20

2.6K 146 17
                                    


                                                                            Pół roku później.


- Wyglądam jak beczka, dosłownie! - Jęknęłam, wstając powoli tak, by kamerka ujęła mój wielki brzuch, który w siódmym miesiącu był naprawdę mocno widoczny.

- Nie marudź, jeszcze urośnie. - Usłyszałam śmiech, a na słowa mężczyzny przewróciłam oczami.

- Kiedy się zobaczymy? - Zmieniłam temat, siadając z powrotem na fotel. Poprawiłam swoją koszulkę, przejeżdżając po niej palcami. Westchnęłam głośno, kiedy tęsknota i pustka wypełniła moje ciało.

- Postaram się przyjechać, w porządku? - Cichy szept był ledwo słyszalny dla ludzkiego ucha, a skype dodatkowo psuł jego jakość. Posmutniałam, robiąc z ust delikatny dzióbek.

- Dobrze. W następnym tygodniu mam USG, może przyjedziesz? Później zaproszę Cię na obiad. Teraz moje mieszkanie jest większe, musisz je zobaczyć. Przez internet to nie to samo. Poza tym, no wiesz. Tęsknie. - Przyznałam nieśmiało, uśmiechając się szeroko.

- Przyjadę, Małpko. Muszę kończyć, ale jutro zadzwonię. Do zobaczenia. - Posłał mi buziaka, a ja się zaśmiałam i zrobiłam dokładnie to samo za nim pomachałam w jego stronę.


Usłyszałam charakterystyczny dźwięk, który świadczył o przerwaniu rozmowy. Nie fatygowałam się z wyłączeniem laptopa, po prostu go zamknęłam i odsunęłam się od stołu. Było późno, moje powieki kleiły się. Ale musiałam być cierpliwa. Chciałam zaczekać.

Powędrowałam powoli do kuchni, wyciągając paczkę ciasteczek. Zwykłe, kruche. Nie chciałam bardzo przytyć, ale żeby zaspokoić sumienie wzięłam te bez czekolady. Zamruczałam cicho do siebie, bo naprawdę wariowałam od tej ciszy. Z kuchni wróciłam do salonu i włączyłam telewizor. Leciał jakiś tandetny serial, który należy do tych głupich, które i tak wszyscy oglądają. Zapaliłam świeczki i już było można wyczuć ich waniliowy zapach. Uśmiechnęłam się do siebie w końcu siadając na sofie. Była duża i przypominała literkę L, aczkolwiek zawsze pchałam się między poduszki. Okryłam się kocem i zabrałam się w końcu za ciasteczka.

Zaczynałam się martwić, bo mimo upływającego czasu nic się nie działo. Dopiero chwilę przed dwunastą usłyszałam charakterystyczny dźwięk wsuwania kluczy w drzwi. Przebudziłam się od razu i powoli wstałam, ponieważ mój ciężki brzuch ograniczał mi niektóre ruchy. Jęknęłam, widząc Go takiego zmarnowanego i zmęczonego. Ale kiedy tylko odwrócił swoją głowę w moją stronę, twarz jakoś mu złagodniała. Wzrok zatrzymał na mojej sennej, ale uśmiechniętej twarzy i w ciągu dwóch sekund pokonał dzielącą nas odległość. Wpił się w moje wargi. Całował namiętnie i gorliwie.

- Dobry wieczór, skarbie. - Wymamrotałam, zsuwając z niego marynarkę. Przymrużyłam oczy, kiedy zapalił światło.

- Czemu nie śpisz? - Spojrzał na mnie z troską, ale olałam to i z powrotem podeszłam do niego, owijając dłonie wokół umięśnionego ciała.

- Chciałam zaczekać. Iść z Tobą spać. - Uśmiechnęłam się, muskając policzek.

- Umyję się szybko i możemy iść do łóżka. Przepraszam, że tak długo to zeszło. Musiałem to skończyć dzisiaj. - Wyszeptał w moje włosy, wsuwając w nie nos. Pokiwałam delikatnie głową i pociągnęłam go w stronę łazienki.


Pomogłam mu się rozebrać i zrobiłam to również ze sobą, ponieważ dzisiaj miałam ochotę umyć się razem z nim. Nie ominęło nas kilka niewinnych pieszczot, ale na niczym konkretnym się to nie skończyło. Oboje byliśmy zmęczeni, dlatego po szybkim prysznicu zawinięci w ręcznik ruszyliśmy do sypialni. Wcześniej wstąpiłam do salonu, żeby zgasić świeczki i wyłączyć telewizor.

Zasłoniłam żaluzje, bo jutro obydwoje możemy się wyspać. Jeden z niewielu dni kiedy cały dzień możemy robić co nam się podoba. Stanęłam po prawej stronie łóżka, bo to moja część. Wsunęłam się pod satynową pościel, która przez moment była naprawdę zimna. Pogładziłam swój brzuszek, bo maluszek postanowił dać o sobie znać, dając mi delikatnego kopniaka w żebra. Śpiący był.

- No już, dzidzia. - Zaśmiałam się, sunąc opuszkami palców wzdłuż brzucha. Uśmiechnęłam się i położyłam ostrożnie w stronę swojego kochanka.


- Misiek? - Szepnęłam, unosząc wzrok na jego wpółotwarte oczy.

- Hmm? - Wymruczał tym swoim seksownym głosem, automatycznie rozpalając we mnie iskierkę podniecenia. Zagryzłam wargę, krzyżując niespostrzeżenie nogi.

- Nic, chciałam Ci życzyć słodkich snów. - Zaśmiałam się cicho, muskając delikatnie jego żuchwę.

Chyba umiał czytać mi w myślach, bo w ciągu sekundy znalazł się nade mną. Czule całował moją szyję, zjeżdżając powoli w dół. Powoli ściągnął ze mnie ręcznik, by swoimi magicznymi ustami pieścić piersi.

Jęknęłam cicho, ale nie odzywałam się. Nie chciałam żeby przestał. Przymknęłam powieki i uniosłam klatkę piersiową, wsuwając palce we włosy mężczyzny.

- Boże, Sandy.. Jestem taki zmęczony i taki podniecony, kiedy leżysz obok prawie naga. - Wyszeptał, a ja mogłam poczuć jak jego penis ociera się o moją kobiecość.

Powoli wsunął się we mnie i poruszając powoli biodrami wpił się w moje wargi. Jęczałam zadowolona, kiedy zaczął przyspieszać. Wariowałam pod jego dotykiem. Nasze ciała idealnie wpasowywały się w siebie. Z nikim nigdy nie było mi tak dobrze jak właśnie z nim. Zacisnęłam swoje ręce na jego ramionach i zadowolona wysunęłam swoje biodra naprzeciw jemu.



Więc, moi mili. W ciągu pół roku wszystko mogło się zmienić. Pytanie brzmi, czy to nadal Justin? Czy Sandy wyjechała z nim do Nowego Jorku? ;>

Rozdział jest szybciej, ale znacznie krótszy niż zazwyczaj.

Please, forgive me... (2 cz.)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz