18

2.7K 152 17
                                    


Od tygodnia nie rozmawiam z Justinem. Wymusiłam od niego adres i poprosiłam Wyatta żeby po mnie przyjechał. Od tego czasu chodziłam zdenerwowana, bo po mimo tego, że obydwoje z Justinem próbowaliśmy to odbudować to cały czas nam to nie szło. Zastanawiałam się tylko, czy to w ogóle tak powinno być. Czy może powinniśmy dać sobie z tym spokój. Nic nie wychodziło, nawet zwykła rozmowa. Ale skoro nie było tak źle, to czemu cały czas tkwił w tym zasranym pseudo małżeństwie. Nieważne kim jest on i kim jest jego żona, to było zdecydowanie naciągane i niesprawiedliwe. Od kiedy wyjechałam i brunet przestał kompletnie się do mnie odzywać. Te wszystkie plany stały jakby pod znakiem zapytania. A dla mnie to było za dużo, więc wniosłam o rok przerwy na studiach przez ciążę. Dzięki bogu zgodzili się na to bez rezygnacji, a nie zostanie cofnięte stypendium. Także odetchnęłam z ulgą i pozwoliłam sobie na pracę, a do siebie wzięłam też małą Katherine. Daniel ciężko zniósł rozstanie z małą, ale przez tydzień nie może się jej nic stać.

I tak właśnie ostatnie dwa dni spędziłam w zoo, na łyżwach, zjadłam mnóstwo lodów i waty cukrowej, a jutro zamierzam zabrać Kathy na zakupy. Cóż, nie potrafię trzymać wypłaty przy sobie. Okazyjnie stwierdziłam, że pozwolę sobie kupić jakieś ciuszki, które będę mogła ułożyć w nowym pokoju dla dziecka. Coś co będzie pasować na dziewczynkę i chłopca. Bez znaczenia.

- Kathy? Chodź, zrobiłam pancakesy na kolacje. Zjedz i do wyra, już. Bo mama zadzwoni i będzie zła, że nie śpisz. - Zaśmiałam się.

Niebywałe ile energii posiadają takie małe szkraby. W przeciągu paru sekund ta mini wersja Anieli i Daniela znalazła się w kuchni, na swoim miejscu.

- Dziękuję, ciociu. - Uśmiechnęła się, a ja od razu podałam jej herbatę, którą trzymałam w ręce.

- Jedz, pij i idziemy spać. - Podeszłam do dziewczynki i cmoknęłam czubek jej głowy.

Wyminęłam ją, a następnie ruszyłam w stronę łazienki, do której zamierzałam się dostać. Korzystając z chwili wolnego czasu napełniłam wannę wodą i wlałam płyn, żeby móc zrobić z tego pianę. Uśmiechnęłam się jak dziecko i po chwili mogłam relaksować się w gorącej wodzie. Przymknęłam powieki i na chwilę odpłynęłam, aczkolwiek z transu wyrwał mnie dźwięk smsa. Niechętnie wyciągnęłam rękę w stronę spodni przy okazji wycierając w nią dłoń. Z kieszeni wysunęłam telefon, by przeczytać wiadomość.

Od: Frajer!

Otwórz mi drzwi, proszę.

Do: Frajer!

Jestem zajęta, wybacz.

Od: Frajer!

Nie zachowuj się jak dziecko. Otwórz, bo je połamię.

Zaśmiałam się pod nosem, ale jednak po chwili rozmyśleń na ten temat stwierdziłam, że jednak ma tak dużo kasy i stać go na to. Niewiele myśląc wstałam ze swojego małego raju z cichym jękiem. Sięgnęłam po swój ręcznik owijając go wokół swojego ciała. Nie wytarłam się nawet, po prostu miałam przed sobą tą straszną wizję. Robiąc za sobą mokre ślady ruszyłam w stronę drzwi, które szybko otworzyłam i pociągnęłam do siebie. Spojrzałam na mężczyznę, który wyglądał inaczej niż zazwyczaj.

Jego usta były delikatnie wydęte, a oczy jakby smutne. W dłoni trzymał przepiękny bukiet czerwonych kwiatów, które gdy tylko mnie zobaczył wysunął przed siebie.

- Dobry wieczór, Sandy. Pięknie wyglądasz.

Uśmiechnęłam się na jego słowa, bo dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że oprócz ręcznika, na mojej twarzy zostały resztki makijażu, który pod wpływem gorącej pary zaczął spływać. Moje włosy niechlujnie spięte wysoko w górze. Cóż, uciekłabym.

- Cześć, Justin. Wchodź. - Szepnęłam, czując jak ogarnia mnie wstyd.

Podał mi kwiaty, delikatnie muskając przy tym policzek. Uśmiechnęłam się do siebie i odsunęłam delikatnie na bok, by mógł wejść do środka. Zamknęłam za nami drzwi i wskazałam mu na salon.

- Zapraszam. Pójdę się tylko... - Urwałam szybko, zamykając się w łazience. Szybko wytarłam twarz, a włosy rozpuściłam i rozczesałam. Zaśmiałam się do siebie i wskoczyłam w szlafrok, wcześniej wycierając się dokładnie.

Kiedy tylko moje odbicie nie straszyło tak bardzo, wzięłam z szafki odłożony wcześniej bukiet i wyszłam, kierując się do kuchni. Wstawiłam kwiaty do wody i zebrałam pusty talerz z kubkiem do zlewu. Usłyszałam cichy śmiech, który dochodził z sypialni. Przemknęłam przez mieszkanie, stając w progu.

W łóżku leżała Katherine, a obok Justin, bawiąc się lalkami młodej. Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia i podeszłam bliżej, siadając obok.

- Dobrze się bawicie? - Zaśmiałam się, delikatnie muskając opuszkiem palca nosek dziewczynki.

- Bardzo. Wujek Justin umie się bawić lepiej od Ciebie! - Krzyknęła, przysuwając róg pościeli do połowy twarzy.

- Hey, bardzo dziękuję! - Skrzyżowałam ręce na piersi, przechylając głowę delikatnie w bok.

- A Ty Justin, sio mi stąd. Kathy musi spać, jak grzeczna dziewczynka. - Brunet się mnie posłuchał, bo szybko wstał i odsunął się od łóżka, podczas gdy ja zebrałam wszystkie zabawki oprócz jednego misia i rzuciłam je do torby dziewczynki. Zostawiłam zapaloną lampkę przy łóżku i wyszłam razem z mężczyzną do salonu.

- Będzie z Ciebie dobra mama. - Uśmiechnął się, siadając na kanapie.

- Dziękuję. Cóż, chciałam powiedzieć, że z Ciebie też. - Zaśmiałam się, podczas gdy on zrobił to samo.

- Chciałem Ci coś pokazać. - Szepnął, wyciągając z tylnej kieszeni spodni papiery. - Rozwodowe.. papiery.

Wzięłam głęboki wdech, sięgając po nie. Powoli zaczęłam je czytać, ostatecznie z powrotem je zwijając i odkładając na bok.

- Rozprawa jest za dwa tygodnie. Równe. Wyprowadziłem się, kupiłem mieszkanie na Manhattanie. Chciałem, chciałem przeprosić i prosić żeby ten ostatni raz był taki jaki miał być od początku. - Szepnął, chwytając niepewnie moją dłoń. Wzięłam głęboki wdech, odwracając wzrok na okno.

- Justin, okey, jest ten rozwód, jest koniec, ale... Czy... To ma sens? Powinniśmy do tego wracać? Może jest coś co mówi nam, że nie jesteśmy sobie pisani i to nie ta bajka. - Wymamrotałam, zerkając na mężczyznę. Spiął się, a jego szczęka była mocno zaciśnięta.

- Żartujesz? Przyjeżdżasz do Nowego Jorku. Całkiem przypadkiem lądujesz u mnie w magazynie na stażu. Później ten romans i... Ciąża. Cały czas trafiamy na siebie i czy chcesz, czy nosisz pod swoim sercem również moje dziecko. Nie pozwolę Ci odejść, mimo głupich słów, które ciągle mówię. Wiem, że jest Ci ciężko, a ja tylko dokładam swoje. Spójrz, chciałbym, żebyś zamieszkała ze mną. Małymi kroczkami dojdziemy do wszystkiego. Urządzisz pokój dla dziecka, tak jak zechcesz. Będziemy szczęśliwą rodziną. Hey, Sandy... Kocham Cię. Tak jak nie kochałem nikogo w życiu.

Na jego słowa w moich oczach zakręciły się łzy. Odwróciłam głowę w stronę Justina by wpić się w wargi bruneta.





_____________________

Dziękuję, że jesteście cierpliwi. Za półtora tygodnia mam egzamin zawodowy, najważniejszy dla mnie. Proszę, wybaczcie mi i po tym wszystkim postaram się. Naprawdę.

Please, forgive me... (2 cz.)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz