z Tobą. - Uniosłam brew, puszczając zakupy. Wzięłam głęboki wdech.

- Wypluj to, suko! Nie pozwolę urodzić Ci tego dziecka. - Zaśmiała się ironicznie i poczułam już tylko pchnięcie.

Nie mogłam złapać równowagi. Chciałam się chwycić, ale nie zdążyłam. Runęłam po schodach, wydając z siebie szloch. Objęłam rękoma brzuch, jednak ból przeszył mnie całą. I nagle ciemność ogarnęła mnie z każdej strony.


Please, forgive me... (2 cz.)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz