23

2.1K 126 13
                                    




Życie stale nas zaskakuje. Raz jest dobrze, raz tragicznie. Wszystko się zmienia, każdy ma swoje problemy jak i każdy popełnia błędy, które potrafią nas prześladować do końca. Na całym świecie dzieją się rzeczy, które potrafią załamać ludzi. Tak bardzo, że są skłonni oddać najcenniejszą rzecz jaką posiadają - swoje życie.


Nie byłam w stanie myśleć, czuć ani się poruszać. Leżałam bezwładnie chcąc jak najszybciej wymazać ten tragiczny obraz z mojej głowy. Słyszałam tylko... Pikanie. Powoli uchyliłam swoje powieki. Głowa niemiłosiernie mnie bolała, a gardło było suche jak wiór. Widziałam jedynie ciemność. Jednak po drugiej stronie pomieszczenia paliła się mała lampka, a przy łóżku siedział Justin. Miał zamknięte oczy i oddychał bardzo spokojnie. Spał. Nie chciałam go budzić, aczkolwiek byłam bardzo zmartwiona.  Byłam otoczona kablami i maszynami, czułam się przytłoczona. Przesunęłam dłońmi po brzuchu.

Chwila...

Gdzie jest mój brzuch?

Urodziłam? Kiedy? Czy upadek przyspieszył poród? A ja byłam nieprzytomna i nic nie pamiętam?

Boże, muszę zobaczyć Molly. Jestem cholernie ciekawa, czy będzie miała urodę po mnie, czy po Justinie. A może taki mały mieszaniec? Boże, śniła mi się. Jej śmiech i uroczy uśmiech. Chciałabym ją w końcu przytulić.


Byłam osłabiona, ale dosyć szybko sięgnęłam po duży czerwony guzik, który przywołał dwie pielęgniarki. Jedna z nich spojrzała na mnie i szybko wybiegła, druga zaś od razu zaczęła mnie badać.

- Gdzie jest moja córka? Mogę ją zobaczyć? - Wyszeptałam, od razu odpinając się od maszyny. Ta zaczęła głośniej pikać przez co Justin wybudził się ze snu.

- Kochanie? - mruknął przecierając swoje powieki. - Boże, obudziłaś się. W końcu.

Uśmiechnął się i od razu rzucił się na moją szyje. Aż tak długo spałam? Przesunęłam swoimi dłońmi po plecach mężczyzny i mocno wtuliłam się w niego.

- Panie Bieber, proszę się odsunąć. Panienka Sandy jest osłabiona. Musimy sprawdzić, czy wszystko jest z nią w porządku. - Szepnęła i posłała mu dziwne spojrzenie. Zmarszczyłam brwi, ale nie protestowałam.

- Dobrze, ale... - W tym momencie przeszkodził lekarz, który wszedł z pielęgniarką, która weszła tu na początku. Zacisnęłam swoje wargi, kiedy ten poprosił Justina żeby wyszedł. - Dobrze, więc... Pójdę po kawę.

Westchnął i wyszedł. Zostawił mnie samą wśród dziwnych ludzi. Byłam rozsypana psychicznie, nie wiedziałam ile tu jestem.

- Doktorze? Ile spałam? - Spojrzałam na niego i delikatnie zmarszczyłam brwi.

- Trzy dni, Sandy. Byłaś nieprzytomna. Upadłaś uderzając głową. To ona przyjęła największe obrażenia. Ale wydaje się, że wszystko jest w porządku. - Posłał mi uśmiech, a ja pokiwałam głową w geście zrozumienia.

- Dobrze, a co z Molly? Co z moją córką? - Szepnęłam, gładząc brzuch.

- Musieliśmy zrobić cesarskie cięcie. Przykro mi, ale... Mimo prób i zaangażowania nie udało nam się uratować dziecka. Zmarło chwilę po upadku.

Co?

Nie, ja się przesłyszałam.

Leżałam wryta na tym cholernym szpitalnym łóżku i błagałam żeby ktoś cofnął czas. Przesunęłam palcami po skórze głowy i nim się zorientowałam z moich oczu ciurkiem leciały łzy. Odpięłam wszystko z mojego ciała, a z wenflonu wyciągnęłam kroplówkę. Powoli wstałam z łóżka mimo próśb lekarza oraz sióstr. Chwile kręciło mi się w głowie, ale nie mogłam okazać słabości. Ruszyłam do wyjścia, powoli i na miarę swoich możliwości szłam korytarzem przed siebie. Z widny wyszedł Justin, a jego pusty wzrok utknął na kubku z kawą.

- Justin! - Krzyknęłam zapłakana, przecierając ze swoich policzków łzy.

Tak mam odpłacać za cholerne błędy? To tak mam cierpieć? Nie zasłużyłam na stratę najważniejszej dla mnie istoty. Mieliśmy tworzyć rodzinę, mieliśmy być razem, we trójkę. Miało być, kurwa, cudownie!

- Sandy? Kochanie... Wiesz już... - Odłożył kubek na parapet i uchylił swoje ramiona. Rzuciłam się na niego. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę jak straszliwie ryczę. Po chwili słyszałam już tylko płacz Justina. Obydwoje byliśmy pogrążeni w smutku i żałobie. Bo mimo tego, że nie zdążyliśmy zobaczyć Molly, tak bardzo ją kochaliśmy.

Czułam jak coś wypala mnie od środka. Odsunęłam się minimalnie od Justina by unieść swoją głowę na jego zapłakaną twarz.

- Justin, to Ona... - Wyszeptałam, a swoje palce zacisnęłam na jego białej koszuli.

- Co? - Zmarszczył w zdezorientowaniu swoje brwi.

- Tamara. Przyszła, groziła mi. To ona zrzuciła mnie ze schodów. Powiedziała, że nie pozwoli mi urodzić dziecka... - Mruknęłam, a swoimi drżącymi palcami przesunęłam po policzkach mężczyzny, ścierając tym samym jego łzy.

- Jak to? Nie było jej tam... To... Trzeba zgłosić na policję. Ja się tym zajmę. Ona jest nienormalna. Chora psychicznie, kurwa. Jak można zrobić coś takiego dziecku? Sprawdzę kamery jak tylko wrócimy do domu.

Juz nic nie mówiłam. Nie potrzebowałam słów, aczkolwiek chciałam jak najszybciej znaleźć się u siebie w łożku. Byłam tak bardzo smutna, że nie dało się tego opisać. Nie potrafiłam wykazać jakiegokolwiek zadowolenia. Nic mnie nie cieszyło. Wypisałam się na żądanie.

Nikt nic nie wiedział, bo nie miałam sił nikomu o tym mowić.
To na pewno zbliżyło mnie i Justina do siebie. Pogrzeb zorganizowaliśmy, ale byliśmy na nim tylko my. Mogłam zobaczyć swoją małą córeczkę, której pięknego uśmiechu nie zdążyłam zobaczyć. Po powrocie do domu Justin zajął się sprawą z Tamarą, a ta dzięki nagraniu z kamer szybko została zamknięta. Teraz toczy się sprawa przeciwko niej.

Dzisiaj zrobiłam obiad, chociaż nie miałam na to sił to chciałam żeby wszystko wróciło do normy, aczkolwiek nic nie było takie jak przedtem. Wyglądałam okropnie, schudłam. Jednak mimo tego co widziałam w lustrze to Justin codziennie powtarzał mi jaka jestem piękna i cudowna. Byłam szczęśliwa, że miałam go przy sobie.

Jedząc w ciszy co chwile zerkałam na swojego mężczyznę. Byłam zmęczona, jednak starałam się zachować pozory.

- Jak było w pracy? - Uśmiechnęłam się w jego stronę, okładając widelec na moment.

- Całkiem dobrze. Jak zawsze... Um... Sandy? - Mruknął niepewnie, patrząc na mnie.

- Tak? Coś się stało? - Zmarszczyłam swoje brwi i przesunęłam się ze swoim krzesłem bliżej mężczyzny.

- Weźmy ślub. Teraz, jutro, jak najszybciej. Jesteś cudowną kobietą i to z Tobą chcę spędzić resztę życia. Bez względu, czy spędzimy je sami, czy z dzieckiem.

Byłam zdziwiona. Mimo, że wiedziałam jak bardzo mnie kocha, to nie sądziłam, że do tego się posunie. Pokiwałam powoli swoją głową i szczęśliwa rzuciłam się w jego ramiona.


_______________
To jest juz prawie koniec. Powstanie niedługo epilog. Kocham mocno, buziaki. ❤

Please, forgive me... (2 cz.)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz