12

2.7K 157 6
                                    




- Powiesz mu? - Szepnął, leżąc obok. Z tym wyjątkiem, że on zajmował miejsce na pościeli, a ja pod nią.

- Nie, raczej nie. Powinnam? - Pociągnęłam nosem, a z moich oczu poleciała kolejna łza.

- Myślę, że tak. - Odpowiedział i mocniej zacisnął ramiona wokół moich ramion.

- A może to co powinnam zrobić to usunąć ciążę? Wyatt, przed chwilą byłam niemalże pewna żeby zerwać całkowicie z nim znajomość. On ma żonę, do cholerci. - Jęknęłam.

- Nie mów tak nawet. Nie pozwalam Ci tak myśleć. Porozmawiaj z nim, w najgorszym wypadku będę Ci pomagać. Masz mnie, brata, świetną bratową i nie zapomnij o tym. A teraz nic nie mów i śpij. - Wyszeptał, muskając moją głowę.


Nie odezwałam się już, wsłuchałam się w jego oddech i powoli zasypiałam. Obudził mnie dopiero dźwięk budzika. Jęknęłam i przeklęłam w myślach. Podniosłam się i przeciągnięciem palca wyłączyłam tą denerwującą melodię, a sama szybko wstałam z łóżka. Wyatta już nie było, została tylko mała karteczka, na której oznajmił, że musiał jechać wcześniej, żeby przebrać się u siebie.

Niewiele myśląc spojrzałam w okno, za którym ciągle padał deszcz. Wypuściłam głośno powietrze i ruszyłam w poszukiwaniu ciuchów na dzisiejsze zajęcia. Ostatecznie wybrałam czarne legginsy i długą bluzę, która zakrywała mój tyłek. Rozczesałam włosy, zrobiłam delikatny makijaż i zabrałam się za śniadanie. Czułam, że to mój obowiązek dbać teraz o siebie. Nie przywykłam jeszcze do tej myśli, że w moim brzuchu rośnie fasolka, aczkolwiek staram się zaakceptować to i słuchać swojego przyjaciela. Próbuję też oswoić się z myślą, że będę samotną matką.

Wpatrzyłam się w zegarek konsumując płatki z mlekiem. Po mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka. Wiedząc, że to Wyatt po prostu szybko wstałam, zebrałam swoje rzeczy i nasunęłam na nogi urocze, różowe kalosze, które nawet ich nie przypominały.

- Skarbie... - Szepnął, gdy tylko otworzyłam drzwi. - Jak się czujesz?

- Jest okej. Chodźmy, już dziewiąta. - Posłałam mu uśmiech, przepychając się do przodu. Zamknęłam drzwi na klucz i razem ruszyliśmy przed kamieniczkę do auta blondyna.

- Umówiłem Cię do ginekologa. Dzisiaj po zajęciach. - Wyszczerzył się, zajmując miejsce kierowcy.

- Boże, to się dzieje za szybko. Mam teraz udawać szczęśliwą, zakochaną mamuśkę. Nie prosiłam o to. Poza tym, skąd wiesz, czy dziecko urodzi się zdrowe? Czy w ogóle się urodzi? Kurwa, byłam ćpunką. Wyatt, chyba nie zdajesz sobie sprawy jakie to niebezpieczne i bezmyślne. - Pokręciłam z dezaprobatą głową.

- Czy będąc tu w Ameryce... Ćpałaś? Brałaś coś? - Mocno uderzyłam głową w oparcie fotela.

- Żartujesz? Nie, nigdy. Nie brałam tu i ponad rok w Anglii. Jestem czysta, ale... To nie zmienia faktu, że jestem wyżarta od środka. - Szepnęłam i przez całą drogę wpatrywałam się w okno, za którym cały czas lał deszcz.

- Sandy, do chuja. Czy Ty nie rozumiesz co się wokół Ciebie dzieje? Ogarnij się, bo ja za Ciebie nie będę podejmować decyzji. Musisz zdać sobie kurwa sprawę z tego, że jesteś w ciąży i nie obchodzi mnie kto jest ojcem, ani gdzie on jest. Masz moje wsparcie, ale zrozum w końcu, że tu nie chodzi tylko o Ciebie, ale też o bezbronne dziecko, które nie jest niczemu winne! - Był zły. Naprawdę zły.

Odwróciłam głowę w jego stronę i mimo, że miał rację to byłam na niego zła. Gdy samochód zatrzymał się przed uczelnią, ja szybkim ruchem opuściłam je i trzasnęłam drzwiami tak mocno jak tylko byłam w stanie. To było jego ukochane auto, aczkolwiek nie robił sceny. Na szczęście. Odjechał jak tylko zrobiłam krok w stronę drzwi wejściowych. Już po paru minutach siedziałam w auli czekając na wykładowce.

Please, forgive me... (2 cz.)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz